facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Tańczący z trupami

– Kto tym razem? – zapytał Robert, który ledwo co wszedł do mieszkania.
– Mężczyzna w średnim wieku – odpowiedział mu jeden z policjantów badających miejsce
zbrodni. – Zabity przez uderzenie ciężkim przedmiotem w tył głowy.
– Tyle widzę – prychnął i podszedł do ciała. – Paweł, chodź tu – raczej brzmiało to na rozkaz
niż na prośbę.
Przekroczyłem próg gabinetu i podszedłem do swojego mentora. Wyglądał, jakby dopiero co
opuścił przedstawienie teatralne, by móc zając się tą sprawą. W porównaniu z nim
przypominałem przypadkowego przechodnia wziętego prosto z ulicy.
Wchodząc, poczułem się, jakby czas wrócił do XIX wieku. Ściany zakryte były bordową
tapetą, nie brakowało drewnianych zdobień. Mały, wahadłowy zegar liczył kolejne sekundy
na ścianie. Naprzeciw siebie miałem rząd regałów wypełnionych książkami. W
pomieszczeniu nie było ani jednej lampy. Źródło światła stanowiło słońce wpadające przez
okno oraz świece stojące na biurku, na którym leżał mężczyzna z roztrzaskaną czaszką.
– Podejdź tu – rozkazał detektyw, więc stanąłem obok niego. – Co jesteś w stanie o nim
powiedzieć?
Nie pierwszy raz uczestniczyłem w śledztwie i wielokrotnie widziałem ciała w o wiele
gorszym stanie, mimo to wciąż trudno było mi się z tym oswoić. Jednak pochyliłem się nad
biurkiem. Mężczyzna miał skierowaną twarz w moją stronę. Wydawała się znajoma, ale nie
pamiętałem skąd. Przyjrzałem się jego ranie. Tak jak zauważył policjant, zadano ją ciężkim
narzędziem, ale trudno było określić, czym ono było. Idąc za radą Roberta, skupiałem się
zarówno na ogółach, jak i szczegółach. Rozejrzałem się po pokoju. Dostrzegłem wiszące
między regałami fotografie przedstawiające ofiarę na spotkaniach. Na jednej z nich
mężczyzna zdawał się podpisywać książkę.
– Pisał książki – zauważyłem.
– Poza ty był wdowcem, który powtórnie się ożenił, zdobył nagrodę literacką i pracował nad
nową książką – niemal wyrecytował Robert, podając mi notatki otrzymane od policjanta. –
Przejrzyj to – rzekł i zajął się krótkim badaniem gabinetu.
Najważniejsze informacje zawarto w zapiskach. Rzuciłem na nie tylko okiem i zwróciłem
uwagę na działania detektywa. Przyglądał się książkom na półkach.
– Na mieście jest biblioteka – zauważyłem żartobliwie.
– Czegoś tu brakuje – zignorował moje słowa.
– Może jakiejś książki – zasugerowałem, stając obok niego.
– Nie jakiejś, ale konkretnej. Spójrz tu – starł kurz z wolnego miejsca między dwoma
książkami. – Niczego nie brakuje, a stąd – sięgnął w inne miejsce, które nie było zakurzone –
coś zabrano.
– Ktoś kradnie książkę? – zdziwiłem się.
– Potraktuj to jako pierwszy trop i szukaj dalej.
Nie widziałem w gabinecie nic, co mogłoby nas gdziekolwiek zaprowadzić. Zdawało się, że
morderca dobrze po sobie posprzątał. Podszedłem do policjanta, chcąc dowiedzieć się, co oni
odkryli.
– Morderstwo z premedytacją – rzekł krótko.
– A motyw? – zapytałem.
– Rabunek – wtrącił się Robert, badając biurko. – Nie czytałeś raportu? – wytknął mi.
– Sam wspominałeś, że nigdy nie ma tam nic, czego nie zobaczyłbyś własnymi oczami –
odgryzłem się.
– W takim razie skorzystaj ze swoich – zakończył nasz pojedynek.
Z westchnieniem przeszedłem na drugą stronę pokoju. Poszukiwanie śladów mordercy
stanowiło jeden z nudniejszych elementów śledztwa. Akcja zaczynała się dopiero przy
świadkach.
– Masz coś? – rzucił przez ramię Robert.
– Nic – przykucnąłem, by sprawdzić puszysty dywan.
– Nie starasz się – fuknął, wracając do drzwi. – Idziemy. Mamy wszystko, nic więcej tu nie
znajdziemy.
– A to? – mój wzrok wyłapał drobny, błyszczący przedmiot. Wyciągnąłem go z dywanu i
przyjrzałem mu się. – Wygląda na koralik.
– Pokaż.
Podałem mu przedmiot.
– Brawo uczniaku – poklepał mnie po ramieniu i wyszedł. – Czasami się przydajesz.
Niechętnie poczłapałem za nim.

***

Zebranie informacji o ofierze stanowiło proste zadanie. Współpraca z policją miała swoje
plusy: mieliśmy dostęp do istotnych danych, a te były niezbędne w naszej pracy.

Stworzyliśmy listę najbardziej podejrzanych osób, opierając się na relacjach rodziny ofiary.
Biorąc pod uwagę testament, który dla wielu musiał być smakowitym kąskiem, liczba osób
się zmniejszyła.
– Jak zwykle chodzi o pieniądze – mruknął Robert, dopisując ostatniego człowieka na tablicy,
służącej nam za mapę myśli. – Zacznijmy od najbliższych.
– Żona i pasierb – rzekłem. – Ona dostanie niemal wszystko w testamencie. A chłopak też nie
jest poszkodowany.
– Inaczej z jego ciotką. Raczej nikogo nie zadowoli kolekcja książek zamiast luksusowego
jachtu.
– Ani zdjęcia – dodałem.
Okazało się, że obaj byliśmy w błędzie. Jeszcze tego samego dnia przeprowadziliśmy
śledztwo na mieście i spotkaliśmy się z osobami z listy. Nasz wywiad doprowadził nas do
punktu wyjścia. Ciotka-czytelniczka nie znała nic lepszego od książek, a dziadkowie chętnie
wspominali przeszłość przy fotografiach.
– Zacznijmy od początku – zaproponował detektyw, zmazując niepotrzebne postacie z
tablicy.
– Mamy ten koralik.
– Żona ofiary posiada bransoletkę, w której brakuje tego koralika, ale ma alibi i brak motywu.
Poza tym była u niego tamtego dnia rano, paciorek oderwał się, czego nie zauważyła.
– W tym dywanie wszystko mogłoby zaginąć – stwierdziłem.
Przez resztę wieczoru próbowaliśmy rozgryźć tę sprawę, ale bezskutecznie.
– A co z tą książką? – zapytałem, leżąc na fotelu, gdy Robert przemierzał pokój. Natychmiast
się zatrzymał.
– Właśnie! – po tych słowach wybiegł z pokoju.
Wiedziałem, że prędko nie wróci. Zatem wyszedłem, zamknąłem drzwi biura i poszedłem do
domu.
W drodze myślałem nad sprawą. Stanowiła zagadkę, którą musieliśmy rozwiązać z małą
liczbą podpowiedzi. Jedynym przedmiotem, który mógł nas gdziekolwiek zaprowadzić, była
ta książka.

***

– To było proste – podsumowałem śledztwo. – Wystarczyło znaleźć książkę.
– Koralik miał rację, że w tym domu znajdowała się odpowiedź – odrzekł pogodnie detektyw.
– Kto by pomyślał, że nie tylko ciotka lubi czytać…
– Nigdy nie pomyślałbyś, że to pasierb – zauważyłem. – Miał wszystko, czego potrzebował.
– Poza uwagą matki.
– I kasą – dodałem. – Nieźle by zarobił na tym rękopisie.
– Gdyby go skończył za ojczyma.
Starłem tablicę.
– Zabić pisarza jego własną książką – westchnąłem. – Mam nadzieję, że nie zginę nigdy przez
gitarę.
– Ciebie przygniecie kontrabas – powiedział zza gazety mentor.
– Zapiszę, że to twoje słowa. Ułatwię sprawę policji – ostrzegłem. – Swoją drogą, skąd on
wytrzasnął taki tytuł?
– Mówisz o Tańczącym z trupami? To imię głównego bohatera, Indianina.
– Czytałeś?
– Interesująca książka – odłożył na bok gazetę. – Też mógłbyś przeczytać.
Wziąłem do ręki marker i przygotowałem tablicę na następne śledztwo.
– Sądzisz, że następna sprawa będzie równie prosta? – zapytałem.
– Zobaczymy – odparł, zapraszając do biura nowego klienta.

 

Autorka tekstu: Aleksandra Stupera

Post dodany: 16 grudnia 2017

Tagi dla tego posta:

Aleksandra Stupera   detektyw   kryminał   książka   morderstwo   opowiadanie  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno