Każda dyscyplina sportowa ma swoich miłośników. Jedni całe życie poświęcają na trenowanie i są zawodowymi sportowcami, inni są po prostu kibicami. Sport dostarcza dużo radości, wzruszeń, daje mnóstwo energii. Jest jednak też ciemna strona sportu.
Historia zna przypadki, kiedy sportowiec tracił życie podczas uprawiania swojej dyscypliny. Znaczna część osób nie jest świadoma tego, jak często taka sytuacja ma miejsce. Kontuzje się zdarzają i każdy sportowiec doskonale o tym wie, ale nikt nie potrafi zrozumieć, dlaczego ktoś traci życie robiąc to, co kocha.
Jedną z dyscyplin, w której ofiar śmiertelnych jest naprawdę wiele, jest żużel. Mimo że jest on nazywany „czarnym sportem”, to i tak każdy groźny wypadek zapiera dech w piersiach miłośnikom żużla. Jedną z ofiar „czarnego sportu” był Anglik Lee Richardson. W trzecim biegu meczu pomiędzy drużynami z Wrocławia i Rzeszowa rozegranym 13 maja 2012 roku Richardson stracił panowanie nad motocyklem i uderzył w drewnianą bandę. Opuszczając tor w karetce 33-letni Anglik podniósł rękę uspokajając kibiców, że wszystko jest w porządku. Kilka godzin później napłynęła informacja o tym, że żużlowiec zmarł na skutek obrażeń wewnętrznych.
Całkiem niedawno żużel pochłonął kolejną ofiarę – osiemnastoletniego Krystiana Rempałę. W drugim biegu meczu między drużynami z Rybnika i Tarnowa 22 maja 2016 roku doszło do zderzenia motocykli Krystiana Rempały i Kacpra Woryny. Osiemnastolatkowi spadł z głowy kask, po czym uderzył on głową w tor. Sześć dni po wypadku ze szpitala nadeszła wiadomość, że młodziutki żużlowiec zmarł.
Również podczas wyścigów MotoGP dosyć często dochodzi do wypadków. Jeden z tragiczniejszych miał miejsce 23 października 2011 roku. Włoch Marco Simoncelli wpadł w poślizg i stracił kontrolę nad motocyklem. 24-letni zawodnik upadł na ziemię, a chwilę później wjechali w niego rozpędzeni rywale. Przez niemal 45 minut trwała reanimacja, ale zawodnika nie udało się uratować.
O ile można zrozumieć, że szybka jazda na motocyklu wiąże się z ryzykiem groźnego wypadku, to trudno wyjaśnić śmierć na piłkarskim boisku. Najczęstszą przyczyną śmierci piłkarzy podczas meczu jest atak serca. Antonio Puerta, hiszpański piłkarz grający w Sevilli, podczas meczu 25 sierpnia 2007 roku upadł na murawę. Chwilę później jednak podniósł się i zszedł do szatni, gdzie jednak ponownie stracił przytomność. Po trzech dniach 22-letni Hiszpan zmarł w szpitalu, a przyczyną śmierci okazała się arytmia serca.
W 2003 roku 28-letni Kameruńczyk Marc-Vivien Foe zasłabł podczas meczu. Reanimowano go 45 minut, lecz po przewiezieniu do szpitala zmarł, a przyczyną zgonu był zawał serca. Również na zawał zmarł 35-letni Phil O’Donnell, a z powodu ukrytej wady serca 24-letni węgierski piłkarz Miklos Feher.
Jednak nie tylko problemy z sercem były przyczyną śmierci piłkarzy. W Algierii Albert Ebosse został trafiony kamieniem przez własnych kibiców i zmarł w szpitalu. W Indonezji Akli Fairuz został brutalnie sfaulowany i skarżył się na ból brzucha, w szpitalu wykonano operację, lecz piłkarz zmarł, a przyczyną był obszerny wylew w jamie brzusznej. W Indiach Peter Biaksangzuala po zdobytym golu wykonał nieudane salto i uszkodził sobie rdzeń kręgowy. Po tygodniu zmarł w szpitalu.
Takich przypadków było o wiele więcej. Jedni z tych sportowców byli bardziej znani na świecie, inni jedynie w swoim kraju. Zdarzały się również wypadki na treningach, jak na przykład w Kolumbii, gdzie Herman Gaviria został trafiony przez piorun i zginął na miejscu, a jego kolega z drużyny Giovanni Cordoba po trzech dniach w szpitalu.
W każdej dyscyplinie może wydarzyć się tragedia. Przypadków było naprawdę o wiele więcej. Na przykład Raymond Chapran, który zginął podczas meczu baseballa w 1920 roku od uderzenia piłeczką. Jeszcze innym przykładem jest sytuacja z 1994 roku, kiedy to 16-letni Jeremy Benno ze złości rzucił swoim kijem o ławkę. Kij złamał się, a część trafiła w zawodnika i przebiła mu serce. Jeszcze inna sytuacja miała miejsce w listopadzie 2017 roku. Zmarł bokser Francisco Ruiz. W trakcie walki otrzymał cios, który go znokautował i uderzył głową o ziemię.
Wszyscy wspomniani zawodnicy, jak i inni sportowcy, którzy stracili życie uprawiając swoją dyscyplinę, zginęli robiąc to, co kochali. Odeszli na oczach kolegów i kibiców lub w szpitalu, gdy wszyscy czekali z niecierpliwością na informacje. W to co robili, wkładali wiele serca i zaangażowania. Jednak niektóre przypadki pokazują, że czasami warto odpuścić, że nie można zawsze dążyć do sukcesów za wszelką cenę. Przydaje się ostrożność, trzeźwy umysł i zdolność radzenia sobie z emocjami, bo może to, chociaż czasami, pozwolić uniknąć tragicznych sytuacji.
W dzisiejszych czasach szczególnie zwraca się uwagę na bezpieczeństwo i dokłada się wszelkich starań, aby było bezpiecznie dla zawodników, a w razie wypadku mogą oni liczyć na natychmiastową pomoc medyczną. Nie zawsze jednak to wystarcza.
Zmarłym sportowcom zazwyczaj oddaje się hołd. Pamięć zmarłego uczczona jest przed kolejnymi meczami minutą ciszy. Numer, w którym występował zmarły zawodnik zostaje zastrzeżony, tworzone są gablotki, memoriały. Zdarza się również, że stadion lub trybuna jest nazywany imieniem zmarłego, a nawet na przykład w konkretnej minucie kibice i sportowcy biją brawo ku czci zmarłego zawodnika.
Sport łączy ludzi, daje niezapomniane wrażenia, mnóstwo radości i wzruszeń, lecz ma niestety też tę ciemną stronę. Ci zawodnicy zostaną w sercu i w pamięci swoich najbliższych i kibiców. Miejmy nadzieję, że takich tragicznych sytuacji będzie jak najmniej, a widowiska sportowe będą nam dostarczać jedynie radość i dobrą zabawę.
Tekst: Adrian Koza