facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Życie i śmierć

Wielu znajomych mi ludzi odeszło ostatnio w bardzo młodym wieku. Kiedyś pisałem dla „Suplementu” tekst o tym, jak to dobrze mieć fajny pogrzeb. Teraz napiszę o życiu i umieraniu.

Rodzimy się z krzykiem na ustach. Gdy tylko lekarz klepnie nas po raz pierwszy w pupę, wydajemy z siebie jazgot, bo inne formy wyrażania emocji poznamy dopiero później. I tak nam zostaje, krzyczymy przez całe życie: ze szczęścia, ze strachu, z bezsilności, z wściekłości. Czasami napinamy wszystkie mięśnie ciała, nabieramy powietrza w płuca, kotłują się w nas emocje, a z naszych ust wydobywa się tylko cisza.

Ciągle się czegoś obawiamy, Boimy się, że nie mamy pracy, dobrych ocen, nie znaleźliśmy jeszcze pasji albo miłości. Kiedy już osiągniemy cel, boimy się, że wszystko to stracimy. Nawet gdy mamy stabilność i szczęście, gdzieś pod skórą czujemy, że wszystko może się kiedyś posypać, a na skórze czujemy zimny dreszcz.

Są i okresy beztroski, w których nie myślimy o przyszłości, a ona zawsze w końcu nadchodzi.  Pewnego dnia budzimy się z żalem, że czegoś nie zrobiliśmy albo że coś zrobiliśmy nie tak, jak trzeba. Im będziemy starsi, tym bardziej zaczniemy obawiać się śmierci. To dlatego religijność wzrasta z wiekiem, bo człowiek potrzebuje myśleć, że coś go jeszcze czeka. Że jak to, to już ma być koniec? Wtedy można nakarmić się nadzieją, że coś nas jeszcze czeka i coś możemy zmienić.

Ja się nie boję śmierci i nigdy się jej nie obawiałem. Gdybym odszedł nagle jutro, z całą gwałtownością nieszczęśliwego wypadku lub zbiegu okoliczności, to po prostu nie byłoby moim problemem, tylko tych, którzy zostali po tej stronie. To, co mnie przeraża, to starość. Jedna moja babcia była sprawna fizycznie, ale zachorowała na Alzheimera i na koniec nie poznawała już praktycznie nikogo, snując się jak cień przez ostatnie dni życia. Druga moja babcia ma dalej umysł ostry jak brzytwa, ale skrajną trudność stanowi dla niej podniesienie się z łóżka. Nie wiem, który scenariusz byłby dla mnie gorszy.

Dlatego wracamy do dzieciństwa. Do czasu beztroski, kiedy naszym największym zmartwieniem było nie spóźnić się na emisję kreskówki. Dlatego ja kupuję za kilka groszy stare komiksy, a inni przekładają między palcami popsute zabawki, karty z piłkarzami albo ubranka, które nie nadają się już do niczego i z których nigdy nie skorzystamy.

Chcemy przedłużyć sobie dzieciństwo, bo potem zostaje nam już obawa o pracę, pieniądze i to, że stracimy to niedojrzałe szczęście z lat szczenięcych. Zamienimy się w roboty, z wierzchu zimne jak stal, z których są wykonane, a wewnątrz rozpalone od wiecznie przeciążonych obwodów.

Przed nami wiele dróg. Z niektórych zawrócimy, niektóre są ślepe, czasem dojdziemy do ich końca. Czasem zdarza się zboczyć ze wszystkich na samym starcie. A czasem podążamy drogą, by na jej końcu i tak skoczyć w nieznaną czeluść.

Rozmawiamy o sprawach błahych, choć bliskich, po czym zdajemy sobie sprawę, że ta druga osoba gaśnie z dnia na dzień. Z reguły już po fakcie. Żyjemy w czasach, gdy na Facebooku pojawiają się świeczki, żale, wspomnienia i smutki. Trochę mnie to zniesmacza, bo jak to, co to za narzędzie do wyrażania emocji. Ale gdy się nieco zastanowiłem, to pomyślałem, że jakie mam prawo oceniać innych ludzi i ich sposoby wyrazu? A może dotarliśmy do tego miejsca w historii, gdzie lepiej, łatwiej i rozsądniej jest wyrazić swoje emocje przez kabel? Czemu nie. Lepiej zrobić to tak, niż wrzeszczeć ciszą, szelestem warg.

Nawet gdyby ktoś nagle postawił mi świeczkę na profilu facebookowym, to pewnie sporo osób by nie uwierzyło, że mnie już nie ma. Przylgnęła do mnie łatka śmieszka, dyżurnego „rozbawiacza”, który na każdą sytuację reaguje żartem, przeważnie trywialnym, bo taki łatwo wyprodukować i przyjąć. Jest wygodny i w zasadzie go sobie cenię.

To jest mój sposób na życie. Wolę wszystko obrócić w żart, niż złościć się, płakać, kłócić i niepokoić. To działa jak aspiryna, choćby kosztem tego, że inni mogą się na mnie obrazić. Bo życie jest przewrotne, a młodość szczególnie. Jeden z moich ulubionych cytatów brzmi: „Co za ponury absurd… Żeby o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem?”.

No, ale pora kończyć ten emocjonalny rzyg. Wy też powinniście wracać do swoich zajęć, bo oby przed nami stało całe życie. Żal marnować.

 

Autor tekstu: Paweł Czechowski

Post dodany: 21 lipca 2017

Tagi dla tego posta:

felieton   Paweł Czechowski   śmierć   życie  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno