„Jakie się ma uczucie, kiedy wyjeżdża się od ludzi, a oni nikną powoli na równinie, aż w końcu widać tylko rozmywające się punkciki? – że zniewala nas za duży świat i że to jest pożegnanie. Ale człowiek wypatruje już kolejnej szalonej przygody pod tym samym niebem”.
Pisał tak Jack Kerouac w swojej najsłynniejszej powieści W drodze. Autostop, stop, łapanie okazji… pod wieloma nazwami tego samego kryje się ogromne ryzyko, ale też wielka przygoda – a na pewno najtańszy środek transportu.
Rozrywka dla odważnych
Autostop uczy pokory. Bywa, że trzeba czekać parę godzin, aż ktoś zdecyduje się podwieźć nas chociaż kilkanaście kilometrów. Czasami wyląduje się w miasteczku, po którym jeżdżą tylko miejscowi. Za każdym razem zagadkę stanowi to, ile czasu zajmie dotarcie w miejsce docelowe, zatem fanami stopu są osoby spontaniczne, które nie mają problemu z ewentualnymi zmianami planów i rezerwowaniem noclegu na ostatnią chwilę lub szukaniem miejsca na rozbicie namiotu w ciemnościach. Bo nie zawsze wiadomo, gdzie spędzi się najbliższą noc.
Autostopem przez kontynenty
Kinga i Grzegorz w ubiegłe wakacje zdecydowali się przemierzyć szlak Pacific Crest Trial prowadzący z Meksyku do Kanady (swoje przygody publikowali na fanpage’u Once Upon a Hike). Będąc w Ameryce, mieli okazję podróżować stopem. Tak porównują swoje wrażenia z przemierzania w ten sposób Europy: „W USA często odradzano nam tego typu formę podróży, mówiąc, że to niebezpieczne. Łatwo było znaleźć kierowców skorych do podwiezienia nas, ale trzeba wziąć pod uwagę, że byliśmy turystami w pobliżu szlaku, więc ludzie chętniej nam pomagali. W zasadzie nigdy nie musieliśmy czekać dłużej niż godzinę. Często też zdarzało nam się jechać na otwartych bagażnikach jeepów. Wszyscy podchodzili do nas w bardzo gościnny sposób, zapraszali do swoich domów, częstowali jedzeniem i piciem, byli pozytywnie nastawieni. Na Starym Kontynencie również zdarzały nam się takie przygody, ale rzadziej Amerykanów cieszył kontakt z Europejczykami. Opowiadali o swoich korzeniach i chcieli usłyszeć o tym, skąd my pochodzimy. W Europie pokonywaliśmy znacznie dalsze odległości – z Polski do Portugalii, Norwegii, Chorwacji i innych państw po drodze. W USA z kolei przebywaliśmy krótsze dystanse, zazwyczaj dojeżdżaliśmy do sąsiednich miast. Warto też zaznaczyć, że stopowaliśmy w tych „sympatycznych” stanach. Wiemy, że na przykład w Wisconsin kręciło się kilku seryjnych morderców gustujących w autostopowiczach. Za to w Kanadzie jeden z kierowców, który pomagał nam dostać się do Vancouver, prosił, żebyśmy kontynuowali wędrówkę pociągiem. W darmowym przemieszczaniu się po Europie mamy znacznie więcej doświadczenia: poznaliśmy wielu cudownych ludzi, przeżyliśmy mnóstwo fantastycznych chwil. Choć na pewno spróbujemy jeszcze eskapady po Stanach”.
Nie tylko samochodem
Okazuje się, że „po kosztach” można nawet przebyć ocean. Patryk (znajdziecie go na Facebooku pod nazwą Pragnienia serca) podróżował po Ameryce Południowej. Ale najpierw musiał się tam dostać… „Pewnego dnia postanowiłem odkryć Amerykę. Spakowałem plecak i śladem wielkich odkrywców wyruszyłem w autostopową podróż na drugi koniec świata. Nasunęło się pytanie, jak przebyć ocean. Z pomocą przyszedł jachtostop, który zawiódł mnie na przepiękne Karaiby. Od setek lat ludzie zaciągają się na łodzie, by odkrywać nowe lądy i szukać wrażeń. Wystarczy pofatygować się do mariny, porozwieszać ogłoszenia i pytać o przeprawę przez ocean. Nieocenione mogą okazać się specjalnie przygotowane strony internetowe, na których można wyszukać odpowiedni jacht. Przy odrobinie szczęścia w zamian za zmywanie naczyń, czyszczenie pokładu czy trzymanie wacht można dostać się wszędzie. Ewentualnie w grę wchodzi zrzucenie się z resztą załogi na jedzenie – cały świat będzie stał otworem. Delfiny śpiewające przy dźwięku gitar czy latające ryby przeskakujące nad głową to tylko część niezwykłych doświadczeń, jakie czekają po opuszczeniu lądu. I co najważniejsze, nie trzeba mieć doświadczenia żeglarskiego, żeby misja się powiodła!
Bałkańska
podróż
Moje
doświadczenia zawierają się w nielicznych podróżach po Polsce z
przyjaciółmi oraz wyprawy w duecie na Półwysep Bałkański. Trasa
Warszawa – Grecja – Bielsko-Biała. Dwadzieścia cztery złapane
okazje (część trasy przebyta pociągami i autobusami). Co region,
to inna specyfika. Zanim stopowaliśmy
w Rumunii, ostrzegano nas wielokrotnie, by przed wejściem do pojazdu
wyraźnie zaznaczyć, że nie mamy pieniędzy na zapłatę za
podwózkę. W odpowiedzi zawsze machano ręką i wołano „noł
problem, kom, kom”, ale uratowało to nas od ewentualnych
niepotrzebnych spięć. Kierowcy na Półwyspie Bałkańskim nie
spuszczają nogi z gazu i z reguły nie zważają na znaki drogowe.
Trudno też się z nimi dogadać – raczej nie mówią po angielsku.
Jeździliśmy osobówkami, samochodami ciężarowymi, a nawet
autokarem.
Jak
to się robi?
Zasadniczo
są dwie metody jeżdżenia autostopem. Pierwsza (dla cierpliwych) w
skrócie to stanie przy ulicy z wyciągniętym kciukiem i czekanie,
aż ktoś się zatrzyma. Druga (dla tych śmielszych czy też
bardziej zdeterminowanych) polega na podchodzeniu do osób w trasie,
na przykład na stacjach benzynowych, i proszeniu ich o podwiezienie.
Po
co to robić?
Z
własnych doświadczeń mogę powiedzieć, że taki sposób
podróżowania pozwala na poznanie ludzi dobrych, empatycznych,
zainteresowanych losem drugiego człowieka. W czasie wypraw
autostopowych z przyjaciółmi usłyszeliśmy pełno historii,
otrzymaliśmy mnóstwo ciepłych słów, rad, pytano nas, czego
potrzebujemy, i częstowano wodą, jedzeniem, nawet oferowano nocleg.
Niektórzy nadrabiali i 40 kilometrów drogi, by pomóc nam dostać
się jak najdalej.
Autostopowanie uzależnia. Jest przygodą, do której ciągle chce się wracać, do której tęskni się, gdy przytłaczają codzienne obowiązki. Ponieważ to nie kierunek, ale podróż jest celem. Na podsumowanie tekstu idealny wydaje się nostalgiczny cytat, i tym razem z powieści słynnego beatnika Kerouaca: „Znów na chodniku piętrzył się stos naszych wysłużonych walizek; czekała nas jeszcze dalsza droga. Ale co tam, droga to życie”.
Źródła:
J. Kerouac: W drodze.
Tekst: Magdalena Cebo
Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement” (maj/czerwiec 2019).