facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

„Zdobywcy oddechu” – recenzja debiutu literackiego

Tytuł książki pełni ważną rolę, może zarówno zachęcić, jak i pozostawić potencjalnego czytelnika obojętnym. W przypadku tego debiutu zdecydowanie już sam tytuł sprawił, że moje zainteresowanie treścią wzrosło. Podświadomie nasunęło mi się bowiem na myśl skojarzenie ze zdobywaniem Mount Everest. W trudnych sytuacjach życiowych może stanowić to wręcz wyzwanie porównywalne ze złapaniem tchu i zachowaniem równowagi. Zdobyciem oddechu.

Powieść Przemysława Piotra Kłosowicza charakteryzuje się tym, że mamy okazję poznać kilku bohaterów, których łączy to, iż każdy z nich mieszka akurat w Krakowie. Odniosłam wrażenie, że równie dobrze mógłby to być na przykład Gdańsk, Warszawa czy Nowy Jork. Akcja powieści rozgrywa się bowiem bardziej w nich samych; lokalizację określiłabym raczej jako ich wnętrze, duszę. Są mocno w sobie, przeżywając rozterki i załamania nerwowe, szukając odpowiedzi na pytania egzystencjalne. Mało jest dialogów między innymi, co może przeszkadzało mi trochę w czytaniu, ale z drugiej strony zastosowane tutaj monologi momentami oddają może nawet lepiej nastrój, w jakim postacie się znajdują, a czytelnik może przyjrzeć im się z bliska bardzo personalnie.

Portret psychologiczny
Różnorodność przedstawianych osób ukazana jest w wielu wymiarach – każda z nich pełni kilka ról w społeczeństwie, każda z nich ma swoje obowiązki i zmaga się z szarą codziennością. Jakie główne osobowości odsłaniają się podczas czytania powieści? Wiktor – czterdziestoparoletni wykładowca na uczelni i ojciec dwójki dzieci. Jedno z nich ma zespół Downa. Podczas gdy on sam choruje na depresję, poddaje refleksji sens swojego małżeństwa i zmaga się z trudnościami, jakie niesie przekorny los. Piotr – dwudziestosiedmioletni mężczyzna, który pragnąc spokojnego życia, zdecydował się na wyjazd z rodzinnej wsi i wyprowadzkę do miasta. Powodem była jego odmienność i brak akceptacji, której postanowił poszukać gdzie indziej i zacząć od nowa. Zbigniew – dwudziestopięcioletni outsider, od zawsze miał poczucie bycia gorszym od innych. Samotnik pełen kompleksów i obaw, że nic nie uda się zmienić na lepsze, swoje życie określa jako wyrób czekoladopodobny – „Łamie się jak czekolada, rozpuszcza się jak czekolada, tylko smakuje jak nieosolony popcorn. (…) Wyrób życiopodobny.”

Wielowątkowość życia
Mimo różnic między bohaterami, łączy ich wiele problemów, z którymi każdy z nas w jakimś stopniu i w różnych etapach życia może się zidentyfikować. Ich cechą wspólną jest również tęsknota. Tęsknota do rozmowy z drugim człowiekiem, opierająca się na zrozumieniu i szczerości, możliwości bycia sobą. Potrzeba bliskości i ukojenia lęku. Każdy z nich pragnie szeroko rozumianej miłości. To, co najbardziej boli to obojętność, marazm, pustka i emocjonalny chłód relacji międzyludzkich… „Powierzchowne relacje, rozmowy o pogodzie. Ludzie zaledwie ocierają się o siebie, drobinki skóry wirują w powietrzu. Niezobowiązujące gesty świadczące o niczym zwiększają warstwę kurzu. Zamiast dotknąć do żywego, choćby skrzywdzić, sprawić przykrość, wywołać emocje, ścieramy tylko naskórek”. Towarzyszące bohaterom poczucie upływającego czasu, momentami wręcz oderwania od rzeczywistości, sprawia, że swoje życie oglądają jakby z perspektywy obserwatora – niczym film w kinie. I nawet ten wspomniany wcześniej popcorn pasuje…

Jest trudno, czyli jest warto
Autor posługuje się językiem nasączonym dużą ilością metafor; balansując na granicy niedosłowności, bawi się konotacją słów, ceni ironię jako sposób wyrazu najbardziej oddający uczucie towarzyszące trudnym sytuacjom w życiu. Moim zdaniem z pewnością nie jest to książka na – z założenia – bezrefleksyjny weekend poza miastem, gdy naszym celem jest raczej odciąć się od wszystkiego, celebrować tu i teraz i wcale nie rozmyślać o sensie życia. Ale nie wiem też, kiedy jest na nią dobra pora – to bardzo indywidualna kwestia, ponieważ porusza niewygodne uczucia. Rozgrzebuje światopogląd, skupiając się na trudnych emocjach, ale przecież każdy z nas je ma i tworzą one pewną całość, wachlarz uczuć, pełnię. Dlatego myślę, że każdy sam powinien zdecydować, w jakich okolicznościach sięgnie po oddech, którego zdobycie może boleć, lecz tym samym – przynieść ukojenie.

Warto cokolwiek
Na koniec jeszcze parę słów o przesłaniu, jakie niesie książka, ponieważ zazwyczaj morał jest tym, co najbardziej mnie interesuje w danej historii. Życie to synonim ulotności i należy pamiętać o tym, że każdy człowiek ma jakieś zadanie do wykonania, pokonując momenty zwątpienia. Mam zatem jedno wiodące podsumowanie, które już od pierwszej przeczytanej strony zostało ze mną i stając się ulubionym cytatem, mówi wszystko: „Warto cokolwiek! W życiu warto cokolwiek, choćby chodzić i oddychać, sięgać po coś z półki albo siedzieć na krześle w kuchni i wpatrywać się w okno. Byle być, bo za chwilę może się okazać, że jestem po coś”.

 

Autorka tekstu i fotografii: Karolina Fok

 

Post dodany: 27 stycznia 2017

Tagi dla tego posta:

Karolina Fok   książka   literatura   recenzja   zdobywcy oddechu  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno