Kto jest dla Was autorytetem? Czy macie taką osobę, do której chcielibyście się upodobnić, myśleć podobnie do niej? Dla naszych rodziców autorytetami byli ich właśni rodzice, później może sławne osobistości ze świata polityki, czy Kościoła. Wiele dorosłych już osób deklaruje, że ich autorytetami są Jan Paweł II, Matka Teresa, papież Franciszek… Jeśli spytać młodych ludzi o ich autorytety to usłyszymy: Justin Bieber, Rihanna, Sarsa… Nie zapominajmy też o obowiązującej modzie na wysportowane ciało. W tej dziedzinie królują Anna Lewandowska i Ewa Chodakowska. A co by się stało gdybyśmy sięgnęli głębiej? Do własnych korzeni? Może nie musielibyśmy szukać wzorców za granicą, bo znaleźlibyśmy je tuż obok nas. Większość z Was pewnie słyszała o Jamesie Bondzie, ale już niewielu, a może nawet nikt, o jego śląskim nauczycielu, który w Polsce nie jest zbytnio znany, a każda wzmianka o nim powoduje w dumę u jego potomków.
Wspomnianym nauczycielem jest Jerzy Malcher. Urodził się 103 lata temu w Chwałowicach (dzielnica Rybnika). Mieszkał w zwykłych familokach, a do szkoły, która znajdowała się w centrum miasta, chodził pieszo. Już jako młody chłopak pragnął przygód i był patriotą. Z kolegami sami dostarczali sobie rozrywki – zbudowali kajaki, którymi przepłynęli Wisłę. W odróżnieniu do swoich rówieśników, wiedział, że istnieje świat poza przemysłem. Utwierdzała go w tym matka, która pracując jako pomoc domowa u zamożnych rodzin, korzystała z ich bibliotek i pogłębiała wiedzę. Jak każda matka, pragnęła lepszego życia dla swoich dzieci. W Chwałowicach Malcher mieszkał przez pierwsze 20 lat swojego życia.
Błyskotliwy, inteligentny, temperamentny…
Życie studenckie rozpoczął na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Później studiował nauki polityczne ze specjalnością dotyczącą hitleryzmu. Na wydziale polonistyki odwiedzał swoją przyszłą żonę, którą poznał w Chwałowicach. Kobieta pochodziła z Opolszczyzny, ale chęć nauki w żeńskim gimnazjum sióstr urszulanek sprowadziła ją do Rybnika.
Malcher musiał jednak przerwać studia i skończyć podchorążówkę w Brześciu. Już tam wykazywał się odwagą i temperamentem. Jako jedyny zwrócił dowódcy uwagę, że dziesięciogodzinny marsz osłabia ich wydajność podczas walki. Był jednym z najlepszych absolwentów.
Czas wojny
Jerzy Malcher równi posiadał kartę cyrkulacyjną, która umożliwiała przekraczanie granicy polsko-niemieckiej. Wiosną 1939 roku skierowano go do pracy w konsulacie w Lipsku, ale wiszące w powietrzu widmo wojny uniemożliwiło mu objęcie stanowiska. Malcher został zmobilizowany do pułku piechoty w Brześciu. Gdy rozpoczęła się wojna, był już żołnierzem w Samodzielnej Grupie Operacyjnej „Polesie” generała Franciszka Kleeberga. Walczył z Niemcami i Sowietami. W następnych latach podejmował próby nawiązania kontaktu z zakonspirowanym harcerstwem w kraju. Jako kurier nawiązał łączność z wciąż tworzącym się ruchem oporu o nazwie Szare Szeregi. Dostarczył wtedy 10 milionów polskich złotych wydrukowanych na Zachodzie. Nie udało mu się spotkać z ukochaną, która była stale obserwowana przez gestapo. Ślązak przypomniał o sobie ponownie 21 czerwca 1940 roku, kiedy to z powodu wygranej Niemców musiał uciekać statkiem do Anglii. Brytyjczycy wyrzucali do morza walizki oficerów, którzy z powodu barier językowych nie mogli zrozumieć takiego postępowania. Jedynie Malcher znał języki angielski i francuski, więc bez problemu wyjaśnił sprawę. Od tego czasu oficerowie nie spuszczali go z oczu.
Anglia
Przez następne dwa lata bronił szkockich wybrzeży. Później skierowano go do Glasgow na kurs cichociemnych, gdzie okazał się najlepszym absolwentem. Na krótko skierowano go do sztabu Naczelnego Wodza w Londynie. Zajmował się przerzucaniem jeńców niemieckich, którzy w większości pochodzili ze Śląska i Pomorza, z Afryki do wojsk alianckich, w tym oddziałów generała Andersa na terenie Włoch. Od 1943 roku był porucznikiem zajmującym się pracą w wywiadzie przyfrontowym dla Brytyjczyków, ale nie zrezygnował z przerzucania jeńców. To dzięki niemu wielu żołnierzy Wehrmachtu otrzymało kolejną szansę. Uratował życie wielu osób, w tym prawdopodobnie mojego dziadka.
Niezwykły ślub
Dzięki staraniom i pomocy czeskiego przyjaciela, którego dom znajdował się blisko granicy, Jerzy Malcher wydostał ukochaną Jadwigę z Polski. Akcja trwała dwa tygodnie. Kobieta przez Wiedeń trafiła do Włoch i właśnie tam, w 1947 roku nad jeziorem Garda wzięli ślub. Która kobieta nie marzyłaby o wyjściu za mąż w takim miejscu? Malcherowie woleliby jednak, by ich ślub odbył się w Polsce, która była ich ojczyzną. W późniejszych latach zamieszkali w Anglii i tam wychowywali swoje dzieci. Do Polski niestety nie mogli wrócić.
Sprawny lingwista
Rok po ślubie Malcher przyjął brytyjskie obywatelstwo, a w 1949 roku podjął pracę jako lingwista w Brytyjskim Ministerstwie Obrony. Po dwóch latach został kierownikiem siedemdziesięciu lingwistów. Był najlepszy i Brytyjczycy nie mogli temu zaprzeczyć. Służba Lingwistyczna, którą stworzył istnieje do dziś. Po przejściu na emeryturę badał najnowszą historię, pisał szkice, drukował w polonijnej prasie, pisał dla Radia Wolna Europa. Napisał w języku angielskim dwie książki o Polsce.
Film o chwałowickim bohaterze
Miesiąc temu pojawił się zwiastun filmu o Jerzym Malcherze. Realizatorem tego pomysłu jest Adam Grzegorzek, który twierdzi, że postać ta jak najbardziej zasługuje na takie uhonorowanie. Relacje i informacje o postępach można znaleźć na Facebooku, wpisując hasło: Jerzy Malcher – projekt filmowy.
Autorytety są wśród nas!
Jerzego Malchera poznaliśmy dzięki dziewczynie, która opowiedziała historię o bracie swojej babci. Napisała o wujku pracę i wygrała, zorganizowany przez europosła Marka Migalskiego, konkurs. Pomógł wielu ludziom. Odważnie bronił swojego zdania, nie zapominał o przyjaciołach. Śląsk kryje więcej takich bohaterów. Trzeba ich tylko znaleźć i poznać ich życie.
Każdy z nas powinien zainteresować się historią swojej rodziny. Nigdy nie wiadomo co kryje się na kartach historii…
Tekst: Ania Gawlik