Gwałtownie otwierasz oczy. Czujesz się nieswojo, masz wrażenie, że coś cię zbudziło. Może to po prostu kolejny wybuch w okolicy, może strzał, a może był to tylko nerwowy sen, który uleciał z twojej świadomości wraz z ujrzeniem bladego świtu. Co dziś cię czeka? Tego nie możesz wiedzieć, ale wiesz jedno. Trzeba jakoś przetrwać kolejny dzień.
Niewiele jest miejsc takich jak to. Biała Perła Oceanu Indyjskiego okazała się mrzonką, utopią, niespełnionym marzeniem setek tysięcy ludzi. Wraz z obaleniem reżimu Mohammeda Siada Barrego w 1991 roku Somalia zaczęła chylić się ku upadkowi. Nastał mroczny czas wojen domowych prowadzonych przez zwalczające się wzajemnie ugrupowania klanowe, a ulicami miast zawładnęły bandy rozbójnicze z watażkami na czele. Słabe dotąd struktury społeczne wkrótce całkowicie się rozpadły. Przestało istnieć prawo, rząd, państwo; zapanował głód, strach, wszechobecna śmierć. Na wody okalające Róg Afryki wypłynęli somalijscy piraci, by łupić, porywać i wyłudzać okupy. Od końca 2006 roku na terenie kraju działa też ugrupowanie islamskich fundamentalistów Asz-Szabab. Wraz z jego pojawieniem się krwawe zamachy bombowe, zabójstwa i uprowadzenia stały się nieznośną codziennością. Dziś udręczona Somalia, jedyny na świecie kraj dotknięty całkowitą katastrofą państwowości, próbuje podnieść się z kolan.
Miasto z gruzu i szmat
Wychodzisz na ulicę. Otaczają cię szmaciane konstrukcje – żebracze, biedne, ale wewnątrz całkiem czyste chaty. Drewniane szkielety obudowano kawałkami pozyskanego z puszek metalu, na które potem narzucono, co tylko można było narzucić: jakieś łachmany, poszarpane ubrania, folię. Prowizoryczne cztery ściany i dach pozwalają zachować resztki godności. Ochronią cię przed uporczywie palącym słońcem, ale nie przed zbłąkaną kulą. Ta, jeśli tylko okrutny los zechce, może cię zabić nawet we śnie, zupełnie przez przypadek.
Powoli zmierzasz w kierunku centrum. Szmacianą mozaikę zastępuje ceglany busz. Część budynków już odnowiono, ale ślady wojny wciąż są tu widoczne aż za dobrze. Spośród rumowiska wyłaniają się podziurawione od kul i moździerzy domy, cienie samych siebie z czasów względnej świetności Mogadiszu. Gruzy zostały uprzątnięte, a przynajmniej zepchnięte na bok, tak żeby dało się przejechać. Za dnia centralne części miasta żyją w pełni. Rozkrzyczany tumult zalewa ulice, pochłonięty sprawami szarej codzienności. Gdzie się podział cały strach i napięcie? Gdzie krew, łzy i spustoszenie? Czyżby konflikt naprawdę wygasał? W samym Mogadiszu nie ma już walk, choć wciąż zdarzają się zamachy samobójcze. Radykalna i bezwzględna Asz-Szabab została osłabiona. Watażkowie nie rządzą dzielnicami, a klany nie wybijają się nawzajem na ulicach. Można powiedzieć, że w panuje tu względny spokój, mimo że nerwowa atmosfera pozostała, szczególnie w niektórych częściach miasta. Nie w tym jednak rzecz. Ludzie zdążyli przywyknąć do życia w tym upadłym miejscu, nabrali odwagi. Nie boją się pójść do restauracji, wsiąść do autobusu, wejść do sklepu. Ze wszystkim można się z czasem oswoić.
Przed tobą Bakaara, największy w całej Afryce bazar, na którym możesz dostać wszystko: od ciuchów i jedzenia, przez sprzęt RTV i AGD, aż po broń i amunicję. Za większością straganów siedzą kobiety, bo mężczyznom drobny handel nie przystoi. Podczas gdy matki prowadzą małe biznesy, utrzymując rodzinę, córki często zastępują je w domu. Cóż, każdy radzi sobie na swój sposób. A chłopcy? Oni mogą skorzystać z podstawowej edukacji, o ile znajdzie się dla nich miejsce w szkolnej ławce. Nie każdą rodzinę stać jednak na taki wydatek, a wtedy pozostaje już tylko praca. Albo życie na ulicy.
Chleb, woda i khat
Zapuszczając się w kolejne rejony zrujnowanego miasta, dostrzegasz snujące się samotnie lub w grupie dzieciaki. Mętne spojrzenie, plastikowa butelka w ręku. Pustka w oczach, pustka w sercu. Niektóre z nich mocno ściskają krótkie gałązki z listkami. To khat, ulubiony rarytas Somalijczyków, który mami i zniewala ponad połowę ludności tego kraju. Sprowadzany głównie z Etiopii narkotyk, choć wcale nie tani, szmuglowany jest w masowych ilościach, czym tylko się da: autami, samolotami, na wielbłądach. Sprzedają go w foliowych worach kobiety, kupują przedstawiciele każdej warstwy społeczeństwa. Dla bardzo wielu khat to nieokiełznana namiętność, artykuł pierwszej potrzeby – tak, właśnie tutaj, w miejscu, w którym nieraz trudno o ciepły posiłek.
Więcej dzieciaków. Jak się tu znalazły? To najprawdopodobniej sieroty, które straciły najbliższych podczas wojny. Niektóre zabrano siłą – uprowadzono i wcielono w szeregi armii lub milicji. Kuszone khatem, były w stanie zrobić wszystko, by go dostać i pożuć choć przez chwilę. Bezmyślne maszyny do zabijania. Pewnie nawet nie wiedziały, za co walczą. Po wojnie została im już tylko ulica. Ewentualnie sierociniec (funkcjonuje kilka w Mogadiszu), ale tam trudno się dostać, bo trzeba zerwać z nałogiem. A więc ulica… Tutaj da się szybko znaleźć towarzystwo, a przecież grupa jest zwykle jedyną szansą na przetrwanie. Każdy radzi sobie na swój sposób – one dołączają do tych, którym się to udaje. Autorytet starszych, potrzeba bezpieczeństwa i przynależności, a do tego uciążliwy głód narkotykowy – tak zasilane są bandy uliczne. Zdaje się, że jedna z nich właśnie zmierza w twoim kierunku. Bez zbytniej nerwowości skręcasz w boczną alejkę.
Przechodzisz przez zapuszczone podwórza. Na jednym z nich dostrzegasz człowieka przykutego łańcuchem do drzewa. To najczęstszy sposób radzenia sobie z bliskimi, których umysł nie udźwignął ciężaru życia w Somalii. Codzienna walka o przetrwanie, brak edukacji i nieustające napięcie doprowadziły do szaleństwa na niewyobrażalną skalę. W latach 2010–2011 co trzeci Somalijczyk cierpiał na jakąś chorobę umysłową albo przynajmniej zespół stresu pourazowego. Dziś sytuacja jest stabilniejsza, ale mimo to wielu wciąż nie daje rady. Kiedy chory robi się niebezpieczny dla siebie i innych, rodzina przywiązuje go do drzewa, często na długie lata, a może i na zawsze. Szpitale psychiatryczne działają tu z różną skutecznością, choć niejeden przypomina raczej więzienie niż miejsce, w którym można by wyjść z obłędu. I tak toczy się dola biednego wariata. Dwa, może trzy metry łańcucha to jego cały świat… Ale dość tych rozważań. Trzeba iść dalej.
Perły oceanu
Czuć już dające ulgę od słońca, chłodne powiewy morskiej bryzy, gdzieś między budynkami prześwituje przyjemny dla oczu błękit. Objuczeni świeżym towarem rybacy podążają w przeciwną stronę, w kierunku małego targu. W odróżnieniu od straszącego skrajną biedą miasta, ocean jest dla Somalijczyków prawdziwym bogactwem. Zbliżając się do wybrzeża, odruchowo odkopujesz piłkę, która nagle znalazła się u twoich nóg. Na jednej z uliczek rozweseleni chłopcy właśnie rozgrywają mecz. Dziś nikt już nie zabroni im tej rozrywki.
Gdy po najcięższych okresach wojny klanowej u władzy stanęli islamistyczni radykałowie, sport trafił na czarną listę. Początkowo zakaz obejmował jego uprawianie i oglądanie tylko w czasie ramadanu, a za naruszenie zasad groziły drobne kary. Wkrótce jednak karuzela szaleństwa nabrała tempa. Życie można było stracić już nie tylko za obejrzenie meczu w telewizji. Na zakazanej liście znalazły się kino, muzyka, salony piękności… Za drobną kradzież Szababowie obcinali rękę, kobiety chłostali za noszenie stanika. Zasiewając strach na każdej ulicy, tłamsili kulturę i obyczaje tego niegdyś kwitnącego kraju. Niełatwo wspominać tamte czasy, to wciąż świeże rany.
Zostawiwszy w tyle ostatnie zabudowania Mogadiszu, podążasz wzdłuż linii brzegowej. Na tym pustkowiu słońce doskwiera jeszcze bardziej. Widzisz ich już z daleka, czekają na ciebie. Większość z nich to byli rybacy z Puntlandu. Zmiana fachu widać im się opłaciła. Podobno w odległości niespełna trzystu mil od wybrzeża ma niebawem przepływać coś większego. Nie cierpisz tej roboty, ale… każdy radzi sobie na swój sposób. Wchodzicie do motorówki. Nie znasz jeszcze planu, nie wiesz, co i jak, ale wiesz jedno. Trzeba jakoś przetrwać kolejny dzień.
Tekst: Dawid Milewski
Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement” (październik/listopad 2018).
Źródła:
K. Piskala: Dryland;
M. Suder: Mogadishu (www.outride.rs/en/mogadishu);
R. Surdacki: Somalia – państwo upadłe (www.nowastrategia.org.pl)