Są takie miesiące, kiedy książki (z hukiem i z bólem serca) spadają na liście priorytetów na (prawie) samo dno. Tak działa grawitacja sesyjna: jedyna taka, wytwarzana w środowisku studentów tylko dwa razy do roku – zimą, w styczniu bądź lutym i tuż przed wakacjami, w maju i czerwcu. Dlatego tym razem niewiele: spora dawka historii (tej celebrowanej i tej zapomnianej) zagryzana ogromną porcją intrygującej przepowiedni.
Dziewczyna z daleka Magdaleny Knedler – 8/10
Przyznaję się – o tej książce zbyt wiele ode mnie nie usłyszycie, bo fabuła Dziewczyny… zdążyła już zatrzeć się w mojej pamięci: przygnieciona wiedzą podręcznikową i literaturą naukową; płowiejąca pod naciskiem perspektywy czasu. Dlatego krótko, wręcz lapidarnie: Dziewczyna z daleka to naładowana retrospekcjami, intrygująca tajemnicą historia, która korzeniami sięga zaprzeszłej rzeczywistości stepów dwudziestowiecznej Syberii. Mocny i intymny dialog z tym, co było, bez oceniania, z cenzurą właściwą ludzkiej – migawkowej – pamięci.
Szeptucha i Noc Kupały Katarzyny Bereniki Miszczuk – 7,5/10
Seria z gatunku „co by było, gdyby…”. Chrześcijaństwo nigdy nie zostało zasiane w kraju Polan. Mieszko (wówczas posługujący się imieniem Dagome) mocą naparu z kwiatu paproci zostaje namaszczony charyzmatem wiecznego władcy. To, co magiczny napój podarował, tylko on może odebrać. Lata płyną, nieśmiertelność zaczyna ciążyć mężczyźnie, a niezwykła roślina zakwita tylko raz w milenium…
Ten dzień przypada akurat wtedy, gdy w Bielinach, niedaleko Łysej Góry, przebywa Gosława Brzózka.
Obowiązkowe praktyki u miejscowej Szeptuchy, początkowo postrzegane przez Gosię jako przykry obowiązek na drodze do upragnionej medycyny, zmieniają się w szkołę… wiary. Bogowie nie lubią ignorantów, a baśniowe podania mogą porzucić czysto metafizyczną formę w najmniej oczekiwanym momencie i w najmniej spodziewany sposób. Co gorsza – zmaterializowane bóstwa i senne mary mogą się do takiego ignoranta pofatygować osobiście, a takie spotkanie raczej nie bywa bezinteresowne.
Aż chciałoby się powiedzieć: „Cudze chwalicie, swego nie znacie” – cykl Kwiat paproci to dowód na to, że słowiańskie gusła, wplecione w fabułę powieści, nie ustępują czarom literackiej skandynawistyki.
Cały cykl jest wprost przesiąknięty owym słowiańskim dziedzictwem – poczynając od tradycyjnie znaczących imion (Żywia, Sława, Jarogniewa, Radomir to zaledwie niektóre z nich), poprzez tajemną wiedzę „mądrych bab” znachorek i nieco szamańską aurę kapłanów – żerców – aż po starodawne obrządki i święta. Fabuła staje się równocześnie podręcznikiem, rodzimą mieszanką Mitologii Parandowskiego i Bestiariusza Słowiańskiego Pawła Zycha i Witolda Vargasa, na której kartach odkrywamy te elementy ojcowizny, które z jakiegoś powodu rzadko lądują w szkolnych podręcznikach. Ogromnie cenię, kiedy autor podejmie trud weryfikacji swoich wyobrażeń z rzeczywistością i zaczerpnie wiedzy od specjalistów. Skansen w Tokarni w Chęcinach stał się pierwowzorem dla klimatycznej chatki Szeptuchy, a wiedza z ziołolecznictwa, którą autorka przekabaciła w swych powieściach, posiada udokumentowane powiązania z prawdziwymi niegdysiejszymi zaleceniami znachorek (momentami, podobno, podkoloryzowane – ale któż by się czepiał?)
Siłą powieści są również humorystyczne wstawki – Gosia czaruje czytelnika swoim sarkastycznym podejściem i grzecznościowymi niezręcznościami. Zdobyła moje serce już po pierwszych kilkunastu stronach Szeptuchy, a taka sytuacja nie zdarza się zbyt często.
Seria dobra i warta tego, by się z nią zapoznać, ale niestety – pozostawiająca niedosyt. Mam wrażenie, że cała fabuła kreowana była pod gusta nastolatek i tym samym stała się zbyt pobłażliwa dla wyobraźni. Możliwe jednak, że to ja po prostu miałam zbyt wysokie oczekiwania, żądając pełnowymiarowego, pełnokrwistego fantasy. Mniej młodzieżowej miłości, więcej intryg, magii – tego mi potrzeba! Jestem w trakcie czytania kolejnego tomu: Żercy, przede mną jeszcze Przesilenie – może mnie jeszcze zaskoczy.
Ślepe stado Johna Brunnera – 9,5/10
Równowaga w przyrodzie musi zostać zachowana – to sformułowanie idealnie wpasowuje się nie tylko w mój czytelniczy przegląd (plasujący to dzieło tuż po rozrywkowej serii Kwiat Paproci), ale również w fabularną przestrzeń Ślepego stada. Wizje przyszłości, rozpościerane każdorazowo na kartach powieści autora Wszyscy na Zanzibarze („must read” na mojej liście), to już dzieła ciężkiego kalibru, przytłaczające czasową bliskością swej wizji i uwznioślające świadomością profetycznych zdolności brytyjskiego pisarza science fiction (Ślepe stado wydano w 1972 roku!)
To lektura, która stroni od oczywistości; obfita w bohaterów, poszatkowana na krótkie podrozdziały na kształt klatkowych ujęć filmu – wyrywków z rzeczywistości pre- (lub: post?) apokaliptycznej Ziemi. Mamy tu środowiskowy ambaras, biologiczno-chemiczne starcia czerpiące ze strategii wojny hybrydowej, ruch religijny usprawiedliwiający swoje terrorystyczne ataki paradygmatem wyższego dobra; mamy zakulisowe intrygi, wielkich graczy rynkowych, humanitarne hasła i epidemiologiczne pokłosie ludzkich błędów. Brunner z reporterskim pietyzmem wydobywa szczegóły, wywierając piorunujące wrażenie na czytelniku. Dzięki mnogości perspektyw buduje wielowymiarowość tematu, pozwalając na indywidualne rozstrzygnięcia – nie sugeruje jednej, jedynej, właściwej prawdy, ale szczegółami maluje w naszej głowie emocje. Autor nie epatuje biedą, chorobą, brzydotą czy szaleństwem; serwuje je pośrednio, wzmagając szok:
Niech to szlag, czas nastawić kolację, inaczej mój cholerny mąż będzie… i to dziecko, znowu ryczy, i…
Machinalnie, z myślami zaprzątniętymi telewizją, którą oglądała przez całe popołudnie, owinęła dziecko, włożyła je do piekarnika, nastawiła temperaturę i wróciła do fotela z kurczakiem w objęciach.
Przestało wyć. Nareszcie!
Książka-przepowiednia. Ostrzeżenie. Fabuła, poprzedzielana komunikatami prasowymi, transkrypcją telewizyjnych wywiadów i poezją, uderza swoją… zwyczajnością. To zaskakuje – Brunner nie uwypukla odmienności wykreowanego przez siebie świata, ale konstruuje go tak, jakby w swej anormalności był normalny. Ludzie się kochają, pracują, spotykają – a tuż obok nich sypie się Ziemia. Otwarte zakończenie uświadamia, że jako ludzkość możemy mieć w genach skłonności do samozagłady. Fascynująco przerażająca powieść.
Autorka tekstu i zdjęć: Dominika Gnacek