Wieczór jak każdy inny – nie wiem, co z sobą począć, więc dla zabicia nudy pozwalam sobie odklikać swoją social mediową rutynę. Najpierw kilkanaście minut scrollowania Reddita, następnie chwila na Facebooku, aż w końcu trafiam ostatecznie na YouTube’a. Tamtejszy algorytm podsuwa mi na stronie głównej film o tytule Herkules z uśmiechniętym chłopcem na miniaturce. Całość trwa około 30 minut, a początek jest całkiem obiecujący, więc czemu nie?
Akcja, jak się okazało, filmu dokumentalnego w reżyserii Lidii Dudy dzieje się na początku lat dwutysięcznych. Tytułowym Herkulesem jest Krzyś, kilkunastoletni mieszkaniec Bytomia, który mimo swojej dziecięcej niewinności oraz niepełnosprawności (chłopiec utyka na jedną nogę) staje się żywicielem rodziny. Jak jednak może wyglądać zarabianie na chleb w przypadku dziecka z ubogiej śląskiej dzielnicy? Tak się składa, że chłopak jest tytanem pracy, niejednokrotnie chwytającym się zadań, które w jego przypadku można porównać do słynnych wyzwań jego mitologicznego imiennika. Niech przykładem tego będzie fakt, że Krzyś jest stałym bywalcem skupu złomu oraz pobliskiego torowiska. W przypadku tego drugiego miejsca możemy nawet mówić o współczesnych krucjatach dziecięcych, gdyż, w trakcie dokumentu jesteśmy świadkami sceny, w której mama Krzysia odprawia syna na wyprawę po leżący tam węgiel w towarzystwie innych dzieci, których sytuacja wcale nie jest lepsza.
I tak oglądając kolejne przykre losy małego Herkulesa, serce się kraja, a gardło ściska. W pewnym momencie Krzyś musi stawić czoła kolejnemu zadaniu, którym ma dowieść, że nie jest zwykłym chłopcem, ale co najmniej herosem – tata daje mu dwa ciężkie kawałki aluminium na sprzedaż. Następne sceny to już obrazy męczeństwa: dwunastolatek, kulejąc, próbuje donieść metal na skup złomu, nagle rozrywa mu się reklamówka, więc stara się jakoś utrzymać żelastwo w dłoniach, aż ostatecznie zawija je w bluzę i w ten sposób przenosi do celu. Szczęśliwe zakończenie? Nie tutaj. Na miejscu Krzyś dowiaduje się, że aluminium nie może zostać skupione, ponieważ pracownik punktu potrzebuje na kwicie podpisu osoby pełnoletniej. Po nieudanej próbie perswazji wychodzi i wybucha płaczem.
W tym momencie nasuwa mi się pytanie – czy to faktycznie było potrzebne? Mam tu na myśli łzy chłopca, gdyż nie sposób nie odnieść wrażenia, że scena w skupie złomu była częściowo reżyserowana. Kamera nie wchodzi za Krzysiem do budynku, lecz już czeka w środku, technicznie podburzając wrażenie autentyczności kolejnych minut. Z drugiej strony (i może jestem tu naiwny, a chłopiec okazał się świetnym aktorem) emocje na twarzy Herkulesa w tamtych chwilach wydają się prawdziwe, więc mało prawdopodobne, żeby został on wtajemniczony w misterny plan niepowodzenia misji wymyślony przez twórców dokumentu. Plan, ponieważ w końcu chłopak przebywał tam w towarzystwie osób dorosłych w postaci ekipy filmowej, więc wystarczyło, żeby ktokolwiek z nich poręczył za dwunastolatka. I tutaj rodzi się problem dziennikarskiego obiektywizmu, bo czy wielkim naruszeniem byłoby, gdyby jak dotąd niewidoczny realizator filmu wkroczył do akcji, żeby pomóc? Czy w kronikarskim obowiązku było uwidocznienie zawodu na twarzy dziecka? Misja chłopca mogła się przecież skończyć powodzeniem, a dzięki sztuce montażu narracja wygłoszona z offu poinformowałaby, że tym razem udało mu się zarobić na rodzinę, ale normalnie zostałby w takiej sytuacji odprawiony z kwitkiem.
Krytyki Herkulesa jednak jeszcze nie koniec. Wątek sprzedaży aluminium w punkcie skupu złomu stanowi aż ⅕ filmu, z czego najdłuższa w nim jest scena przenoszenia metalu do celu. Jest to kilka minut bezradności chłopaka, na którego barkach stoi cały jego świat – i znów muszę zadać pytanie: czy musiało to trwać aż tak długo, żeby widz był w stanie pojąć, jak bardzo biedny i pokrzywdzony przez los jest Krzyś? Nie. Ale właśnie tak działa poverty porn.
Termin poverty porn odnosi się do tekstów kultury, które w sposób przedmiotowy przedstawiają ludzi w szeroko pojętej trudnej sytuacji życiowej, aby uzyskać dzięki temu sympatię odbiorcy. Ona z kolei może zostać wykorzystana w celach promocyjnych, niekoniecznie musi jednak chodzić w tym o wyzysk osób poszkodowanych np. w celu sprzedaży jakiegoś produktu, ale, paradoksalnie, zdarza się, że właśnie w ten sposób nagłaśniane są akcje i zbiórki charytatywne. Poverty porn jest o tyle szkodliwe, że w żaden sposób nie buduje świadomości na temat problemu, a raczej tylko jednorazowo przypomina o jego istnieniu. To trochę tak, jak wtedy gdy idąc ulicą, spotykamy na swojej drodze osobę potrzebującą – niektórym w takiej sytuacji ciężko odwrócić wzrok i iść przed siebie, więc decydują się na datek z różnych powodów: czy to z powodu współczucia i litości, czy z faktycznej chęci pomocy. W końcu jednak owa sytuacja ucieka z pamięci w natłoku codziennych spraw.
Tak samo zresztą było z Krzysiem z Bytomia. Po obejrzeniu Herkulesa udało mi się dowiedzieć, że ekipa filmowa stojąca za dokumentem poszła za ciosem i nagrała jego kontynuację w postaci prawie godzinnej produkcji Herkules wyrusza w świat. Konwencja uległa zmianie i zamiast skupić się na codziennym życiu dwunastolatka, zdecydowano się zorganizować mu wakacje z prawdziwego zdarzenia, na które jego rodzina nie mogła sobie pozwolić. Opiekunami chłopca na ten czas została para z Warszawy, przy której Krzysiowi niczego nie brakowało, a na jego twarzy zagościł uśmiech. Oprócz zapewnienia dobrej zabawy dwójka dobroczyńców zgodziła się też wspierać finansowo Krzysia poza eksperymentalnym okresem wakacyjnej przygody. Brzmi to pięknie, a przynajmniej brzmiałoby, gdyby nie uległo zweryfikowaniu. Po latach kamera znów pojawiła się w życiu Herkulesa tym razem za sprawą redakcji Interii, która zrealizowała wywiad z już dorosłym chłopakiem. W czasie rozmowy pada konkretne stwierdzenie ze strony naszego zapomnianego bohatera, że obiecana pomoc nigdy nie przyszła. Uwagę jednak w tym fragmencie najbardziej przykuwa spokój, z jakim o tym mówi. Spokój, za którym kryje się rezygnacja, bo już raz odebrano mu nadzieję, wtedy w punkcie złomu, i sytuacja ta pewnie powtórzyła się jeszcze niejednokrotnie w przeciągu kolejnych lat.
Dlaczego jednak pokusiłem się o napisanie artykułu na temat filmu dokumentalnego sprzed prawie dwudziestu lat? Poverty porn, w ujęciu czerpania zysków z czyjejś tragedii, to temat stary jak świat i niejednokrotnie opisywany przez mądrzejszych ode mnie. Zatem po co? Ze względu na wspomniane na początku social media. Ponieważ tutaj również to zjawisko się zdarza, czy to w amatorskich filmikach, gdzie bezdomny zostaje pomalowany srebrną farbą, stając się nowym memem, czy w działaniach influencerów i celebrytów, którzy, będąc w czasie kryzysu wizerunkowego, wpłacają wielkie sumy na zbiórki charytatywne. Ta druga okoliczność jest szczególnie interesująca, bo choćby taka internetowa persona dopuściła się czynu okropnego, to po dołączeniu do takiej zrzutki publika stwierdza, że „przynajmniej tyle dobrego z tego wyniknęło” i zapomina o sprawie. Bez względu na wszystko zatem – pomagajmy innym, bo tego chcemy. Budujmy świadomość, ponieważ wszyscy są ludźmi i niekiedy każdy potrzebuje pomocy – niektórzy szczególnie, ponieważ tak jak Herkules mieli trudny start i niezależnie od nich nie powiodło im się. Ale też nie dajmy sobie mydlić oczu.
Tekst: Tymoteusz Stefański