Człowiek – istota rozumna. Brzmi dumnie, czyż nie? Człowiek – istota niedoskonała. Z tym już trudniej nam się zgodzić, choć zgodzić się niewątpliwie trzeba. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że w samym naszym myśleniu, które to przecież jest cechą odróżniającą nas od zwierząt, są luki, i to niemałe. Jak nie dać się oszukać własnemu umysłowi? Przede wszystkim trzeba wiedzieć, na jakie pułapki możemy natrafić w toku codziennego rozumowania, a także w różnego typu sporach i dyskusjach, gdzie dużą rolę odgrywają emocje, spychając tym samym względy logiczne na dalszy plan.
Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się przeczytać w internecie albo usłyszeć w telewizji czy od kogoś znajomego wypowiedź na jakiś kontrowersyjny temat, której treść tak idealnie pokrywała się z Twoją opinią, że natychmiast zareagowałeś w sposób następujący: „No właśnie! Otóż to! Przecież mówiłem…”? Nawet jeśli nie jesteś w stanie teraz na szybko przywołać takiej sytuacji, to z pewnością się z nią zetknąłeś, i to nie raz. Zazwyczaj w takich wypadkach nie analizujemy, nie podajemy w wątpliwość, nie doszukujemy się drugiego dna ani nie szperamy w źródłach usłyszanej czy przeczytanej informacji. Bo oto ktoś – w zasadzie nieważne kto – właśnie potwierdził to, co Ty od dawna doskonale wiesz lub podejrzewasz… Prawda? Otóż niekoniecznie. Oboje możecie mieć rację, ale równie dobrze oboje możecie się srogo mylić, a Ty właśnie stałeś się ofiarą efektu potwierdzenia, zwanego inaczej błędem konfirmacji. To tendencja naszego umysłu do natychmiastowego uznawania za prawdziwe tych informacji, które zgadzają się z naszymi wcześniejszymi poglądami. A więc z tym, co my sami uważamy na dany temat – czego oczekujemy, co chcemy usłyszeć… co nam się podoba. Kiedy natkniemy się na pierwsze lepsze potwierdzenie naszego sądu, zwykle bierzemy je za prawdę, utwierdzając się jedynie w dotychczasowym – być może całkowicie mylnym – przekonaniu. Aby nie wpaść w tę pułapkę, najlepiej każdorazowo weryfikować niepewne informacje, korzystając z wiarygodnych źródeł. Następnym razem, zanim krzykniesz: „No jasne, że tak!”, niech w głowie zapali Ci się czerwona lampka – „Oho! Trzeba to sprawdzić”.
Problemy z zaokrąglaniem
Inna powszechna pułapka umysłu czyha na nas za każdym razem, kiedy na bazie własnych doświadczeń oraz obserwacji znanego nam wycinka rzeczywistości próbujemy wysuwać globalne tezy. Błąd ten zwie się przedwczesnym uogólnieniem i wynika z nieracjonalnego doboru próbki statystycznej. Studentom pokojów nie wynajmuję – znam trzech studentów i każdy z nich to nieposkromiony imprezowicz. Coś Ci to przypomina? No właśnie, od przedwczesnego uogólniania niedługa droga do stereotypizacji. Zatem formułując tezy odnoszące się do ogółu, pamiętaj, że Twoje argumenty muszą opierać się na adekwatnej i wiarygodnej próbce. A tak swoją drogą… właśnie wróciłem z Sierpca – bez portfela i telefonu. Nigdy nie jedź do Sierpca. Tam kradną.
Więc twierdzisz, że krasnale nie istnieją…?
Znasz to uczucie, kiedy podczas zażartej dyskusji Twój oponent, który wyskoczył z niewiarygodnym, wręcz absurdalnym stwierdzeniem, cieszy się ze swojego domniemanego zwycięstwa tylko dlatego, że Ty nie dysponujesz dowodami wystarczającymi, by wykazać, że się myli? Ten chwyt erystyczny nazywamy argumentem ad ignorantiam. Jednocześnie jest on błędem w rozumowaniu, który może przytrafić się każdemu z nas, zupełnie dla nas nieświadomie. Aby go uniknąć, należy pamiętać, że brak dowodu fałszywości nie jest dowodem prawdziwości, a to na osobie formułującej tezę spoczywa ciężar wymownej argumentacji. Postawa wykaż mi, że tak nie jest stanowi oznakę słabości prezentowanego stanowiska i prowadzi raczej do ośmieszenia samego siebie niż do jakiegokolwiek pozytywnego wniosku. Nawiasem mówiąc, nie wiem, czy wiesz, ale dokładnie za 2387 lat Słońce zacznie krążyć wokół Ziemi, a pozostałe planety uciekną do innego wymiaru. No co? Nie udowodnisz mi przecież, że nie… Prawda?
Bez kija nie podchodź
Inną formą rozumowania pozamerytorycznego jest argument ad terrorem (lub – jak kto woli – ad baculum), odwołujący się do jednego z najniższych zwierzęcych instynktów – czyli do strachu. Załóżmy, że trwa debata na temat słuszności kary śmierci. Jeden z jej przeciwników umiejętnie perswaduje, powołując się między innymi na prawo naturalne i należną każdemu szansę odkupienia win. Niestety jego oponent nie jest równie wprawionym mówcą i nie potrafi przeprowadzić rzeczowego wnioskowania. Inaczej byś zaśpiewał, gdyby taki zwyrodnialec zgwałcił ci siostrę! – w ten sposób odbiega od meritum, ukierunkowując dyskusję na konsekwencje przyjęcia danego stanowiska, które mogą okazać się szkodliwe dla rozmówcy. To dość powszechny i łatwy do wykrycia przykład argumentu ad terrorem, jednak trzeba pamiętać, że groźba może być również bardziej zawoalowana i przez to nie tak oczywista. W tym momencie, Drogi Czytelniku, chciałbym zapewnić Cię, że w zasadzie nie musisz czytać tego artykułu do końca. Możesz skazać się na wieczne uleganie słabościom własnego umysłu i przez całe życie pozwalać sobą bezkarnie manipulować… Czyż nie?
Kulą w płot
Któż z nas nie wie, jak to jest zostać zwiedzionym na manowce? A kto z nas nigdy sam nie próbował tej sztuczki, uginając się pod ciężarem racjonalnych argumentów, których odparcie drogą merytorycznego wywodu przekraczało jego kompetencje?
– Populacje gatunków łownych w Bałtyku gwałtownie się zmniejszają.
– Dobra, dobra. A Unia tylko zaciera rączki, aż zamkniemy porty, żeby zmusić nas do zakupu importowanych ryb i już całkiem nas zniewolić. Myślisz, że kto na tym będzie zarabiał, co?! A co z naszą niezależnością? Patriotyzm nic już dziś nie znaczy!
Taka kontrargumentacja w próżnię nosi nazwę fałszywego tropu i nie jest wycelowana w tezę przeciwnika, choć – aby była skuteczna – musi stwarzać takie pozory, to znaczy sprawiać wrażenie związanej z tematem dyskusji, wzbudzając przy tym silne emocje, które załatają wszelkie logiczne dziury. Podobnie ma się sprawa z argumentem równi pochyłej, który zakłada pozamerytoryczne wnioskowanie oparte na wróżeniu całego łańcucha skrajnie negatywnych konsekwencji jakiegoś działania. Jasne, dzisiaj będą wysyłać polskich żołnierzy na misje pokojowe, a jutro każą naszym mężom walczyć na cudzych wojnach! Nasze dzieci będą musiały iść do wojska przez te ich głupie pomysły! A co będzie z nami – czy ktoś o tym w ogóle myśli? Takie zwodnicze rozumowanie często bywa nieuświadomione, jednak może również mieć na celu odciągnięcie uwagi od przedmiotu dyskusji i wyprowadzenie przeciwnika w pole. No właśnie, nie daj się zwieść, ale jednocześnie dopuszczaj do siebie taką ewentualność, że w ferworze walki o rację również Ty sam możesz zjechać po równi pochyłej – prosto na samo dno argumentacji.
Całe moje podwórko…
Wyobraź sobie pewną hipotetyczną, choć nie tak znów obcą sytuację. Jest dzień wyborów politycznych. Czekasz w napięciu na ogłoszenie wyników. Niestety spotyka Cię zawód, ale oprócz niego pojawia się jeszcze niedowierzanie i poczucie, że coś jest nie tak. Nie no, ale jak to? Nikt, kogo znam, nie głosował na tę partię! To na pewno jakaś manipulacja, przecież nie mieli szans… Prawda? Zasadzka, w jaką wpędził Cię umysł tym razem, to błąd fałszywej powszechności. Tutaj podobnie jak w przypadku przedwczesnego uogólnienia, na podstawie danych o swoim najbliższym środowisku wysuwamy wniosek dotyczący całego społeczeństwa. A przecież to, z czym mieliśmy do czynienia, to zaledwie mały wycinek całości. Niby takie oczywiste, a jednak jest to błąd popełniany nagminnie i absolutnie wszędzie. Dosłownie gdzie by się nie obejrzeć! – przecież spotkałem się z nim już tyle razy… Hm, to zastanawiające…
Tak więc, Drogi Czytelniku, miej się na baczności, bo oto Twój niesforny umysł bez przerwy szuka okazji, by spłatać Ci figla. Zdaje się, że ja sam, udzielając Ci tych porad, kilkakrotnie dałem się zapędzić w kozi róg, ale wierzę, że za każdym razem, gdy zostawałeś poddany próbie, w głowie zapalała Ci się… czerwona lampka… I dzięki temu z pewnością nie dałeś się oszukać.
Prawda?
Autor tekstu: Dawid Milewski
Źródła:
- N. Baillargeon: Krótki kurs samoobrony intelektualnej;
- N. Łubnicki: Nauka poprawnego myślenia;
- D. Hoffman: Krótki film o prawdzie i fałszu.
Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement” (marzec/kwiecień 2017).