Działa od siedmiu lat. Prezentowana w nim ekspozycja stała mieści się na sześciuset metrach kwadratowych. Sam sprzęt opowiada historię z lat 1965–2000, a to wszak jedynie połowa pełnej historii informatyki, która obejmuje okres około siedemdziesięciu lat. Zapraszamy do Muzeum Historii Komputerów i Informatyki w Katowicach.
Rozwój technologiczny biegnie niczym Struś Pędziwiatr, a my nieustannie gonimy go jak Kojot, usiłując być na czasie, a nawet do przodu z nowinkami. Nowoczesność. Innowacyjność. Przyszłość. A może dla odmiany spojrzymy w stronę przeszłości? Tam kryją się eksperymenty i kończące się nieraz fiaskiem próby. Tam znajdują się kultura i tradycja, a do nich należy również historia komputerów i informatyki.
Perły pomiędzy ziarnami piasku
Założyciele muzeum – Krzysztof Chwałowski, Zbigniew Rudnicki oraz Dariusz Walerjański – mają w swoich zbiorach około czterech tysięcy urządzeń, spośród których blisko trzysta prezentuje się zwiedzającym. W salach można znaleźć sprzęt z lat 70., 80. czy 90., w tym prawdziwe perły informatyki. Jedną z nich jest z pewnością Odra 1305 (jej prototyp powstał w roku 1971) – komputer wyprodukowany w Zakładach Elektronicznych „Elwro” we Wrocławiu o wadze kilku ton, którego części składowe znajdują się w wielkich i równie ciężkich szafach. Głównym sercem urządzenia jest procesor o wadze niespełna trzystu pięćdziesięciu kilogramów, pełen kolorowych drutów i drucików, które nakładają się na siebie, tworząc sieć powiązań (i znajdź tam jakiś błąd albo odepnij odpowiedni kabelek…). W muzeum znajduje się również Mazovia 1016. Co w niej takiego wyjątkowego? A to, że zastosowane tam kodowanie wprowadziło do użytku litery ze znakami diakrytycznymi, umieszczonymi na klawiaturze w miejsce podobnie wyglądających liter obcojęzycznych (niegdyś systemy operacyjne obsługiwały języki: angielski, niemiecki, hiszpański czy francuski). I od tamtego momentu nie trzeba już było dodrukowywać „a” do uprzednio wydrukowanego przecinka. Ciekawymi eksponatami zdają się również komputery projektu Stevena Jobsa, początkowo z tęczowym, a następnie monochromatycznym logotypem. Pośród nich znajduje się iMac G3 All-in-One. Model ten wyprodukowany został w 1998 roku w kilkunastu kolorach, a cały komputer mieścił się w monitorze. Wrażenie robił nie tylko wygląd jak z przyszłości, ale również brak jakichkolwiek śrubek. Urządzenie ważyło jednak prawie dwadzieścia kilogramów.
Portable movable
Pilni studenci mają świadomość, że wykład wymaga czasem sporządzania notatek. Coraz więcej uczących się przychodzi na niego z laptopem bądź tabletem. W końcu to oszczędność papieru, notatki można w każdej chwili edytować, na komputerze pisze się szybciej (i, co ważne, zawsze ładnie, więc litery z łatwością da się odczytać), a przy okazji nie trzeba nosić ze sobą żadnych kartek czy zeszytów. Jaki był początek naszych mieszczących się w jednej dłoni i lekkich niemalże jak piórko laptopów? W roku 1970 firma IBM wypuściła swój IBM 3741 – komputer z monitorem skierowanym w stronę sufitu, do którego trzeba było zaglądać przez peryskop. Maszyna ważyła ponad sto kilogramów i mieściła się na solidnym biurku. Co to za portable movable – zapytacie – skoro nie da się go przenieść? A proszę bardzo! Wystarczy wykręcić nóżki i założyć kółeczka. Jeździ jak szalony. Ale to jeszcze nie prawdziwy laptop… Całkiem niedawno, bo w roku 1978, firma Intel wypuściła na rynek komputer mieszczący się w walizce, rozpoczynając tym samym miniaturyzację sprzętu komputerowego. W roku 1982 firma Commodore Business Machines oddała zaś do użytku Commodore C64 w wersji przenośnej (co ciekawe, posiadał pierwszy w historii kolorowy monitor). Należy jednak mieć na uwadze, że oba sprzęty ważyły jak niejedna zapakowana po brzegi kobieca walizka. I to bez baterii! To, co miało miejsce trzydzieści siedem i czterdzieści jeden lat temu, teraz wydaje się już zupełnie nierealne. Pomyślcie jednak choćby o laptopach sprzed kilkunastu lat, z roku 2000. Historia rozgrywa się na naszych oczach, nieprawdaż?
Dobry żart!
Nie tylko każde znajdujące się na wystawie urządzenie ma swoją własną, często bogatą historię. Zaskakujące wydaje się również samo powstanie instytucji, do którego przyczynił się… żart. Ot tak! Zwykły żart. Krzysztof, jeden ze współzałożycieli muzeum, otrzymał kiedyś od swojego ojca Acorna BBC Master Compact. Parę dobrych lat później, gdy już zawodowo zajmował się komputerami, przypomniał sobie o nim. Ogłosił więc, że poszukuje konkretnego urządzenia, na co ludzie zareagowali z entuzjazmem i… przez trzy i pół roku znosili do firmy sprzęt. W końcu po takim czasie trafił się upragniony, poszukiwany egzemplarz. „Masz Acorna, a co zrobisz z tym wszystkim?” – zapytał współpracownik. „Otworzę muzeum” – zażartował Krzysztof. I faktycznie zbiory dalej się powiększały, aż powstała pierwsza ekspozycja – na razie na terenie sklepu. Zaczęli zjeżdżać się kolekcjonerzy, zawiązano stowarzyszenie. Wkrótce potem wystawę przeniesiono do prawdziwego muzeum, które otworzono w podziemiach Wyższej Szkoły Mechatroniki w Szopienicach, a następnie do obecnej siedziby w Katowicach (przy ul. Sienkiewicza 28). Jednak po kolejnej przeprowadzce w sali mieściło się jedynie siedemdziesiąt urządzeń, a tuż za ścianą znajdowała się restauracja. Z czasem muzeum przejęło kolejne pomieszczenia i teraz może pochwalić się powierzchnią sześciuset metrów kwadratowych (co i tak nie wystarcza na to, aby zaprezentować całość bogatych zbiorów).
Żywe muzeum
Cechą tego muzeum jest to, że eksponatów nie tylko można dotknąć, ale również włączyć je czy zagrać w gry z naszego dzieciństwa. Nie raz i nie dwa źle klikniemy, bo klawiatura inna, bo strzałki na niej nie tak ułożone, bo nasza ostatnia rozgrywka w Pac-Mana, Donkey Konga czy Tetrisa (notabene powstałych odpowiednio w latach 1980, 1981 i 1984) miała miejsce tak dawno temu, że teraz musimy od nowa uczyć się koordynowania ruchów z joystickiem czy klawiszami.
Dla członków kół naukowych zbiory muzealne stanowią okazję do poszerzenia kompetencji, rozwoju warsztatu. Prawdziwi pasjonaci informatyki mogą również zgłosić się jako wolontariusze, bo zabawy jest tam całkiem sporo. Na chętnych czeka między innymi instrukcja niepowstałej konsoli do gier z lat 70. Chociaż muzealnicy podróżują po Polsce ze swoimi zbiorami (pojawiają się m.in. na Śląskim Festiwalu Nauki), to do najliczniejszych grup odwiedzających muzeum należą nie tylko Polacy, ale również mieszkańcy Wielkiej Brytanii, Czech czy Słowacji. Jeśliby zwrócić uwagę na nasz kraj, to najmniej turystów pojawia się z Katowic. Skoro zdołali tam dotrzeć obywatele Australii, to może i katowiczanie postawią stopę w jaskini informatyki. Kształtujmy w sobie odpowiednie podejście do tego, co tworzy naszą teraźniejszość, bo bez świadomości przeszłości nie ma odpowiedniej przyszłości.
Tekst: Monika Szafrańska
Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement” (październik/listopad 2019).