Prowadzę prezentację z psychologii mediów. Pełna powaga i skupienie. Mój laptop jest podłączony do rzutnika. Nagle oczom studentów ukazuje się gigantyczna strona aukcji na eBay. Rzecz rozgrywała się o figurkę. Kilkanaście punktów artykulacji, świetna rzeźba, ale jednak – zabawka dla dzieci od siódmego roku życia (z uwagi na małe i ostre elementy). Na szydercze uśmieszki odpowiedziałem, że od lat zbieram figurki superbohaterów.
Teraz trudno mi to zracjonalizować. Łatwiej byłoby w przedszkolu, w którym wszystko się zaczęło. Inna sprawa, że zdobywszy pierwszą figurkę, nie miałem pojęcia, że wyraz „zracjonalizować” istnieje. Dostałem Batmana. Nie pochodził z Gotham City, a z kiosku Ruchu, i był za mały, żeby przestraszyć nieobliczalnego Jokera. Joker był nieobliczalny w sposób dosłowny o tyle, że w jego roli występował Ronald McDonald. Jakkolwiek umowny, jako jedyny w historii Jokerów skutecznie pozbył się Batmana!
Rzecz miała miejsce na placu budowy sabotowanym przez McJokera. Po nad wyraz brutalnej walce klaun wepchnął Batmana do pomarańczowej gruszki. Przez kolejne miesiące zaklinowany Batman grzechotał wewnątrz zabawki i nikt nie był w stanie go wygrzechotać. Pozostał w niej na dobre. Za to pierwszego Spider-Mana zgubiłem przed seansem Spider-Mana Sama Raimiego. Wyobraźcie sobie moje rozgoryczenie, kiedy po obejrzeniu filmu nie mogłem go odegrać moją figurką. Ktokolwiek odnalazł ją we wrocławskiej Koronie, był szczęśliwym człowiekiem.
Od kilku akapitów próbuję pokazać, że każda figurka ma swoją historię. A jaka jest historia figurek?
Kiedy przychody z filmu nie wystarczają, producenci wypuszczają na rynek rozmaite produkty sygnowane popularną marką. Taką praktykę nazywa się merchandisingiem, a zabawki są jego częścią. Przy okazji premiery siódmych Gwiezdnych Wojen w warzywniakach można było kupić brandowane owoce. Zresztą Gwiezdne Wojny zarobiły na gadżetach więcej niż na filmach.
Wysokonakładowa produkcja figurek znanych postaci stała się obowiązującym trendem. Figurki ratowały budżet DC Comics i Marvela podczas spadku sprzedaży ich komiksów. Wkrótce zaczęły wyznaczać losy superbohaterów. Jim Shooter, który władał Marvelem w latach osiemdziesiątych, stworzył Secret Wars. Tajne Wojny były pierwszym wydarzeniem, w którym udział wzięli Spider-Man, Fantastyczna Czwórka i cała reszta Marvelowskiego panteonu naraz.
Shooter przyznał, że bohaterów zebrał tylko po to, żeby pokazać dzieciakom, jak mają się nimi bawić. Komiks, który miał zapisać się w historii jako pierwszy crossover, torujący drogę dla wybitnego Infinity czy przełożonego na filmową superprodukcję Civil War, był reklamą zabawek.
Przed powstaniem klasycznej kreskówki, wybitnego filmu animowanego i kasowych produkcji o Transformerach istniała linia zabawek Hasbro. Podobną historię mają tak popularne marki jak G.I. Joe i He-Man. Nigdy nie usłyszelibyśmy najwybitniejszego wykonania piosenki What’s Going On, gdyby nie zabawki!
Zabawka a figurka kolekcjonerska
Postawiłem na półce figurkę Iron Mana z wyprzedaży. Wysłużony Spider-Man mierzył aż sześć cali, zatem wyglądał jak olbrzym. Kupiłem więc kolejnego, w dopasowanej skali 3,75 cala. Jak już miałem Iron Mana, głupio było nie dokupić Avengers. Na daną chwilę ekipa liczy pięćdziesiąt postaci. A mowa o samych bohaterach Marvela…
To naprawdę nic w stosunku do około czterystu dwudziestu egzemplarzy Bartka Kosakowskiego. Jego sentyment do figurek też pochodzi z czasów dzieciństwa, kiedy to marzył o Megazordzie składającym się w samochód. Właściwą kolekcję rozpoczął przez przypadek, kiedy w dwudzieste urodziny zobaczył w sklepie Scorpion Venoma z serii Spider-Man Classic.
– Dałem za niego 65 złotych, co przyszło mi z ciężkim sercem. Zanim na dobre wciągnąłem się w zbieranie zabawek, przegapiłem wiele takich okazji cenowych, bo wydawało mi się drogo. Dzisiaj, kiedy większość figurek jest praktycznie dwa razy droższa, wydałbym tamte pieniądze bez mrugnięcia okiem.
Wkrótce samo kolekcjonowanie przestało mu wystarczać. Natrafił na stronę FigureRealm, gdzie użytkownicy zamieszczają zdjęcia podrasowanych figurek nazywanych customami. – Wydawało się to na tyle ciekawe, że pewnego dnia wybrałem się do sklepu i zgarnąłem kilka figurek. Miałem resztki farb z gry bitewnej Władca Pierścieni. Efektem kilkugodzinnej zabawy był przemalowany Komandor Kobra.
Nie miał doświadczenia w malowaniu. Wcześniej pomalował tylko kilka ludzików do bitewniaka, bo bał się popsuć resztę. Nie brylował na zajęciach plastyki.
– Na szczęście wspomniane FigureRealm jest świetnym miejscem nauki fachu, pełnym wszelkiego rodzaju porad – od malowania, przez rzeźbienie, po naprawę i dorabianie stawów. Uczyłem się tam obchodzić z farbami, jak i tego, że warto umyć dokładnie figurkę przed malowaniem i co to w ogóle jest dry brush.
Bartek prezentuje swoje prace pod szyldem Shinigami Customs. Zdarza mu się wykonywać customy na zamówienie, dla kolekcjonerów z całego świata. W filmach na YouTubie opowiada o tym, jak tworzy swoje dzieła sztuki. No właśnie – sztuki?
Jego zdaniem rzeźby z punktami ruchu stają się ciekawym eksponatem jedynie, kiedy chce się pokazać historię zabawkarstwa.
– Byłem w kilku muzeach zabawek w Polsce i o ile dało się tam zobaczyć rzeczy sprzed kilkuset lat, o tyle współczesne zabawki kończą się na lalkach Barbie i klockach Lego, ignorując choćby Marvel Legends.
Customizer wyobraża sobie wystawę figurek w galerii. Nawet figurki produkowane masowo są jego zdaniem dziełami sztuki. Według niego tacy producenci jak Diamond Select Toys, NECA czy Hot Toys dostarczają do domów rzeczy, których nie powstydziłby się prawdziwy artysta. Pewnego razu Shinigami skontaktował się w tym celu z jedną z katowickich galerii sztuki współczesnej.
– Postanowiłem zaproponować tej galerii coś z moimi zabawkami, bo uznałem ją za najlepszy przykład tego, co mnie bawi w dzisiejszej sztuce alternatywnej. Sami mnie do tego sprowokowali poważnymi wystawami o chlebie, smutnym żywocie kobiet i artystycznych prowokacjach w śląskich parkach. Niestety okazało się, że nawet w tak inkluzywnym miejscu nie patrzy się pozytywnie na Spajdermeny.
Autor tekstu: Dominik Łowicki
Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement” (marzec/kwiecień 2017).