Temat depresja przewija się w mediach od dłuższego czasu. Jest sporo kampanii, które służą uświadomieniu społeczeństwa, jak poważna jest to choroba i na czym polega. Dane statystyczne pokazują, że spory odsetek polaków zmaga się z depresją i stanowi ona istotny problem.
Gdy na ten temat zaczynają wypowiadać się eksperci prędzej czy później głos zabiorą osoby postronne. Z czasem swoje trzy grosze dorzucą gwiazdy telewizji. Jedni będę w ten sposób wspierać i promować kampanie społeczne i inni odnajdą w tym metodę na utrzymanie swojej popularności na wysokim poziomie.
Stopniowo depresja z tematu tabu zaczyna przeradzać się w trend. Chorowanie na nią staje się modne. Daje ono poczucie przynależności do świata gwiazd, bo skoro one się z nią zmagają i przeciętną osobę również to dotyczy, granica między celebrytą, a szarym człowiekiem znacznie się zaciera. Odnoszę również wrażenie, że niektóre postaci medialne, gdy spada im popularność, aby ponownie zaistnieć wyznaje, że boryka się z depresją. Nie mnie oceniać ile w tym jest prawdy.
Niepokoi mnie fakt, że osoby z showbiznesu stanowią we współczesnym społeczeństwie autorytet. Gdy tylko opowiadają swoją historię związaną z tą chorobą nie dzieję się nic złego. Jeśli podzielenie się ze światem tym wyznaniem sprawia, że czują się lepiej, to jak bardziej mogą sobie na to pozwolić. Problem zaczyna się, gdy taka osoba nie tylko opisuje swoje doświadczenia, ale przy tym też pokazuje sposoby radzenia sobie, a wręcz leczenia się z tej choroby we własnym zakresie, a nie przy pomocy specjalisty.
Przykładem takiej postaci jest Beata Pawlikowska, którą głównie kojarzę ze względu na książki podróżnicze, które niegdyś pisała. Gdy zaczęła pojawiać się w księgarniach coraz częściej, przy tym coraz mniej opisując podróże, pod lupę biorąc inne dziedziny życia, zaprzestałam śledzenia jej kariery. Do momentu ukazania się najnowszego dzieła pt. „Wyszłam z niemocy i depresji, ty też możesz”. Nie potrafiłam przejść obok tego obojętnie. Po pierwsze odniosłam wrażenie, że pani Beata postanowiła napisać tę książkę ze względu na to, iż dawno nikt o niej nie mówił i zatęskniła za popularnością. Po drugie depresja jest chorobą, a osobiście uważam, że choremu może pomóc tylko lekarze, nie wierzę w samo uleczanie.
Problem tej książki jest fakt, że jej autorka zaczęła uważać się za eksperta z dziedziny psychologii i dała sobie pełne prawo do przedstawianie tego zagadnienia ze swojej perspektywy odrzucając przy tym wszelkie aspekty naukowe. Prezentuje subiektywny obraz choroby, który w moim odczuciu jest niepełny i odrealniony. Nie zamierzam podważać faktu, że pani Pawlikowska na depresję cierpiała, bo nie jestem psychiatrą, aby móc to ocenić. Jednak uważam, że w pewnych dziedzinach powinni wypowiadać się tylko ludzie, którzy posiadają specjalistyczną wiedzę na ten temat. Pisać może każdy i o wszystkim, tylko nie każdy powinien to publikować, szczególnie, gdy jest postacią medialną, a społeczeństwo jak gąbka wszystko pochłania, nie czując konieczności sprawdzenia wiarygodności zdobytych informacji.
Przypadek Beaty Pawlikowskiej doskonale pokazuje, że jeśli osoba znana chce wydać książkę, która się sprzeda musi poruszyć w niej temat, który obecnie jest na topie, może dotyczyć każdego z nas lub sporej większości. Do tego nie trzeba kończyć 5 letnich studiów z danej dziedziny, a móc się w niej wypowiadać, wystarczy podkreślić, że treści zawarte w dziele to subiektywna opina, a książka nie pełni roli poradnika. Czytelnik zabierając się za taką lekturę powinien podejść do niej z dystansem, najlepiej jednak byłoby nie podchodzić wcale.
Autorka tekstu: Weronika Suchoń