Czy serial, który kręci się wokół szachów może być emocjonujący? Gambit królowej udowadnia, że tak.
23 października na Netflixie premierę miał miniserial Gambit Królowej. W rolach głównych występują Anya Taylor-Joy (Split, Glass), Thomas Brodie-Sangster (Gra o tron) i Marielle Heller (reżyserka The Diary of a Teenage Girl). Warto też wspomnieć, że popis gry aktorskiej dał w Gambicie… Marcin Dorociński, który zagrał rosyjskiego mistrza szachownicy. Miniserial powstał na podstawie powieści Waltera Tevisa o tym samym tytule wydanej w 1983 roku. Z ciekawostek – pisarz publikował swoje opowiadania zarówno w „Cosmopolitanie”, jak i w „Playboyu”. Serial opowiada historię Beth Harmon, która po śmierci matki znalazła się w chrześcijańskim domu dziecka. Podczas pobytu w sierocińcu przypadkiem trafia do piwnicy – miejsca, w którym woźny rozgrywa partię szachów sam ze sobą. Tak zaczyna się fascynacja dziewczynki, która nada jej życiu sens. A może go odbierze?
Nie przedłużając: Gambit… mnie ujął. I chociaż nie jestem znawczynią seriali, ani nawet ich ogromną fanką, to nie żałowałam ani minuty spędzonej przed ekranem laptopa. Gambit królowej to melanż dramatu obyczajowego i thrillera, w którym pojawiają się także wątki związane z dojrzewaniem, miłością, emancypacją, uzależnieniem. I może dzięki takiemu połączeniu tyle osób o różnych gustach się nim zachwyca. Co ważne – żaden z tych wątków nie został przedstawiony płytko czy kiczowato.
W tym serialu zachwyca niemal wszystko: gra aktorska (tutaj szczególnie głośne brawa należą się odtwórczyni głównej roli, ale także Isli Johnston grającej młodą Beth Harmon), stroje pokazujące, jak na przestrzeni lat 50., 60. i 70. zmieniała się moda oraz cudowne, barwne wnętrza, tak różne od królującego obecnie minimalizmu. Nie sposób nie wspomnieć też o muzyce – nie zdziwiłabym się, gdybyście po seansie nabrali ochoty na przesłuchanie playlisty z kawałkami z tamtych lat. Mnie jednak najbardziej zafascynowała dziwność, czy może nieoczywistość tego serialu. Bo chociaż nie jest on pełen plot twistów, to gra aktorska i konstrukcje charakterów postaci sprawiły, że podczas seansu byłam przekonana, że reżyser bawi się z widzem. Niepewność wzbudził we mnie w szczególności występ Anyi Taylor-Joy – nawet po obejrzeniu ostatniego odcinka nie byłam pewna co siedziało w głowie głównej bohaterki. Czy to jak się zachowuje odzwierciedla jej uczucia? Czy wypowiadane przez nią kwestie mają być pancerzem chroniącym przed złem otaczającego ją świata, czy świadczą o skazie w jej charakterze? Fanów filmów typu Rambo rozczaruję – chodzi mi raczej o subtelne zachowania, spojrzenia, gesty. A może to tylko figle wyobraźni? Przyjrzyjcie się jednak relacjom Beth, zwłaszcza z najbliższymi.
Puentując: jeśli macie dwa wolne wieczory, chcecie zorganizować seans filmowy dla bliskich o różnych gustach, a przy okazji mieć temat do późniejszej dyskusji (bo dyskusje serial na pewno wzbudzi) – polecam Gambit królowej.
Tekst: Alicja Przybyło