Po lekturze dwóch poprzednich tomów trylogii Ślady gwiazd przyszedł czas na recenzję ostatniej części. Czy Ascaucalis zdołało zapewnić satysfakcjonujące zwieńczenie? Czy Tomasz Petrus wyciągnął wnioski z poprzednich książek i zaoferował godne rozwiązanie wszystkich tajemnic?
Cykl polskiego autora stanowi złożoną opowieść o kobietach, które związane są z tajemniczym manuskryptem i bursztynową figurką łuczniczki. Historia rozgrywa się na tle klimatycznej Bydgoszczy, ukazywanej kolejno przez różne epoki i dekady, co pozwala na poznawanie miasta i jego uroku „od wewnątrz”. Fabuła skupia się na poszukiwaniach oraz odkrywaniu zagadek, a wątki, znane już ze wcześniejszych dzieł, w finalnej powieści są nie tylko dalej rozwijane, ale też zostają wzbogacone o nowe postaci. Co więcej, sekrety, które wydawały się nie do odgadnięcia, stopniowo wychodzą na jaw.
Moje pierwsze wrażenia po rozpoczęciu lektury Ascaucalis były nieco ambiwalentne. Przez perspektywę nieznanych bohaterów trudno było mi zaangażować się w ich losy; początek nie wciągnął od razu. Brakowało tzw. iskrzenia, które porwałoby do dalszego czytania. Ponadto długie rozdziały, choć pomagały utrzymać płynność narracji, prowadziły do znużenia. Zmęczenie pogłębiały dodatkowo stawiane przed bohaterami przeszkody – ich nadmiar i przeciąganie rozstrzygnięcia sprawiały wrażenie niepotrzebnej komplikacji. W efekcie, zamiast budowania napięcia i dostarczenia radości z demaskowania problemów, u czytelnika rodzi się frustracja.
Uznaję za zaletę nawiązanie pisarza do pozornie niezwiązanych historii przedstawionych w pierwszej części. Zachowana została spójność, która rodzi poczucie biegu ku rzeczywistemu zamknięciu trylogii. Te powroty do przeszłości, echa dawnych wydarzeń były jednym z jaśniejszych punktów utworu. Jednak to Bydgoszcz nadal jest największym atutem. Piękne i szczegółowe, niezwykle obrazowe opisy miasta przedstawionego w latach 70. zachwycają, przez co miejsce ożywa zarówno na kartach rozdziałów, jak i w wyobraźni czytających.
Końcowe spotkanie głównych postaci wyróżnia się stylistycznie na tle reszty książki – jakby zostało napisane innym językiem. Czy to umyślny efekt, by podkreślić wagę momentu? Trudno stwierdzić, ale różnica jest zauważalna. Znowu scena Jadwigi i Oskara pozbawiona została romantycznego aspektu; traci swoją wyjątkowość na rzecz zwyczajności. Może był to zamierzony zabieg, pokazujący, że oczekiwania często rozmijają się z rzeczywistością. Jeśli tak, to trzeba przyznać, że autorowi udało się osiągnąć cel. Mimo to, największy niedosyt pozostawia wyjaśnienie tajemnicy Rosy Bogen. Oczekiwałam czegoś większego (zwłaszcza, że jej złożony wątek budził wiele emocji), tymczasem rozwiązanie wydaje się zbyt proste i nie do końca zadowalające.
Ślady gwiazd. Ascaucalis Tom III to powieść, która zamyka trylogię Tomasza Petrusa. Mimo pewnych niedociągnięć i momentów, które mnie rozczarowały, doceniam trud pisarza włożony w stworzenie tej złożonej i wielowątkowej historii. Publikacja ma swoje mocne strony, takie jak bogata charakterystyka Bydgoszczy i ciągłość fabularna, ale ma też słabsze: momentami nużącą fabułę oraz niedosyt związany z niektórymi tematami czy zakończeniem. To dobry finał serii, ale bez efektu „wow”, na który liczyłam.
Jeśli wy, drodzy czytelnicy, zapoznaliście się z poprzednimi tomami, z pewnością będziecie chcieli poznać koniec tej historii. Gdybyście jednak szukali pozycji, która wciągnie was od pierwszej strony i nie pozwoli wam się oderwać, Ślady gwiazd mogą nie spełnić waszych oczekiwań w pełni.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Tekst: Daria Molenda