Mówiąc o miłości, trudno zachować naukowy obiektywizm. Sami przyznacie, że miłość jest na tyle specyficznym, indywidualnie rozumianym i szerokim pojęciem, iż nie sposób zdefiniować ją jedynie na podstawie statystyk i badań. Mimo to postaram się zachować trzeźwe podejście naukowca i ugryźć temat od racjonalnej strony.
Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, gdy słyszę pytanie „czym jest miłość?”, to książka Ericha Fromma O sztuce miłości. Ten niemiecki filozof uważał, że uczucie miłości polega na chęci poznawania drugiej osoby. Im bardziej więc chcemy poznawać innego człowieka, tym większe uczucie do niego żywimy. Bardzo podoba mi się ta koncepcja i często sprawdza się na moim przykładzie. Kiedy mam nieodpartą chęć poznania kogoś, to czuję do niego miłość, rozumianą tutaj jako ciekawość. Jasne jest jednak, że samo zainteresowanie trudno przyrównać do zakochania się w tej jedynej osobie, z którą chcemy spędzić całe życie.
Bogdan Wojciszke w książce Psychologia miłości podaje trzy składniki miłości: intymność, namiętność i zaangażowanie. Koncepcję Fromma o ciągłej chęci poznania drugiej osoby możemy podpiąć pod intymność, którą buduje się poprzez komunikację i odkrywanie zarówno siebie, jak i swoich tajemnic przed kimś innym. To dzięki intymności możemy poznać partnera i dowiedzieć się o pewnych wzorcach jego zachowania, np. o tym, co jest najlepsze, aby pocieszyć naszą drugą połówkę w czasie smutku i załamania. Kiedy już dowiemy się, że nasz partner najlepiej czuje się powiedzmy wtedy, gdy go przytulamy i drapiemy po brzuszku, to będziemy robić to w każdej kolejnej smutniejszej chwili (wiem, że działa „X”, to będę powtarzał „X”). Poznamy jego najbardziej korzystne reakcje, dzięki czemu będziemy mogli stać się dla niego wsparciem. To z kolei zaowocuje zbudowaniem zaufania oraz sprawi, że druga osoba będzie wiedziała, że może na nas liczyć. Wszystkie te czynniki bardzo mocno wpływają na intymność więzi.
Skoro jesteśmy przy intymności, to trzeba nadmienić o zagrożeniu, jakie może z niej wynikać. Przecież otwierając się przed drugim człowiekiem, zrzucam maskę, pozbywam się tajemnicy i pokazuję również swoje gorsze strony – wady czy doświadczenia, których wstydzę się nawet przed sobą. Jestem tym samym podatny na skrzywdzenie ze strony osoby, która tyle o mnie wie, w myśl policyjnej zasady: „[…] możesz zachować milczenie, bo wszystko zostanie wykorzystane przeciwko tobie”. Dużym problemem, który blokuje miłość, może być więc strach przed odkrywaniem swojej osoby. Niekiedy możemy jednak wpadać w pułapkę: „zdystansuję się, to nie będę cierpieć, kiedy wydarzy się coś niedobrego”. I choć zdawać by się mogło, że potencjalna krzywda będzie bardzo bolesna, to uważam, że możliwość otworzenia się i bycia sobą oraz brak konieczności udawania kogoś, kim nie jesteśmy, są warte takiego ryzyka.
Drugim składnikiem, który wymienia Wojciszke, jest namiętność. Najbardziej trafnym obrazem tego pojęcia będzie tzw. miłość romantyczna – nasycona nie tylko pozytywnymi, lecz także negatywnymi, silnymi emocjami. Prawda jest taka, że każdy ma inny pogląd na romantyczną miłość. Kształtujemy własne jej wyobrażenia już jako dzieci, oglądając bajki i czytając baśnie (Kopciuszek, Piękna i bestia itp.), a kończymy jako dorośli, czerpiący wzorce z filmów i muzyki (np. komedii romantycznych, szeroko rozumianego hip hopu). takimi swego rodzaju schodkami, które mogą nas prowadzić na szczyt romantycznej miłości, są: silne pragnienie i poszukiwanie fizycznej bliskości, motywacja do maksymalnego połączenia z obiektem westchnień, przepływ energii i podniecenie, „miłość od pierwszego wejrzenia”, silna tęsknota, idealizacja partnera. Nie zapominajmy też, że w literaturze i poezji miłość romantyczna to miłość nieszczęśliwa, która napotyka tysiące przeszkód i rzadko łączy ze sobą zakochanych ludzi (np. Romeo i Julia).
Jeśli więc przyrównam namiętność do miłości romantycznej, to mam przed oczami silną chęć wzajemnego kontaktu wzrokowego, dotyku, całowania, a także kontaktów seksualnych. Większość z tych zachowań może wynikać z potrzeby pragnienia erotycznego, dowartościowania się, dominacji, opiekuńczości i na sam koniec potrzeby odnalezienia sensu życia.
I znowu, żeby nie być jednostronnym, opowiem również o negatywnych stronach namiętności. A żeby o tym mówić, musisz przypomnieć sobie swoją ostatnią nieszczęśliwą miłość, kiedy to Twoje uczucie do było kogoś było tak silne, że „zaliczyłeś kilka bezsennych nocy”. Co wtedy czułeś? Smutek? Przygnębienie? Tęsknotę? Niemoc? Niestety często im coś bardziej jest dla nas nieosiągalne, tym trudniej się pogodzić, że nie możemy tego zdobyć. Im bardziej nam na kimś zależy, tym trudniej zrezygnować nam z tej osoby. Tak więc zdecydowanie największym skutkiem ubocznym namiętności może być kilkudniowe załamanie i marazm, który wynika z faktu, że nie możemy skupić swoich myśli na niczym produktywnym.
Jak poradzić sobie z nieszczęśliwym zakochaniem?
Istnieje wiele technik, które mogą nam pomóc w poradzeniu sobie z uczuciem smutku i odrzucenia. Jako pierwszą polecam racjonalizację. Często w przypływie silnej namiętności idealizujemy obiekt swoich westchnień i zapominamy, że jest to człowiek jak każdy inny – ma jakieś minusy i wady, ciemne strony swojej osobowości. Na świecie nie ma chodzącego ideału, który jeśli by już był, zyskałby miano boga. Dobrze jest więc obniżyć sobie wartość nieosiągalnego obiektu. Zastanów się nad tym, co Ci się w nim nie podoba, a nie twórz w głowie kolejnych scenariuszów, dających złudną nadzieję, że jeszcze, jakimś cudem, będziecie razem.
Drugim sposobem, którego osobiście jestem zwolennikiem, jest pozbycie się egoizmu. Co przez to rozumiem? Ludzie często są większymi egoistami, niż mogliby przypuszczać. Jeżeli kogoś kocham i zależy mi na szczęściu tej osoby, a ja nie jestem dla niej tym szczęściem, to rzeczą słuszną jest sobie odpuścić. Nasza miłość często przyjmuje egoistyczny pierwiastek: „bo JA ją kocham”, „bo JA coś czuję”, „bo MNIE na niej zależy” – „bo ja, bo ja, bo ja…” A gdzie tutaj są potrzeby, pragnienia i uczucia drugiej osoby? Niech mnie nie zwodzą moja artystyczna osobowość i poetyckie wyobrażenie miłości, ale skoro kogoś kocham, to się o niego troszczę i uwzględniam jego zdanie. Dla jasności: nie chodzi o to, żeby nie walczyć i się nie starać, ale aby mieć w tym wszystkim na uwadze drugą osobę.
Kolejną pułapką miłości, która trochę nawiązuje do powyższej rady i o której wspominał Fromm, jest forma „mieć i być”. Ludzie często źle nazywają pewne rzeczy. Czy zastanawiałeś się kiedyś, jak to jest „mieć dziewczynę” a „być z dziewczyną”? „Mieć męża” a „być z mężem”? Posiadasz drugą osobę czy z nią jesteś? Pozostawię te pytania do refleksji.
Na koniec powiedzmy sobie co nieco o biologicznej interpretacji miłości i o tym, co dzieje się w naszym organizmie w stanie zakochania. Krótko rzecz ujmując: cała bliskość, objęcia, dotyk, pocałunki, kontakty seksualne pobudzają wydzielanie takich hormonów jak: oksytocyna, fenyloetyloamina (co ciekawe, pochodzi ona z grupy amin, które są stosowane w produkcji narkotyków, np. amfetaminy, stąd takie odcięcie od rzeczywistości u zakochanej osoby i trudności w zasypianiu), endorfiny i wiele innych substancji, które buzują w naszym mózgu i sprawiają, że tęsknota może przypominać detoks narkomana. Uświadomienie sobie takiej chemicznej miłości może pomóc w zdystansowaniu się i dać nadzieje, że to przecież tylko hormony, które na pewno miną.
Ja jednak, szczerze mówiąc, nie skłaniam się ku aż tak naukowej interpretacji miłości, ponieważ uważam się za artystę i staram się widzieć rzeczy, których właściwie nie ma. Tak więc moja miłość jest zawsze wyszukana i poetycko wyolbrzymiona, poszukująca głębi. Może przez to częściej nieszczęśliwa, ale za to zawsze warta przeżycia i obarczona odpowiednią dawką różnorakich emocji.
Źródła:
E. Fromm: O sztuce miłości;
B. Wojciszke: Psychologia miłości.
Tekst: Robert Jakubczak