„[…] a to, na co czekało się przez całe życie, może wydarzyć się właśnie tu i teraz…”
Książka, która będzie bawić się językiem, formą i treścią – właśnie takie podsumowanie przyszło mi na myśl, kiedy po raz pierwszy trzymałam w rękach zbiór opowiadań Beaty Ziai Mroczne historyje o miłowaniu i przemijaniu. Archaiczna forma i subtelne sygnały widoczne na okładce od razu mnie zaintrygowały, jednak po przeczytaniu mogę stwierdzić tylko jedno: przedstawione obrazy powracają w snach. Ciche, niepokojące, poetyckie, a przy tym zaskakująco aktualne.
Tajemnica włoskiej canzony
Pozycja składa się z siedmiu historii, prowadzących czytelnika przez mroczne ścieżki ludzkich namiętności, lęków i strat. Choć opowieści osadzone są w różnym czasie, gdyż mogłyby wydarzyć się dziś, sto lat temu lub w ogóle „poza czasem”, łączą je motywy miłości (niespełnionej, niedosięgłej) oraz nieuchronnej śmierci. Autorka umiejętnie miesza rzeczywistość z elementami realizmu magicznego, jak i mitologicznymi odniesieniami, tworząc mroczną i wciągającą atmosferę, która mimo swej prostoty niesie głębokie, niekiedy ukryte przesłanie. Najbardziej enigmatyczne, a zarazem najdłuższe opowiadanie to ostatnie, siódme. Obligowało mnie do największego skupienia oraz otwartości na niedopowiedzenia, przez co lektura na zakończenie była wymagająca, lecz satysfakcjonująca, a co więcej zdecydowanie zmusiła do refleksji.
Styl pisarki przybiera postać narracji rytmicznej, pełnej wykrzyknień, pulsującej emocjami. Czasem jest jak lament, modlitwa, ale również jak szept z zaświatów. Innymi słowy, jest odwołaniem do średniowiecznej formy muzycznej. W tej współczesnej interpretacji włoskiego utworu lirycznego, który wywodzi się z poezji rycerskiej, zauważalne jest wykorzystanie cech canzony: uczuciowości, tematyki miłosnej czy wojennej.
Kim jest autorka?
Beata Ziaja to twórczyni związana z Krakowem. Często sięga po motywy utraty, przemijania, duchowości oraz natury dobra. Poliglotka, która nie stroni od świata kultury i sztuki, a swoją miłość do słowa pisanego rozwija od najmłodszych lat. W 2024 roku również nakładem wydawnictwa Novae Res wydała zbiór dziesięciu opowiadań pt. U schyłku czasów. Obie jej książki są niewielkie objętościowo, lecz gęste od przesłań i niezwykłości.
Plusy i minusy
Zaczynając od okładki w wykonaniu Wioli Pierzgalskiej – minimalistyczna, utrzymana w naprzemiennej tonacji ciepła-zimna, doskonale koresponduje z treścią poprzez symbolikę zaćmienia księżyca czy grafikę z twarzą człowieka, co od razu ustawia czytelnika w odpowiednim, średniowieczno-mistycznym rejestrze.
Światy przedstawione są plastyczne i łatwe do wyobrażenia, choć nie zawsze przyjemne – pełne cieni, zapomnianych miejsc lub postaci na granicy mitu i realizmu. Lektura wciąga, ponieważ opowiadania pochłania się niemal jednym tchem, choć niektóre z nich aż proszą się o powtórne przeczytanie, by uchwycić ukryte znaczenia.
Jeśli miałabym wskazać przynajmniej jeden minus, byłoby mi bardzo trudno. Pisarka prowadzi czytelnika przez świat nocnych mar i wspomnień z taką lekkością, że nawet najbardziej bolesne emocje stają się czymś pięknym – może nie do końca zrozumiałym, ale zdecydowanie odczuwalnym.
Na zakończenie słów kilka…
Mroczne historyje o miłowaniu i przemijaniu Beaty Ziai to pozycja dla tych, którzy cenią literaturę symboliczną, fantastyczną, opartą na nastroju, a nie tylko na fabule. To książka, która przypomina, że miłość i śmierć to tematy odwieczne – i niezmiennie aktualne. Właśnie za to cenię tę publikację najbardziej, a wszystkim poszukującym literackiej głębi polecam z pełnym przekonaniem.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Tekst: Daria Molenda