Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego pewne historie – filmowe, literackie czy reklamowe – przyciągają naszą uwagę i sprawiają, że z zapartym tchem śledzimy losy bohaterów? Podobno trzeba wychodzić poza schematy… Tymczasem w kulturze są one podstawą interesującego odbiorcę przekazu.
Kolejny film o superbohaterze, czarodzieju, samotnym nastolatku, który poszukuje swojej drogi… Dlaczego, mimo poczucia wyczerpania danego tematu, wciąż powstają produkcje oraz książki bazujące na podobnej kompozycji? Odpowiedź jest jednocześnie prosta i zaskakująca: fabułą rządzi model. Model, poza który twórcy rzadko odważają się wychodzić w obawie przed niezadowoleniem odbiorcy.
Rodem z antyku
Najprostszym znanym schematem, który możecie kojarzyć jeszcze z czasów szkolnych, jest tzw. paradygmat, stworzony na podstawie Poetyki Arystotelesa przez Syda Fielda – amerykańskiego scenarzystę. Oparty został na trójelementowej strukturze: zawiązaniu akcji, konfrontacji i rozwiązaniu fabuły. Jego rozbudowaną wersję zaproponował niemiecki dramaturg Gustav Freytag. Uważał on, że każda narracja składa się z ekspozycji (przedstawienia świata opowieści), rozwoju akcji, punktu kulminacyjnego (momentu zwrotnego), rozwiązania akcji (zakończenia konfliktu i wysiłków bohatera) oraz tzw. denouementu, czyli konkluzji wydarzeń.
Przykładową historią, na którą możemy przełożyć powyższą strukturę fabularną, jest dowolna część serii o Harrym Potterze. Najpierw mamy ogólny pogląd na dany rok nauki czarodzieja w Hogwarcie. Później bohater musi zmierzyć się z jakąś przeciwnością (np. wziąć udział w Turnieju Trójmagicznym), a jego życie ulega komplikacjom. Następuje konfrontacja z wrogiem, czyli Voldemortem, zaś na końcu Harry wyciąga wnioski z minionych przygód.
Wzorzec ten, inspirowany literaturą, znajdziemy w większości cenionych dzieł. Wybierzcie swój ulubiony serial Netfliksa i sprawdźcie, czy i jego twórcy postąpili zgodnie z wytycznymi szkoły scenopisarstwa.
Wyprawa po Świętego Graala
Szablonowy jest nie tylko zarys fabuły, ale także motyw wyprawy bohatera. Jeśli przeanalizujemy wybrany film bądź książkę, w większości przypadków okaże się, że główna postać ma jakiś cel do osiągnięcia – musi dotrzeć do określonego miejsca i podjąć działania, które umożliwią jej realizację planów. Model ten został stworzony przez Josepha Campbella i nazwany Monomitem Podróży Bohatera. Składa się na niego kilka kluczowych elementów: wezwanie do wyprawy (bohater poznaje swoje przeznaczenie), poznanie życzliwego opiekuna (mentora), przekroczenie pierwszego progu (decyzja o wejściu w nowy świat, bez możliwości odwrotu), próby (momenty, gdy bohater musi zmierzyć się ze swoimi słabościami), spotkanie pomocników służących wsparciem podczas drogi do celu, odnalezienie Świętego Graala czy Eliksiru Życia (cel bohatera) i wreszcie powrót do wcześniejszego życia (po klęsce lub sukcesie zamierzonych działań).
Dr Mikołaj Marcela z Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego – autor m.in. książki dla dzieci Best Seler i zagadka znikających warzyw – uważa, że „ciężko sobie wyobrazić dzisiejsze Hollywood bez schematu mitycznej wędrówki bohatera Campbella, który na potrzeby rynku filmowego w 1985 roku został mocno uproszczony przez Christophera Voglera. Spotkamy go w ekranizacjach dla dzieci (Disneya, Pixara czy Dreamworks), filmach akcji, dramatach sportowych, komediach romantycznych czy horrorach. Jednak jego wpływ nie ogranicza się tylko do Hollywood i kina. Z powodzeniem odnajdziemy go w Pięćdziesięciu twarzach Greya E.L. James, serialach HBO i Netfliksa oraz wysokobudżetowych grach komputerowych. Naszym umiłowaniem do schematów należy tłumaczyć także popularność kryminałów. ”Oczywiście za każdym razem spotykamy się w nich z nieco inną zagadką, ale przebieg zdarzeń z grubsza jest ten sam. Gdy zaczynamy lekturę, dobrze wiemy, czego powinniśmy się spodziewać na końcu”.
Jeśli twórca wykorzystał Monomit Podróży Bohatera, historia głównej postaci wyda nam się spójna i analogiczna do wydarzeń z naszego życia. W końcu wszystkie elementy tego modelu zostały zainspirowane dążeniami i doświadczeniami zwykłego człowieka, spotykającego po drodze do celu przeszkody, utrapienia, a także pomocną dłoń. Wierzymy w daną fabułę, jeśli – pomimo jej fikcyjności, osadzenia w innych realiach czasowych i przestrzennych – potrafimy wyobrazić sobie, że mogłaby wydarzyć się naprawdę. I z Monomitem nietrudno osiągnąć ten efekt, w końcu każdy jest Bohaterem własnego losu.
Czy innowacji mówimy nie?
Macie czasem wrażenie, że po przeczytaniu książki lub obejrzeniu filmu bądź spektaklu dominuje w Was poczucie chaosu, niekonsekwencji, zawiłości poznanych zdarzeń albo nie rozumiecie czegoś, co wydaje Wam się zupełnie nowe i obce? Czy zatem tylko dzięki zastosowaniu znanego nam wzorca będziemy usatysfakcjonowani daną grą, powieścią, produkcją filmową? Otóż… to zależy!
Rutyna i przewidywalność stanowi nieuchronne zagrożenie dla modeli. Lekarstwem jest w tym przypadku zdrowa, zastosowana z umiarem dawka innowacji. Sęk w tym, że od tysięcy lat człowiek opowiada te same historie, starając się je wyróżnić spośród tych powstałych wcześniej. O miłości, strachu czy zabójstwach pisano już w antyku, można by zatem powiedzieć, że wszystko zostało dawno opowiedziane. Nigdy jednak nie znudzą nam się przygody bohatera walczącego z niesprawiedliwością lub też odwrotnie – antybohatera unikającego konsekwencji swoich działań. Nie przestaniemy cenić ckliwych melodramatów i historii o baśniowych krainach. Ale pod jednym warunkiem: tylko jeśli poczujemy w danej opowieści powiew fabularnej świeżości. Jak mówi dr Marcela: „Schematy to jedno, ale innowacje to drugie. To jak yin i yang – najlepsze teksty naszej kultury potrafią zachować balans między tymi dwiema uzupełniającymi się siłami. Antybohaterów było wielu, ale żaden nie ośmielił się stanąć u boku Waltera White’a. Z drugiej jednak strony mamy teksty, które ze schematów czynią dzieła sztuki – tu przywołałbym zarówno doskonały pierwszy sezon Stranger Things, który jest de facto remiksem wszystkich najważniejszych tekstów grozy przełomu lat 70. i 80. – ale i takie, które bardzo mocno stawiają na innowację, próbując zaproponować na przykład inną strukturę narracyjną (dobrze widać to w Na skraju jutra czy produkcji Netfliksa Russian Doll, gdzie wykorzystana została struktura narracyjna gier video). Innowacjom początkowo stawiamy opór, rodzą one niezrozumienie, a my – paradoksalnie – coraz rzadziej jesteśmy przygotowani do radzenia sobie z nimi czy z radykalną zmianą sposobu komunikacji. Na ogół potrzebujemy czasu, by je zrozumieć, oraz przewodników, którzy wytłumaczą nam, o co chodzi. Dobrze widać to w sztuce czy poezji najnowszej. Z jednej strony, obcując z nimi, czujemy często mieszankę fascynacji i lęku. Z drugiej, gdy już zostaną przepracowane i przechwycone przez główny nurt, zaczynamy je lubić jak najbardziej oswojone schematy”.
Smak nowości
„Lubimy piosenki, które znamy”… Ale nie bójmy się otworzyć także na to, co początkowo budzi w nas niezrozumienie i myślowy chaos. Zaś początkujący twórcy niech wezmą sobie do serca przesłanie: bycie oryginalnym zawsze jest w cenie, ale nawet autorzy artystycznych perełek zachwycających „świeżym podejściem” – tacy jak André Aciman (Tamte dni, tamte noce), Jakub Żulczyk (Ślepnąc od świateł) czy Zadie Smith (Białe zęby) – bazują na schematach stosowanych od tysięcy lat. Więc dajmy się zaskoczyć… tym, co już znane.
Źródła:
K. Bonda: Maszyna do pisania. Kurs kreatywnego pisania;
S. Field, W. Rilla: Pisanie scenariusza filmowego;
S. King: Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika;
J. Wrycza-Bekier: Magia słów. Jak pisać teksty, które porwą tłumy.
Tekst: Małgorzata Pabian
Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement” (maj/czerwiec 2019).