Fandom zbudowany wokół danego dzieła to najlepsza rzecz, jaka może się przydarzyć jego autorowi. Już przez sam wzgląd na aspekty finansowe jest to dla niego korzystne, ponieważ sprawia, że po kolejne teksty kultury osadzone w ramach jednego świata sięgnie wierna rzesza odbiorców. Fani swoją aktywnością czy to w ramach dyskusji, czy to własnej twórczości pobudzają markę, utrzymując ją przy życiu w sezonie ogórkowym, kiedy autor dopiero pracuje nad kolejną odsłoną przygód ukochanych bohaterów. Istnienie fandomu stanowi dla twórcy także spełnienie potrzeby uznania, gdyż często traktowany jest w nim jak guru – jako kreator świata, w końcu ma w nim najwięcej do powiedzenia, a jego głos jest niepodważalny. Prawda?
W grudniu 1893 roku stała się rzecz niesłychana. Geniusz przestępczego półświatka tamtych czasów oraz wybitny matematyk, profesor James Moriarty, zakończył życie słynnego detektywa, a prywatnie swojego największego rywala, Sherlocka Holmesa. Choć sprawca tragicznego wydarzenia przy wodospadzie Reichenbach wydawał się oczywisty, to opinia publiczna nie dała się zwieść i za winnego uznała prawdziwą szarą eminencję stojącą za planem Napoleona zbrodni – Arthura Conana Doyle’a. Miał on wyraźny motyw – uważał, że pan Holmes natarczywie nachodzi go, nie pozwalając na tworzenie prawdziwej literatury, wskutek czego pisarz uznał, że najlepiej dla własnego dobra będzie pozbyć się natręta. Doyle wszystko skrzętnie zaplanował oraz znalazł idealnego kozła ofiarnego, lecz nie przewidział jednego. Oddania czytelników.
Po publikacji Ostatniej zagadki na łamach „The Strand”, magazynu, w którym ukazywały się wszystkie przygody Holmesa, ponad dwadzieścia tysięcy prenumeratorów odwołało swoją subskrypcję, doprowadzając czasopismo niemal do bankructwa. Redakcja była bombardowana listami wyrażającymi niezadowolenie odbiorców, powstawały nawet ruchy walczące o życie ukochanego miłośnika fajki (np. amerykański klub Let’s Keep Holmes Alive). Wszystko to łączyło się w jeden z pierwszych przejawów buntu wobec decyzji, wróć, zbrodniczego czynu twórcy.
Obecnie bojkot stanowi jeden z podstawowych mechanizmów reakcji fandomów. Przeglądając niedawno Reddita, natrafiłem na informację o nawiązaniu współpracy pomiędzy Marvel Comics a Georgem R. R. Martinem. Na jej mocy wydawnictwo ma stworzyć linię komiksów na podstawie antologii Dzikie karty, której redaktorem jest właśnie Martin. W komentarzach pod tym komunikatem obok uregulowanego entuzjazmu komiksiarzy przeważały jednak głosy oburzenia fanów pisarza, który od dwunastu lat pracuje nad kolejnym tomem Pieśni lodu i ognia. Były to głosy zapowiadające upadek prac nad najsłynniejszym cyklem autora oraz zarzekające się, że nie sięgną po kolejne dzieła twórcy, w tym po komiksy na podstawie Dzikich kart (z którymi de facto sam Martin raczej nie będzie miał wiele wspólnego poza użyczeniem swojego nazwiska i tytułu), dopóki ten nie dokończy historii Westeros.
Choć żądania fandomu mogą wydawać się absurdalne, należy zauważyć, że tworzy on, jak to zostało ładnie określone w blurbie do książki Tomasza Pindela Historie fandomowe, „alterkulturę”, która jednocześnie ma bierny, jak i czynny udział w istnieniu marki. Związki z dziełem adorowanym są w tych środowiskach do tego stopnia bliskie, iż staje się ono częścią życia jego miłośników. W takim wypadku odebranie możliwości (a nawet konieczności!) poznania dalszych losów świata przedstawionego nie może się skończyć postawą obojętną, lecz wymaga działania – przejścia do partyzantki.
Groźbą i prośbą
Można wyróżnić dwa sposoby walki fandomów z niesubordynacją twórców i pozostałych osób decyzyjnych. Roboczo nazwę je „taktykami groźby i prośby”. Groźbę należy rozumieć tutaj jako wspomniane już słowa krytyki fanów w stronę autora, które są reakcją na jego kontrowersyjne decyzje. Z tym rodzajem walki mamy do czynienia tak naprawdę na co dzień (zwłaszcza przy nietypowych ogłoszeniach castingowych ról postaci literackich czy historycznych w różnego rodzaju adaptacjach), co pokazuje, że wyjątek z czasów Arthura Conana Doyle’a na dobrą sprawę stał się teraz zwyczajem.
Drugi sposób, czyli prośba właśnie, to różnego rodzaju akcje mające pokazać zainteresowanie dziełem oraz petycje internetowe, które masowo podpisywane są przez fanów, a następnie wysyłane do decydentów. Specjalnie wprowadziłem tutaj tę nową kategorię, gdyż w czasach komercjalizacji rola twórcy jest często ograniczana – w przypadku dużych projektów na pierwszym miejscu stawia się sukces finansowy oraz ewentualny potencjał eksploatowania marki w przyszłości, dopiero potem pozytywny odbiór artystyczny. Taktyka prośby jest o tyle ciekawa, że często jednoczy członków fandomu oraz autora, ponieważ w sytuacji z góry narzucanych drastycznych zmian, jak chociażby decyzja o skasowaniu projektu, razem stanowią ofiarę zbiorową. Jako przykład wspólnego działania na rzecz utworu można tutaj przytoczyć sytuację, w której znalazł się pod koniec ubiegłej dekady Zack Snyder. Dzięki mocnemu odzewowi swoich miłośników reżyserowi udało się powrócić do prac nad Ligą Sprawiedliwości, z których po głównym okresie realizacji zdjęć musiał zrezygnować ze względu na śmierć córki. Po długiej akcji nagłaśniającej tzw. Snyder Cut w końcu pozwolono mu stworzyć wersję reżyserską filmu, zgoła odmienną od wersji kinowej zarówno pod względem fabuły i montażu, ale też efektów specjalnych, które należało wygenerować od nowa, co czyniło projekt kosztowniejszym i bardzo ryzykownym.
Wizja zwycięskiego buntu wobec szeroko pojętej „góry” brzmi niezwykle romantycznie, ale warto mieć na uwadze, że bojkot czy też apel bardzo rzadko wpływają na ostateczny kształt dzieła. Zdarzają się takie przypadki jak ten wymieniony wyżej, zmiana designu Sonica w aktorskim filmie o niebieskim jeżu po jednogłośnie negatywnym odbiorze jego pierwotnego projektu czy decyzja o przejęciu skasowanego serialu Expanse przez Amazon na skutek wsparcia fanów. Są to jednak wyjątki, petycje czy krytyczne komentarze fanów budzą zazwyczaj tylko śmiech, nierzadko będąc później źródłem memów.
Fan dopieszczony
W 1901 roku dochodzi do przełomu w sprawie miłośników najsłynniejszego detektywa na świecie. Arthur Conan Doyle próbuje się zrehabilitować po swoim haniebnym czynie – na stronach „The Strand” w odcinkach zaczyna pojawiać się Pies Baskerville’ów. Sherlock Holmes uwalnia się z niewoli niebytu, w którą osiem lat wcześniej został wzięty przez swojego stwórcę. A przynajmniej udaje mu się to częściowo, gdyż nowa powieść przedstawia przygodę sprzed wydarzeń przy wodospadzie Reichenbach, co formalnie wciąż czyni detektywa martwym. Mimo wszystko w 1903 roku Doyle pozwala wyjść jeńcowi na wolność, kiedy to Holmes zjawia się w domu swojego oddanego przyjaciela Watsona i obwieszcza, że jego śmierć była jedną wielką mistyfikacją, mającą go uchronić przed depczącymi mu po piętach członkami gangu nieboszczyka Moriarty’ego.
Choć stosunki między Doylem a Holmesem wciąż można nazwać co najwyżej chłodnymi, a twórca jeszcze raz spróbuje nieskutecznie ukrócić życie swojemu bohaterowi w Jego ostatnim ukłonie (jednak tym razem sprawca nauczy się czegoś na swoich błędach i uniknie ostatecznych rozstrzygnięć), to serca fanów zdecydowanie biją na początku dwudziestego wieku szybciej. Po prawie dziesięciu latach walki o utrzymanie ukochanej postaci przy życiu w końcu wywarli na pisarzu presję, aby zawiesił broń z czytelnikami. No, oni i odczuwalny brak gotówki. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że ponowne odwiedzenie progów Baker Street przez cudownie ocalałego detektywa można uznać za jeden z pierwszych przykładów czegoś, co w przyszłości zostanie nazwane fanserwisem.
Termin ten pochodzi z Japonii, gdzie głównie jest wykorzystywany w kontekście przyciągających uwagę odbiorcy scen o nacechowaniu erotycznym z udziałem bohaterów i bohaterek w mandze czy anime. Pojęcie szybko zostało przyjęte przez zachodnich krytyków jako określenie elementów – zazwyczaj konkretnych fragmentów/scen – utworu, które mają zaspokoić oczekiwania fanów i spełnić ich najskrytsze marzenia wobec dzieła. Idealnym przykładem wykorzystywania fanserwisu są produkcje z Marvel Cinematic Universe. Wystarczy przytoczyć takie filmowe wydarzenia jak Avengers: Koniec gry lub Spider-Man: Bez drogi do domu. W pierwszym np. występuje słynna „scena z portalami”, gdzie kolejni bohaterowie, którzy byli widzom prezentowani przez lata, wchodzą na scenę i jednoczą się do walki ze wspólnym zagrożeniem – czy może istnieć większa forma pójścia na rękę fanom niż zebranie w jednym kadrze wszystkich postaci, które tak uwielbiają?
Pan tu nie stał!
Tak jak „scena z portalami” stanowiła naturalną kolej rzeczy, gdyż czwarta część Avengers miała być zwieńczeniem jedenastoletniej przygody z MCU, a więc owe spotkanie herosów stanowiło formę jej celebracji, tak należy zwrócić uwagę, iż nierzadko fanserwis jest wrogiem fabuły. Niewiele jest przypadków, w których stanowi on punkt narracji gładko wpisany w większą całość, ponieważ zwyczajnie odciąga uwagę widza. Z tego powodu twórcy często stosują fanserwis jako swoisty przerywnik. I tak we wspomnianej zeszłorocznej odsłonie przygód Spider-Mana, tuż przed ostateczną walką i finałem filmu, otrzymujemy scenę luźnej rozmowy trzech kinowych inkarnacji Petera Parkera, w której to bohaterowie dzielą się swoim doświadczeniem, a Peter-Andrew Garfield nawet rozwiązuje problemy z kręgosłupem Petera-Tobeya Maguire’a, które towarzyszyły temu drugiemu przez jego filmową trylogię. Konwersacja jest tak dobrze rozpisana oraz pełna takiego ciepła i miłości do postaci, że w tej konkretnej chwili widz po prostu może zapomnieć, iż w tym samym czasie w kierunku naszych protagonistów leci pięciu groźnych superzłoczyńców, a na szali nie ważą się tylko losy jednego świata, a całego multiwersum.
Pojawiają się jednak w ostatnim czasie przypadki fanserwisu wręcz nachalnego, wcinającego się w sam środek fabuły i idącego własnym tokiem, jak np. miało to miejsce w Księdze Boby Fetta. Przez większość serialu osadzonego w uniwersum Gwiezdnych Wojen obserwujemy poczynania tytułowego łowcy nagród, który przejmuje władzę nad przestępczością zorganizowaną na planecie Tatooine oraz próbuje ją mocniej ugruntować. Rzecz w tym, że pod koniec sezonu powyższy wątek całkowicie znika, a ekran dominują postacie znane z poprzednich odsłon gwiezdnowojennych filmów i seriali tj. Din Djarin, Grogu, Luke Skywalker, Ahsoka Tano czy Cad Bane. Rozumiem, że te gościnne występy miały wywołać uśmiech u fanów, jednak w praktyce sprawiły wrażenie, jakby twórcy nie wierzyli w głównego bohatera i jego możliwości przyciągnięcia widza do ekranu, więc postanowili inaczej podnieść zainteresowanie prezentowaną historią. Nie byłoby to jednak tak problematyczne, gdyby wspomniani goście nie wprowadzali do serialu własnych perypetii niezwiązanych z misją Boby Fetta. I pewnie, część fandomu faktycznie ucieszyła się ujrzeniem znajomych twarzy, ale pozostała… całkowicie skrytykowała decyzję scenarzystów.
Arthurowi Conanowi Doyle’owi może i udało się przywróceniem Sherlocka Holmesa uciszyć gniew czytelników, jednak fanserwis w żadnym stopniu nie stanowi przeciwwagi autora na „groźbę i prośbę” fanów, ani nie zasłoni wad produkcji. Jest to bardziej wisienka na torcie – zabieg, dzięki któremu dzieło niecierpiące na szczególne skazy nabiera dodatkowych walorów rozrywkowych. Chciałbym zauważyć też jeszcze jedno – istnieje ryzyko, że w zalewie krytyki twórcy u sterów długoletnich franczyz częściej będą próbować swoich sił w stosowaniu fanserwisu, zwłaszcza widząc, jakie wyniki finansowe osiągają produkcje MCU, w których implementowany jest często, ale z zachowaniem pewnego wyczucia. I w tym momencie należałoby się zastanowić, czy to nie droga na skróty do serca fanów? Czy twórca powinien dawać odbiorcy to, czego ten dokładnie chce? Czy raczej próbować przekonać go do swojej wizji? A może my też staliśmy się sprawcami zbrodniczego czynu, tylko że nad oryginalnością?
Źródła:
C. McGrath: Sherlock Holmes’s eternal appeal (www.nytimes.com/2005/05/24/arts/sherlock-holmess-eternal-appeal.html);
J. Hibberd:‘Game of Thrones’ Author George R.R. Martin to Launch Marvel Comics Series (www.hollywoodreporter.com/news/general-news/george-rr-martin-marvel-comics-wild-cards-1235096290);
J. K. Armstrong: How Sherlock Holmes changed the world (www.bbc.com/culture/article/20160106-how-sherlock-holmes-changed-the-world);
L. Hurley: The Expanse Saved From Cancellation Renewed For Season 4 At Amazon (www.cinemablend.com/television/2423362/the-expanse-saved-from-cancellation-renewed-for-season-4-at-amazon);
R. Newby: ‘Sonic’ and the Cost of Fan Anger (www.hollywoodreporter.com/movies/movie-news/sonic-costs-fan-anger-1279482);
T. Brown: Timeline: How ‘Zack Snyder’s Justice League’ happened (www.latimes.com/entertainment-arts/movies/story/2021-03-19/zack-snyder-justice-league-timeline);
T. Pindel: Historie fandomowe.
Tekst i zdjęcie: Tymoteusz Stefański