A Ty? Potrafisz jeszcze funkcjonować bez aplikacji w smartfonie?
Kiedy Cynthia Bonsant, dziennikarka Daily, przymuszona przez swojego szefa wkracza niechętnie w świat nowoczesnych technologii, niespodziewanie owa nowa, wirtualna rzeczywistość boleśnie zaznacza się w jej codziennym życiu. Jeden nieprzemyślany gest zaufania doprowadza do śmierci, a owa śmierć uniemożliwia dalsze ignorowanie ekspansji popularnego serwisu Freemee. Aplikacja, opierając się na zmodyfikowanych mechanizmach gamifikacji, personalizacji wyników wyszukiwań i powszechnym FOMO (fear of missing out – lęk przed wypadnięciem z obiegu) manewruje swoimi użytkownikami w sposób, który zaczyna wykraczać poza jej podstawowe funkcje. Grupa anonimowych aktywistów, występująca pod postacią niesprecyzowanego „Zero”, zaczyna podburzać ludzi, wyciągając na światło dzienne kolejne fakty o skali ingerencji programu w życie. Zwolnienia, zaburzenia, śmierć – to zaledwie niektóre z nich.
Za każdym mechanizmem sztucznej inteligencji kryje się jego twórca. Próbujemy zagłuszać alarm w głowach, ale z roku na rok żyjemy w świecie coraz większej obserwacji – permanentnej kontroli. Nie bez powodu takie afery jak ta niedawna, związana z wyciekiem danych z Facebooka wzbudzają nasz niepokój – zachowanie tożsamości oraz prawa do wolności myśli i sumienia to podstawowe filary ludzkiej egzystencji, zagwarantowane prawem. Co się stanie, jeśli nasze odczucia, postawy i zachowania będą stopniowo modyfikowane przez komunikaty systemów w smartfonach? Twórcy Freemee balansują na cienkiej linii między prawem a nadużyciami. Aplikacja jest dla dobra ludzi – przekonują. Nikogo nie zmuszamy do jej zainstalowania i do podążania za jej wskazówkami; to wszystko opiera się na dobrej woli potencjalnych użytkowników – wypierają się zarzutom manipulacji. Presja wzmacniania swoich życiowych parametrów? Ależ to dla dobra, wspieramy swoich podopiecznych, oferując im spersonalizowane podpowiedzi. Wszechobecne kamery? To dla bezpieczeństwa.
Brzmi sensownie? Tak jak kłamstwo powtarzanie tysiąckroć staje się prawdą, tak podobnym procesem małych kroków można sprawić, że prawda stanie się kłamstwem. Wówczas wszelkie głosy rozsądku próbujące przebić się przez fasadę naiwnej ufności użytkowników takich aplikacji są zagłuszane wdrukowanym przekonaniem o wredności owych głosicieli sprzeciwu – skoro bowiem program Freemee „jest” dla naszego dobra, to ktoś, kto go krytykuje, musi nam tego dobra żałować. Prawda się dewaluuje, zastąpiona wykreowanymi, gładkimi słówkami.
Z jednej strony Zero Marca Elsberga to powieść akcji, thriller, w którym niełatwo wytypować pierwszorzędnego wroga. Z drugiej – to współczesny moralitet podsuwający na talerzu prawdy o uprawnieniach aplikacji i serwisów społecznościowych i zostawiający je na pożarcie czytelnikom. Czy działa odstręczająco? Zależy od odbiorcy. Większość z nas puszcza mimo uszu informacje o składowaniu danych przez rożne systemy, śledzeniu aktywności online, kreowaniu katalogu odpowiedzi Google na podstawie zebranych i przeanalizowanych preferencji internauty. Dlaczego to ignorujemy? Dlaczego pozwalamy sztucznie aranżować swój świat?
Swoim dziełem Marc Elsberg dostarcza nam pośredniej odpowiedzi na to pytanie. Zero nie jest wyłącznie powieścią science fiction opartą na popularnym obecnie dystopijnym motywie. Myślę, że tak naprawdę pod przykrywką owych nowoczesnych technologii kryje się tu historia o czysto ludzkim uzależnieniu od aprobaty innych, o potrzebie spotęgowania własnych możliwości, o dążeniu do lepszego „ja” – lepszego nie tylko od swojej poprzedniej postaci, ale również od wszystkich wokół. To także opowieść o tym, jak jednostka lub grupa jednostek o silnej potrzebie kontroli i władzy potrafi tak manewrować opinią publiczną, by ta wpadała w dołki, które sama kopie.
Zero to pseudonim jednego z aktywistów powieściowego Anonymous. Jeśli by jednak przefiltrować tę nazwę przez poznaną treść fabuły, wówczas możemy dojść do wniosku, że „zero” może oznaczać – dosłownie – kres odliczania. Ile nam czasu zostało, zanim zaprezentowana rzeczywistość wyjdzie poza swoje literackie ramy? Trzy, dwa, jeden. Zero. Licznik stanął.
I tutaj dopiero, gdy sobie to uświadomimy, zaczyna się prawdziwy thriller.
Tekst: Dominika Gnacek