Więzienie – jedni nim straszą, drudzy traktują je jak opcję, gdyby w życiu im nie wyszło. W dyskursie publicznym zakłady karne pojawiają się albo przy okazji informacji o przestępcy, któremu grozi X lat kary pozbawienia wolności, albo à propos konieczności utrzymywania tych placówek z podatków prawych obywateli. Czy za kratami możne skrywać się coś więcej?
Opisom więziennej rzeczywistości poświęcono wiele stron, taśm, megabajtów. Jednak najwięcej o warunkach panujących w więzieniu mówi liczba podejmowanych prób ucieczek. Sam fakt, że osadzeni, próbując odzyskać wolność, wolą zginąć, niż spędzać kolejne dni w zamknięciu, jest na tyle dosadny, że opisy rzeczywistości za kratami wydają się zbędne. Czasami są to próby desperackie, z szansami na powodzenie oscylującymi w granicach zera; czasami brawurowe i wzbudzające podziw dla pomysłowości uciekinierów. W większości wypadków jednak nie dziwią, a wręcz zmuszają do opowiedzenia się po stronie osadzonego i kibicowania mu w jego staraniach. Nawet jeśli wiadomo, że był winny.
Z łyżką po wolność
Pierwsze doniesienia pochodzą z Egiptu – to tam 4500 lat temu zbitka słów „dom” i „ciemność” oznaczała rychłą śmierć. Jeńcy byli torturowani i wykorzystywani do prac fizycznych. Dopiero wraz z upływem czasu zaczęto postrzegać zamknięcie jako wystarczająco dotkliwą karę za drobniejsze przewinienia. Jednak zanim to się stało, musiał pojawić się ktoś, kto był w stanie zakwestionować klasowość społeczeństwa:
Spartakus. Z jego imieniem każdy zetknął się na lekcjach historii. Niewiele się jednak słyszy o tym, jak wydostał się spod władzy swojego pana. Pojmany przez legionistów i umieszczony w szkole gladiatorów, planował ucieczkę. Swoją wolność wraz z siedemdziesięcioma innymi wojownikami wywalczył… przyborami kuchennymi. To dzięki nim mógł uciec z areny i rozpocząć najsławniejsze w historii powstanie niewolników, które potem stało się tematem kasowych produkcji filmowych.
Priest hole, czyli kryjówka dla księdza
Gdy religia zaczęła odgrywać coraz większą rolę w życiu człowieka, oprócz powodów ekonomicznych (które leżą u podstaw klasowości) zaczęły się liczyć też te ideologiczne. Więzienia zapełniły się heretykami. Budynki, które obecnie stanowią jedne z największych atrakcji miast, były w przeszłości miejscami, gdzie oprawcy mogli popisywać się nieograniczoną wyobraźnią w wymyślaniu tortur. W londyńskiej Tower ofiarą katów padł John Gerard, jezuita, który w czasach Elżbiety I otwarcie głosił nauki Kościoła Katolickiego. Po wielu latach ukrywania się w priest hole w 1594 roku został schwytany i osadzony w więziennych lochach. Tam, w celu wymuszenia zeznań, podwieszano go na łańcuchach w boleśnie wykrzywiającej członki pozie. Mimo wycieńczenia, udało mu się zbiec. A właściwie ześlizgnąć. Z trzydziestometrowego muru. Do ucieczki użył sznura przewieszonego nad fosą otaczającą budowlę. Po uzyskaniu wolności jezuita kontynuował swą misję. Napisał też książkę o prześladowaniach katolickich duchownych.
Naga prawda
Barwne przykłady ucieczek wiążą się z tworzeniem więzień kolonialnych. W latach trzydziestych XIX wieku tasmańskie Port Arthur było miejscem zsyłki brytyjskich przestępców. Stosowane metody nie należały do łagodnych, choć sam generał gubernator, Sir George Arthur, uważał je za skuteczne. Więźniów zakutych w łańcuchy zmuszano do pracy przy wydobyciu węgla, obróbce drewna i kamieni, poddawano ich też dotkliwym karom fizycznym i psychicznym. Droga ucieczki była jedna – Eaglehawk Neck, czyli łączący półwysep z lądem wąski pas ziemi, obstawiony strażnikami, zamieszkały przez zdziczałe psy, otoczony wodami, w których pływały rekiny. Zrozumiałe jest, czemu uważano to więzienie za niemożliwe do sforsowania. Mimo to chętnych nie brakowało. Większość z nich utonęła, zmarła z głodu lub została zabita. Nazwiska tych, którym się udało, odnotowano na kartach historii. Cash and Co (bo taki przydomek zyskała trójka uciekinierów) 26 grudnia 1842 roku nie stawili się do pracy. Po przebyciu pieszo ponad piętnastu kilometrów, skrywając się w buszu, a następnie płynąc wpław przez zatokę, dotarli do stałego lądu. Byli nadzy, bo zwinięte w tobołki ubrania zaginęły w trakcie przepływu. Odtąd zaczęli hulaszcze życie zbiegłych skazańców. Martin Cash jako jeden z nielicznych bushrangerów zmarł śmiercią naturalną. Co więcej, po licznych przygodach (obejmujących np. prowadzenie domów publicznych) doczekał się żony i dziecka, a jego przeżycia, spisane przez kolegę, stały się bestsellerem. Hopsasa z więzienia Z Port Arthur wiąże się jeszcze jedna popularna historia ucieczki, tym razem nieudanej. Zdesperowany George „Billy” Hunt postanowił zmylić wszystkich, przebierając się za… kangura. Strój wykonany ze skóry prawdziwego zwierzęcia był bardzo realistyczny. Za bardzo. Plan mógłby zakończyć się powodzeniem, gdyby nie głód strażnika, który na kolację postanowił zjeść potrawę z tego zwierzęcia. Na szczęście uciekinier w porę zorientował się, że jest na celowniku, i zdążył porzucić swój kamuflaż. Za karę wymierzono mu sto pięćdziesiąt batów. Być może, gdyby Billy’emu udało się przeskoczyć na wolność, jego historia miałaby szansę zostać zekranizowana, tak jak to miało miejsce w przypadku zbiegłych z Diabelskiej Wyspy, Alcatraz i Sagmalicar.
Na piersi motyl zamiast tribala
Papillon (z francuskiego „motyl”), czyli Henri Charrière, niesłusznie oskarżony w 1931 roku za zabójstwo stręczyciela i skazany na pobyt we francuskiej kolonii karnej – Diabelskiej Wyspie – dokonał tego, co w ówczesnych czasach uznawano za niemożliwe. Używając worków wypełnionych kokosami, wydostał się z przedsionka piekła, przemierzył wody pełne rekinów i dopłynął do Gujany, gdzie został schwytany. W 1942 roku zyskał wolność i gujańskie obywatelstwo. Ostatecznie osiadł w Wenezueli, ustatkował się i napisał autobiografię sprzedaną w nakładzie półtora miliona egzemplarzy. Chociaż naukowcy zarzucali mu przeinaczenia i mocną inspirację innymi relacjami z Diabelskiej Wyspy, Charrière obstawał przy swoim. Dodawał jednak, że przecież podczas skazania nie miał ze sobą maszyny do pisania.
1856 stron akt FBI
O ile w przypadku Motyla można stwierdzić, że jego przygody, choć lekko ubarwione, są prawdziwe, o tyle o losach Johna i Clarence’a Anglinów oraz Franka Lee Morrisa wiadomo niewiele. Głośnym echem w amerykańskich mediach odbił się wybryk trzech penitencjariuszy z Alcatraz. Sprawę przez siedemnaście lat badało FBI, ale nic nie udało się ustalić. Wyczyn siedemnastolatki, która w czterdzieści trzy minuty dopłynęła z lądu na wyspę, zainspirował braci Anglinów oraz Franka Lee Morrisa. Używając samodzielnie wykonanych narzędzi, przewiercili ściany cel, zbudowali tratwę, skonstruowali wiosła, uszyli kamizelki ratunkowe. Przedostali się na dach budynku i stamtąd po rurze zjechali do zatoki San Francisco. Wprawdzie odnaleziono ich sprzęt, ale po nich samych słuch zaginął. Do dzisiaj nie wyjaśniono, czy utonęli, czy udało im się dotrzeć na ląd. Na stronie FBI wciąż widnieje prośba o kontakt w razie posiadania jakichkolwiek informacji na temat tej sprawy.
(Nie)wolny hipis
Wątpliwości nie budzi za to przypadek Billy’ego Hayesa – dwudziestotrzyletniego Amerykanina, który w 1970 roku został osadzony w tureckim więzieniu Sagmalcilar za próbę wywiezienia z kraju dwóch kilogramów haszyszu. Początkowo skazany na karę czterech lat i dwóch miesięcy, w wyniku zmiany kwalifikacji przestępstwa miał za kratami spędzić resztę swojego życia. Pertraktacje rządu Stanów Zjednoczonych z ambasadą Turcji spełzły na niczym. Będąc ofiarą przemocy ze strony strażników, Hayes nie widział innego wyjścia niż ucieczka. Przekupił władze więzienne, by przetransportowały go do więzienia na wyspie Imrali. Jego plan zakładał kradzież łódki. Udało mu się to, gdy rybacy postanowili przeczekać nocną burzę. Po ośmiu godzinach wiosłowania dotarł do Bandrimy, a stamtąd przemierzył ponad sto pięćdziesiąt kilometrów w kierunku amerykańskiego konsulatu w Grecji. Swoje przeżycia Hayes opisał w książce Midnight Express, która została niezbyt wiernie zekranizowana. Sam o swoim pobycie w więzieniu mówi, że to jednocześnie najlepsza i najgorsza rzecz, jaka go spotkała.
Siedzisz za kratami
Cash, Papillon i Hayes mieli szczęście. Dużo szczęścia. Można się domyślać, ile ucieczek zwieńczonych sukcesem przypada na te nieudane, które skutkują wydłużeniem kary, a często, zgodnie z odpowiedzialnością zbiorową, ogólnym pogorszeniem więziennych warunków. Co zatem można zobaczyć za kratami? Na pewno pomysł na kasowy film. A oprócz tego Ciebie, mnie, ją, jego. Bo warunki, jakie panują w tych placówkach, są odbiciem podejścia społeczeństwa do jego członków. Tego, jak reagujesz na wieść, że ktoś popełnił brutalne przestępstwo. Ponieważ „naród należy oceniać nie w oparciu o to, w jaki sposób traktuje swoich najznamienitszych obywateli, lecz o to, jak podchodzi do tych z dołów społecznych”.
Źródła:
S. Christianson: Więzienia świata;
Raport Roczny Amnesty International 2016/17. Sytuacja praw człowieka na świecie.
Tekst: Alicja Przybyło
Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement” (kwiecień/maj 2018).