Od kilku (a nawet kilkunastu) lat obserwujemy w dyskursie publicznym wzmożoną debatę dotyczącą równości między kobietą i mężczyzną, między heteroseksualistą i homoseksualistą, między pełnosprawnym i niepełnosprawnym, czy ogólnie między mniejszością i większością. Dyskusja jest bardzo ważna! Niemniej od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy to wszystko idzie w dobrą stronę…
Badania społeczne, chociażby te, które regularnie przeprowadza Centrum Badania Opinii Społecznej, pokazują, że ludzie w Polsce są coraz bardziej tolerancyjni i otwarci na wszelkie mniejszości. Trend ten widoczny jest do tego stopnia, że otwarte wyrażanie poglądów dyskryminujących, skazane jest na ośmieszenie, brak szacunku, a nawet agresję słowną. Mam nieodparte wrażenie, że wraz z „modą”, normami i standardami zatraca się krytyczne myślenie, o które – tak sobie myślę – w takich dyskusjach chodzi przede wszystkim.
I żeby była jasność, sam uważam siebie za osobę tolerancyjną, otwartą – wpisuję się w trend! Ale lubię zadawać pytania, drążyć, szukać uzasadnień. Tak zwyczajnie po ludzku zastanawiam się, bo dla mnie nie wszystko jest takie proste i jednokierunkowe.
Dlatego lubię wchodzić w dyskusję, dołączać do debaty, żywo uczestniczyć w dyskursie i wrzucać swoje sokratejskie dwa grosze. Szczególnie lubię się upewniać, co kryje się pod tymi równościowymi komunikatami i jakie mają one uzasadnienie.
Dopytuję więc, z czego to wynika, że mniejszość jest taka ważna, co sprawia, że powinniśmy być tolerancyjni, których mniejszości warto wysłuchać, a które odrzucić. Kiedy już przebrnę przez pierwsze pytania rozgrzewkowe, przechodzę do tematów głębszych – pytam o człowieczeństwo, równość i sprawiedliwość. Bo wiesz, to nie są takie banalne zagadnienia, żeby dało się je przykryć lakonicznym równościowym komunikatem podłapanym w sieci.
I chociaż pytam, to sam nie wiem.
Szukam odpowiedzi, chociaż pewnie nigdy nie będę mógł jej oprzeć na betonowym fundamencie prawdy.
Dlatego też, kiedy tylko usłyszałem o premierze nowego spektaklu Teatru Zagłębia pt. Poskromienie złośnicy w reżyserii Jacka Jabrzyka, od razu zamówiłem bilety. Widowisko przedstawia historię aranżacji ożenku dwóch córek bogatego Babtisty Minoli (Grzegorz Kwas), który kierując się chęcią zabezpieczenia własnego majątku, postanawia „przehandlować” rękę swojej córki. Bianka (Paweł Chyraton) to piękne, zwiewne i lekkie uosobienie kobiecości, do której ustawia się sznur adoratorów. Babtista decyduje się wykorzystać okazję i proponuje ultimatum amantom Bianki – wyda młodszą córkę jedynie wtedy, kiedy ktoś poślubi Katarzynę (Marcin Gaweł) – zupełne przeciwieństwo siostry. Starsza córka jest krnąbrna, mniej urodziwa i przede wszystkim zbyt asertywna. Posiadanie własnego zdania i brak uległości wydają się jej największymi wadami.
Mężem Katarzyny ma zostać Petruchio (Tomasz Kocuj), który swoją fenomenalną grą aktorską wprowadził na scenę bardzo żywą postać. Szybko zaczyna „adorować” Kasię, jest stanowczy, ale cierpliwy w oczekiwaniu na gratyfikację majątkową, jaką ma otrzymać od kochanków Bianki za ślub z jej starszą siostrą. Z początku relacja dwojga jest chłodna, ale Petruchio znosi zachowanie „złośnicy”, przynajmniej do czasu ślubu…
To właśnie w dniu ślubu mężczyzna pokazuje, jaki jest naprawdę. Upokarza pannę młodą, demonstruje wyższość, manipuluje. Ta wraz z biegiem czasu zdaje się coraz bardziej zatracać swoją asertywność i równość pod wpływem „rządów” męża. Jesteśmy świadkami odczłowieczenia i pozbawienia jakiejkolwiek formy autonomii, bo właśnie tym jest dla mnie tytułowe „poskromienie”.
Końcowe sceny dobitnie przedstawiają Katarzynę jako kobietę pokonaną. Jeszcze świadomą, ale już niewalczącą z zaborcą, z systemem, w którym przyszło jej żyć, z niesprawiedliwością i nierównością. Robi to, bo ostatecznie wszelkie ideologie przegrywają z potrzebą przetrwania, z fizjologią i z bezpieczeństwem. Bo zazwyczaj tam, gdzie pojawia się przemoc i wojna, nie ma miejsca na inne wartości, niż te związane z naszym życiem.
Problematyka spektaklu niesamowicie współgrała ze scenariuszem. Miałem wrażenie, że każda scena jest przemyślana, dopracowana pod kątem poruszonego zagadnienia. Obsadzenie do głównych ról jedynie mężczyzn było równie ciekawym zabiegiem. Nie tylko pozwoliło przenieść odbiorcę w czasy Williama Szekspira (na podstawie jego dzieła powstał spektakl), kiedy to w teatrach grywali jedynie przedstawiciele płci męskiej, ale również pozwoliło spojrzeć na problematykę z innej perspektywy oraz dobitniej pokazać wątek uległości i dominacji w relacjach damsko-męskich.
Chciałoby się to jakoś spuentować, ale znacznie korzystniej będzie zostawić dla każdego przestrzeń na refleksje. Niech rozkwita w głowie to, co zakiełkowało. A jeśli jeszcze nic nie wyrasta, to koniecznie odwiedź Teatr Zagłębia w Sosnowcu i obejrzyj spektakl Poskromienie złośnicy.
Serdecznie dziękuję Teatrowi Zagłębia za zaproszenie na premierę!
Tekst: Robert Jakubczak