Czasem w życiu każdego artysty pojawia się zastój twórczy. U niektórych trwa tydzień, inni cierpią miesiącami, a jeszcze kolejni lata. O tym, jak ciężko go pokonać, doskonale wiedzą muzycy zespołu Tool, którzy od 12 lat nie wydali nowego albumu. Jednak o tym, jak wielka jest radość z powrotu artysty na scenę, mieli okazję przekonać się ostatnio fani Meli Koteluk.
Wokalistka zniknęła z polskiej sceny muzycznej na okres trzech lat, aby w tym roku powrócić z płytą zatytułowaną Migawka. Po tak długim czasie oczekiwania słuchaczy piętrzą się i wzbijają ku niebu niczym drapacze chmur. Trudno wszystkim tym wymaganiom sprostać, jednak Mela odpowiada nowym albumem na znakomitą większość z nich.
Odprowadź to pierwszy utwór, który mieliśmy okazję usłyszeć jeszcze zanim światło dzienne ujrzała płyta. Singiel ten rozpoczyna wydawnictwo w wielkim, aczkolwiek pełnym gracji stylu i stanowi doskonałą zapowiedź tego, co będziemy mogli usłyszeć w jego dalszej części. Wraz z następnym utworem, Losem hipokampa, wzbudzają skojarzenia z muzyką drogi, zahaczając melodyjnie o kategorie takie jak dream – pop czy alternatywa. Linie gitar delikatnie prowadzą słuchaczy przez magiczne ogrody obu kompozycji, a pulsujący rytm i kojący głos Meli splatają się niczym wielobarwne pnącza.
Po wysłuchaniu tych dwóch utworów ktoś mógłby założyć, że całe wydawnictwo utrzymane zostanie w tak powolnych i przewidywalnych rytmach. Nic bardziej mylnego. Następne kompozycje udowadniają bowiem, że muzycy z zespołu Meli Koteluk to mistrzowie w swych dziedzinach. Nie obawiają się ani zabawy rytmem (jak to można usłyszeć na przykład w utworze Tańczę, przepływam czy też w Ja, fala), ani sięgnięcia po nieoczywiste, majestatycznie brzmiące warstwy orkiestracji lub harfy. Tło muzyczne, które tworzą owi mistrzowie, w każdej kompozycji odznacza się bogactwem i baśniowością. Nie są to jednak cechy przytłaczające, pozostawiają miejsce słuchaczom na zatopienie się w treści oraz wyciągnięcie z niej tego, co najlepsze.
Jeśli zaś chodzi o kunszt wokalny, Mela nigdy nie była w nim bardziej dojrzała. Wokalistka wzbija się na wyżyny swoich możliwości i nie boi się eksperymentów. Tu czaruje nas delikatną wokalizą, tam przebijają się liczne warstwy chórków, gdzieś indziej zaskakuje nas fragmentami cichego mormorando. Prowadzi swe linie świadomie i z wyczuciem, panuje nad napięciem, podkreśla co ważniejsze elementy. Pełna gracji pływa po szerokich wodach swojej skali, zręcznie władając emocjami, które zamyka w słowach niczym magiczne zaklęcia. Koteluk nie potrzebuje spektakularnych, rozbudowanych na pięć oktaw linii wokalnych, krzyku, ani innych głosowych akrobacji. Jest doskonała w swej prostocie i to w niej rozkochuje fanów za każdym razem, gdy wydaje płytę.
Mela to marka sama w sobie. Jej teksty są bez dwóch zdań popisem wirtuozerii pisarskiej. Jak zawsze w jej wykonaniu, są one ambitne i stoją wysoko ponad tekstami innych polskich artystów, oscylujących wokół szeroko pojętego popu. Niejednoznacznie perfekcyjne, wyjątkowe w wielu wymiarach, stojące na pograniczu poezji. Artystka prowadzi nas przez meandry metafor czy nawiązań do natury, zarówno w odniesieniu do człowieka, jak i w znaczeniu matki. Buduje własną, spójną wizję rzeczywistości, z której bije nieokreślone ciepło, zachęcające do zagłębienia się w nią i, być może, ujrzenia tam odbicia własnych przeżyć.
Migawka to płyta wdzięczna, zwiewna niczym letnia suknia, otula duszę, daje przyjemność ciału. Eteryczna, rozmarzona, utrzymana niemalże w konwencji onirycznej. Zdecydowanie polecam na chłodne jesienne wieczory lub długie podróże w nieznane ze słuchawkami na uszach.
Tekst: Julia Aleksandra Biaduń