Wielowymiarowy świat, prestiżowa akademia wojskowa, osierocona bohaterka z sekretnymi mocami oraz zapowiedź kosmicznego zburzenia porządku z wyraźnym wątkiem przeznaczenia. Hikatom S. N. L. Mai wciąga od pierwszej strony, obiecując epicką przygodę fantasy, która przekracza granice między jawą a snem. To lektura, która potrafi zachwycić kreacją świata i emocjonalnym stylem, ale stawia przed czytelnikiem niepokojące i trudne wyzwania.
Muszę przyznać, że S.N.L. Mai – debiutująca autorka prawdopodobnie pochodząca z Lubelszczyzny – potrafi zrobić dobre pierwsze wrażenie. Książka opublikowana w 2025 roku przez NovaeRes jest „cegłą” w najlepszym tego słowa znaczeniu: ponad 580 stron sugeruje rozbudowaną fabułę i magiczny świat, w którym można zatonąć na długie wieczory. Estetyka wydania, a także opis na tylnej okładce kupiły mnie natychmiast, przez co zostałam wciągnięta w historię jeszcze przed właściwym otwarciem powieści! Obiecujący początek narracji tylko spotęgował to uczucie.
Wrzucona w uniwersum, zauważyłam, że zbudowano je z dużą dbałością o detale. Siedem wymiarów, w tym kluczowe Nemekos i Hikatomia, to nie tylko tło wydarzeń, ale żyjący organizm z własną polityką, geografią, a nawet florą. Centralnym miejscem akcji jest Akademia Hikatomska – elitarna szkoła wojskowa dla najzdolniejszych (jej unikalność podkreślają odbywające się co 4 lata wstępne egzaminy). Rytuały placówki z podziałem na ścieżkę wojskową i dyplomatyczną zostały szczegółowo przemyślane, dzięki czemu czytelnik może poczuć ciężar szkolnych zasad, a fakt, że prawa Akademii stoją ponad prawami świata zewnętrznego, buduje bardzo ciekawy wątek. Autorka bazuje na znanych konceptach, choć jednocześnie dodaje elementy nadprzyrodzone takie jak zdolności aktywne i pasywne (np. lewitacja, telekineza czy jasnowidztwo), smoki, podróże międzywymiarowe oraz mechanika snów jako „bram” do innych krain. Kreśląc czarodziejską sieć powiązań, która jest tu czymś naturalnym niczym oddychanie, wyłożyła solidne, wiarygodne, ale też spójne fundamenty fantastyki, dlatego czułam ten klimat całkowicie!
Główna bohaterka, Akali Moru, skrojona została według klasycznego wzorca herosa, co bardzo mi odpowiadało. Ma tragiczną przeszłość (została osierocona), jest outsiderką napiętnowaną przez swoją wioskę, a jednocześnie skrywa potężną moc. To typ postaci, której chce się kibicować – poświęca się dla dobra innych, cechują ją ambicja i bystrość. Jej dążenie do przetrwania oraz hart ducha od razu budziły sympatię. Szczególnie poruszające było dla mnie stopniowe „zrzucanie peleryny dziecka”, przejmowanie coraz większej odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale za bliskich dokoła, co pokazało, że jej osoba jest emocjonalnie spójna i dobrze poprowadzona.
Amélie Allard to z kolei młoda francuska arystokratka, studentka kryminalistyki, która pochodzi z „naszego” wymiaru, Ziemi. Intrygowała zmysłowością snów o nieznanej dziewczynie, a ze swoją anielską czułością, jak również motywacją odnalezienia zaginionej siostry, Aurory, stanowiła idealny kontrapunkt dla szorstkiej rzeczywistości Akali. Niestety, najbardziej problematyczna dla mnie była sylwetka kapitan Reeg: jako opiekunka oddziału i zarazem sprawczyni przemocy na nieletniej protagonistce budziła głównie negatywne emocje, np. gniew. Kreowana na femme fatale, w rzeczywistości okazała się drapieżnikiem, który wykorzystał swoją pozycję władzy…
Kluczowym motywem są wobec tego więzi między postaciami oraz (ich) odczucia. Każdy bohater przeżywa podobne rozterki do tych, które mogą spotkać czytelnika, m.in. presja społeczeństwa, problemy rówieśnicze czy traumy. Tak jak w prawdziwym życiu, relacje są różnorodne: od prawdziwego domowego ciepła, przez stworzenie nowej rodziny ze swoim oddziałem, doświadczanie napięć, aż po subtelne zauroczenia i schematy romansowe, które stopniowo przeradzają się w duchową, intymną więź. Najważniejszą z nich jest bliskość Akali i Amélie – ich oniryczne spotkania tworzą intrygujący wątek miłości przeznaczonej rozwijającej się na granicy snu i jawy. Zarówno ta, jak i wytworzona między dziadkiem a duchem matki Akali relacja to najjaśniejsze punkty historii! Ponadto książka opowiada o samotności, poczuciu wykluczenia i poszukiwaniu własnej drogi. Pisarka bardzo delikatnie ukazuje stany czy lęki, które nie są potraktowane powierzchownie, lecz z namysłem, co dodatkowo podkreśla, że siłą powieści jest realna ludzka emocjonalność budowana przez sinusoidę zdarzeń, nieoczekiwane reakcje, silne napięcia lub zatarte granice (uczeń-nauczyciel, prawda-kłamstwo, sen-rzeczywistość).
Odnosząc się do języka, jest on lekki, współczesny i bardzo przystępny; sprawia, że przez tekst się „płynie”. Dialogi są żywe, nadają tempo, a jednocześnie kontrastują z bardziej opisowymi, informacyjnymi scenami, kiedy to twórczyni dystansuje się, streszczając je z boku. Nie infantylizuje czytelnika. Dorzuca „smaczki” lingwistyczne – dla przykładu zwrot „o Rua” znaczy „o Boże” – jednak momentami elementy świata (terminologia, zasady, liczba postaci) mogłyby zostać stopniowo przybliżane czytelnikowi, zaprezentowane wolniej, by uniknąć poczucia natłoku informacji.
Moje główne zastrzeżenia zaczynają się w połowie książki, gdzie następuje drastyczna zmiana narracji, co mocno obniżyło poziom całej powieści. Z przygodowo-fantastycznej koncepcji otrzymałam studium toksycznej relacji i nadużyć, które – co najgorsze – wydają się akceptowane przez otoczenie. Dorośli, kadra pedagogiczna, a nawet rówieśnicy przyjmują akty molestowania piętnastolatki jako coś normalnego w „porządku świata”, nie reagując oraz nie próbując realnie pomóc. O ile niepewne reakcje samej protagonistki (która po wydarzeniach staje się zdystansowana, poważna i przeżywa ataki paniki) można próbować zrozumieć, o tyle bierność pełnoletnich osób była dla mnie kompletnie frustrująca. Zdominowanie powieści erotyczną treścią kosztem smoków czy rozwiązywania zagadek sprawiło, że zamiast czerpać przyjemność z lektury, czułam narastający niesmak i zawód. Jednak największym rozczarowaniem okazało się dla mnie zakończenie. A właściwie jego brak. Publikacja urywa się w momencie, który nie daje żadnego realnego domknięcia wątków. Czytelnik nie otrzymuje odpowiedzi na kluczowe pytania, nie dochodzi do zapowiadanych w historii konfrontacji ani spotkań, a ja miałam wrażenie, jakby ktoś kazał mi odłożyć tom w połowie rozdziału. Domyślam się, że Hikatom jest wstępem do kontynuacji, ale nawet otwarty koniec powinien dawać poczucie sensu – tutaj tego zabrakło. Ostatecznie lektura dostarczyła mi rozrywki, ale nie spełniła całkowicie moich oczekiwań i nie usatysfakcjonowała finałem. Największymi plusami, mimo wszystko, pozostają dobry początek oraz umiejętność utrzymania zaciekawienia do samego końca, bo odbiorca wciąż ma nadzieję, że pozna odpowiedzi.
Hikatom to więc książka o wielkim rozmachu i niewykorzystanym potencjale. S.N.L. Mai stworzyła fascynujące uniwersum, które może zachwycić miłośników rozbudowanych światów fantasy lub intrygujących postaci, ale zgubiła się w nadmiernie rozbudowanym wątku seksualnym, więżąc bohaterów w fabule pozbawionej magicznej przygody. Tom jest godny polecenia, ale z zastrzeżeniami; dla mnie było to na pewno doświadczenie niejednoznaczne – pamiętne, ale nie do końca spełnione.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Novae Res.
Tekst: Daria Molenda
Grafika: Patrycja Obrochta, Ruslana Khomenko
