facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Zrządzenie losu

Też mieliście kiedyś wrażenie, że przypadek nie istnieje? Oto krótka historia o człowieku z pretensjonalnym angielskim imieniem i jego walce z… no właśnie – z czym?

– Raport. W tej chwili.
Szef oparł się o pulpit. W Sali Kontrolnej panowało ożywienie, nikt nie rozmawiał, gdy nie było to absolutnie konieczne. Papiery szeleściły; słuchać było stukanie palców o klawisze. Każdy skupiony był na swoim zadaniu. Przełożony cicho westchnął. Czeka go dużo pracy.
– Tam na dole jest środa. Godzina szesnasta trzydzieści dwie, sekund czterdzieści sześć. Śladowe zachmurzenie, widoczność bardzo dobra; dwadzieścia dwa stopnie Celsjusza; wilgotność powietrza…
– Dosyć, wystarczy.
Dwójka zawsze była nadgorliwa, choć czasem się to przydawało. Trójka wiedziała, że przyszła na nią kolej.
– Praca serca odrobinę przyspieszona, oddech w normie, ślady adrenaliny w krwiobiegu; rozszerzone źrenice. Jest podekscytowany, Szefie.
Naturalnie. Każdy człowiek na jego miejscu byłby podekscytowany. Szef zapalił papierosa.
– Czwórka?
– Czwórka jest na urlopie, Szefie. Jestem na zastępstwie – odparła Dwunastka.
– W porządku. Daj obraz.
Przed Szefem i jego zespołem ukazał się spory ekran, a na nim człowiek wpatrujący się w lustro. Kończył właśnie szczotkować zęby. Zaczął wypróbowywać różne uśmiechy. Szef znał już je wszystkie: nonszalancki pół-uśmiech, entuzjastyczny rogal, nieśmiały uśmieszek. Postać w lustrze zaczęła bezgłośnie poruszać ustami.
– Piątka – co dzieje się z dźwiękiem?!
– Pracuję nad tym, Szefie!
Numer Pięć szturchnął palcem kilka przełączników i po chwili wszyscy usłyszeli:
– …radę. Dasz radę. Masz dużo do zaoferowania. Jesteś spoko gościem. Dasz radę, stary!
Szef uśmiechnął się z lekkim politowaniem. W namyśle począł analizować mapę miasta, którą numer Dwadzieścia Jeden podrzucił mu przed chwilą.
– Ósemka, co z autobusem?
– Czeka w pogotowiu.
– Modulator pogody?
– Sprawny! – odparła Trzynastka – Przeprowadzić próbę?
Szef pokręcił przecząco głową. Nie było takiej potrzeby – ten model nigdy ich jeszcze nie zawiódł. Swoją uwagę skupił teraz na analizie ruchu drogowego w okolicy. Z zamyślenia wyrwało go nerwowe pytanie Czterdziestki.
– On zaraz użyje nowej wody toaletowej – co robić?
– Natychmiast opróżnić butelkę!

Jack właśnie skończył szczotkować zęby. Przejrzał się w lustrze jeszcze raz. Sięgnął do szafki po nową wodę toaletową. Spodobał mu się ten zapach i miał głęboką nadzieję, że Jej również się spodoba… Chwycił flakon, gdy ten nagle wyślizgnął mu się z dłoni i spadł na podłogę, roztrzaskując się na kawałki. Teraz przynajmniej dywanik będzie ładnie pachnieć. Jack, z żalem w sercu i kawałkiem potłuczonego szkła w stopie, sięgnął więc po zapach używany od lat. Złapał go dla pewności obiema dłońmi, przez co wyglądał teraz jak małe dziecko, któremu udało się schwytać konika polnego.
Dobrze, że nikt mnie teraz nie widzi – powiedział do siebie na głos.

Szef uśmiechnął się lekko pod nosem, a salę obiegł szelest stłumionych chichotów.

Po chwili, Jack ruszył w kierunku szafy. Już od dawna wiedział, w co się ubierze. Ale teraz stał na środku przedpokoju i próbował zapanować nad pustką, która w mgnieniu oka opanowała jego umysł. Zapomniał gdzie i po co właśnie szedł. Wzruszył ramionami i poczłapał wyczyścić buty.

– Dobra robota, Czterdziestko!
Szef rzadko chwalił swoich podwładnych. Nigdy jednak nie rzucał słów na wiatr – Czterdziestka świetnie opanowała sytuację, stosując błyskawiczne wymazanie pamięci krótkotrwałej. Dosyć radykalny krok, ale skuteczny. Szef skrzyżował ręce na piersi. Wiedział, że gdyby Obiekt 325 nałożył tę czarną koszulę, sprawy bardzo by się skomplikowały.
Wrócił do przeglądania map. Był pewien, że może polegać na swoim zespole – wszystko pracowało, jak dobrze naoliwiona maszyna składająca się z idealnie dopasowanych części.
– Szefie, on już wychodzi – oznajmiła Dwójka.
Szybko uporał się z wyładowaną baterią w zegarku. W porządku. Byliśmy na to przygotowani.
– Sprowadzić deszcz? – spytała Trzynastka.
– A czy on wziął ze sobą parasol?
– Tak.
– W takim razie nie. Ale trzymaj modulator pogody w pogotowiu.
– Zrozumiano.

Jack wyszedł z mieszkania. Upewnił się, że je zamknął. Dwa razy. A potem, kiedy był już na parterze, postanowił wrócić i sprawdzić jeszcze raz. Tak dla pewności.
Wyszedł nieco później niż planował, ale i tak powinien zdążyć. Słońce wyszło właśnie zza chmur, więc wyglądał nieco śmiesznie z czarnym parasolem w prawej ręce, szczególnie, że wokół niego spod ziemi wyrósł nagle cały ogrom ludzi ubranych na „plażowo”, a więc właściwie bardziej rozebranych niż ubranych. Mimo tego, Jack postanowił, że nie wróci się przebrać. Wtedy już faktycznie mógłby nie zdążyć. Ruszył w kierunku przystanku autobusowego.

– Szefie, wygląda na to, że nie wróci się przebrać.
– W porządku. Ósemko – status autobusu, w tej chwili.
– Sprawny.
– Jak szybko możemy to zmienić?

Przeklinając pod nosem stan techniczny transportu miejskiego, Jack wyłonił się szybko zza rogu, o mało nie wpadając na idącego z naprzeciwka starego kataryniarza, w nieodłącznym towarzystwie starej katarynki. Popędził dalej, nie mając nawet czasu, aby zastanowić się, skąd w tym mieście, do ciężkiej cholery, wziął się kataryniarz. Mógłby biec szybciej, gdyby zdecydował się na wykupienie karnetu na siłownię miesiąc temu. Teraz płacił za to cenę w postaci niepowstrzymanej ochoty wyplucia płuc. Ale był już blisko. Był także bardzo spóźniony. Kolor koszuli uwydatnił plamy potu.
– Świetnie… – burknął pod nosem Jack.

– Świetnie! – przyklasnął w dłonie Szef.

– Przepraszam Cię najmocniej za spóźnienie! Nie uwierzysz, co mi się przytrafiło!
Zrobiła tę jej zaskoczoną minę, ale po chwili uśmiechnęła się lekko, co zrzuciło Jackowi z serca głaz wielkości sporej ciężarówki. Jakkolwiek wydaje się to nieprawdopodobne i z fizycznego punktu widzenia niemożliwe – Jack naprawdę poczuł, jak ogromny ciężar opuszcza jego serce i, odbijając się gdzieś od przepony, trąca żołądek. Stąd to śmieszne uczucie, jakby w brzuchu zaczęły właśnie fruwać motyle. A przynajmniej tak tłumaczył sobie to Jack.
Opowiedział jej o zepsutym autobusie, wszystkich wypożyczonych rowerach w miejscu, które reklamuje się tym, że nigdy nie brakuje w nim rowerów do wypożyczenia i o uszkodzonym transporcie skórek po bananach, które wysypały się na ulicę, powodując zatrważająco duże stężenie ślizgających się ludzi na metr kwadratowy. A Ona słuchała go z zaciekawieniem. Jack był zakochany w Niej i jej zaciekawieniu – niemal był wstanie dostrzec jak łapie każde jego słowo i zachowuje dla siebie, nie pozwalając uciec. Historie o fortepianie spadającym z drugiego piętra na samochód stojący dwa metry od niego oraz o kataryniarzu postanowił przemilczeć, gdyż w to już na pewno by mu nie uwierzyła.
Po krótkim spacerze usiedli na ławce nieopodal rzeki. Zapadła cisza.

– Dwudziestka, pomóż Czterdziestce!
Usuwanie z ludzkich umysłów błyskotliwych myśli potrafi być sporym wyzwaniem nawet dla kogoś tak doświadczonego jak Dwudziestka.
– Mamy jeden „Strzał w kolano”! – Spokojnie, lecz z napięciem w głosie rzekła Czterdziestka.
– Świetnie – odparł Szef, a Dwudziestka położyła dłoń na czerwonym przycisku. – Ognia!

– Wiesz – usłyszał Jack i po chwili, przerażony, zorientował się, że dźwięk dochodzi z jego własnych ust – swędzą mnie pięty.

W pokoju kontrolnym rozległy się brawa.
– Pocisk osiągnął cel i wywołał oczekiwany efekt, Szefie!
Szło świetnie. Ale wszyscy pracujący tutaj, byli profesjonalistami i wiedzieli, że nie mogą sobie pozwolić na celebracje w takim momencie.
– Uwaga – wtrąciła Dziesiątka. – Patrzy na nią. Chyba ma zamiar powiedzieć komplement.

– Wyglądasz dziś uroczo.
Uśmiechnęła się, więc Jack, po chwili rozmarzenia, z którego ledwo dał radę się otrząsnąć, postanowił podążać raczej tym tropem, niż kontynuować wątek swędzących pięt.
– Myślę, że głównie za sprawą twojego uśmiechu – jest bardzo…

– Macie coś?
– Chyba tak. Strzelać?
– Poczekajcie jeszcze chwilę – odparł Szef. – Ale upewnijcie się, że się do tego czasu nie odezwie. I spróbujcie odpalić zegar.
– Zrozumiano!

Jest bardzo…
Sekundy upływały, zegar tykał. Naprawdę – Jack naprawdę był w stanie przysiąc, że słyszy tykający zegarek. Kropla potu spłynęła mu po skroni i zaczęła wędrowała po jego policzku, a on dalej milczał
– …Tak? – spytała zaintrygowana Ona.
– Przypomina mi Słońce. Bo tak… razi. Nie! Nie to miałem na myśli!
Jedyne, czego Jack w tym momencie potrzebował to łopata, żeby zakopać się z jej pomocą pod ziemię. Lub przywalić sobie nią w łeb, a dopiero potem zakopać się pod ziemię.
– Wiesz, mogłabyś pracować w elektrowni, bo masz taki uśmiech, że mogłabyś zasilać nim całkiem sporo paneli słonecznych, bo on… jest taki…
Werble? Nie był pewien, czy to jego wyobraźnia, czy naprawdę słyszy werble?
– …promieniujący.

Kolejne numery zaczęły ściągać tryumfalnie słuchawki z głów, gratulować sobie wzajemnie i wiwatować. To byłoby tyle na dziś. Nawet Szef zaciągnął się powoli papierosem w geście zwycięstwa.

Jack zamilkł. Był wściekły na samego siebie, zażenowany i czerwony ze wstydu. Dzisiejsze spotkanie, to jakaś porażka. A jednak… a jednak Ona się uśmiechała. I to tak, że Jack poczerwieniał jeszcze bardziej.
– Masz czasem wrażenie, że cały świat zwraca się przeciwko tobie? – Zapytała niespodziewanie. Zaskoczyła go tym pytaniem, ale odpowiedział niemal bez namysłu:
– Nawet nie wiesz! Potłukłem dziś nowy flakon Bardzo Ładnie Pachnącej Wody Toaletowej…
– Tak, los zdaje się Ciebie bardzo nie lubić! – Nie przestawała się uśmiechać. – A to niepowetowana strata – w niczym nie jest mężczyźnie tak dobrze, jak w obłoku Bardzo Ładnie Pachnącej Wody Toaletowej!
– A to jeszcze nie koniec! Choćby dziś… – opowiedział jej o fortepianie, dalej zatrzymując dla siebie epizod z kataryniarzem. Są pewne granice.

– Mamy problem!
– O co chodzi?
– Tracimy kontrolę!
– O czym rozmawiają?
– O nas… wygląda na to, że o nas, Szefie!
Chwila szybkiego namysłu. A więc nadszedł ten moment. Nie dał nam wyboru. Sam się o to prosił. Czas zakończyć tę farsę. Czas pokazać, kto tu rozdaje karty. Czas na modulator pogody.
– Sprowadzić deszcz!
– Mocny?
– Bez przesady, bo to może wzbudzić podejrzenia. Pospiesz się!
Coś pstryknęło. Potem zabuczało, huknęło, zaskwierczało, po chwili syknęło by ostatecznie trzasnąć.
Nie trzeba być znawcą modulatorów pogody aby wiedzieć, że takie trzaśnięcie nie zwiastuje nic dobrego.
Zapadła cisza. Szef zamarł. Z końca sali dobiegło bardzo ciche i nieśmiałe:
– Ups.

Kiedy szli deptakiem i żywo dyskutowali o nagłych przypadkach utracenia wątku w środku wypowiedzi, Ona zniknęła nagle Jackowi z pola widzenia. Mogło to być spowodowane hektolitrami wody, które zaczęły lać się z nieba. Jack mógł sobie dać uciąć prawą rękę, że na nieboskłonie jeszcze parę minut temu nie było ani jednej chmury. Teraz był już zupełnie mokry, lecz miał jednak obie ręce, co napełniło go entuzjazmem.
W tej właśnie chwili, Jack przypomniał sobie o parasolu, który przecież wszędzie ze sobą dotychczas targał. Już chciał go otworzyć. Już – jak mógłby ująć to pewien poeta – witał się z gąską, kiedy to zdał sobie sprawę, że ten uniwersalny ochraniacz przed lecącym z nieba skroplonym smutkiem został przy ławeczce, daleko za nimi.
Ona spojrzała na niego. On spojrzał na nią. Zrozumieli się bez słowa. Oboje podnieśli wzrok ku górze. Zaczęli się śmiać najszczerszym śmiechem, jaki tylko można sobie wyobrazić.
– Z tobą chyba nie można się nudzić! – powiedziała rozbawiona, próbując przekrzyczeć monsunowy szum.
Ruszyli wolnym krokiem po deptaku, wśród ogólnie panującego popłochu i najwyraźniej drugiego wielkiego potopu w historii ludzkości. Ludzie uciekali, dzieci płakały. Matki płakały również. A Ona i On po prostu szli; trzymając się za ręce i upewniając się tym samym, że jeśli porwie ich jakaś ogromna, straszliwa fala lub przytrafi im się cokolwiek innego, co naśle na nich tajemniczy Autor tego pokrętnego scenariusza, Oni będą razem i razem pozostaną.
– Chyba nie… Ze mną faktycznie chyba nie da się nudzić. – Jack zamilkł na chwilę. – A czy wspominałem ci może o pewnym kataryniarzu?

Autor opowiadania: Jakub Paluszek

Post dodany: 29 października 2016

Tagi dla tego posta:

Jakub Paluszek   opowiadania  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno