Za nami Mikołajki, przed nami Boże Narodzenie, obie te okazje nierozerwalnie związane są ze wzajemnym obdarowywaniem się upominkami. Swetry, skarpety, książki i wiele innych rzeczy ląduje w skarpecie albo pod choinką lub poduszką. Niestety często, pod wpływem chwili, prezentem zostaje żywa istota: pies, kot, świnka morska, rybki, a czasem coś bardziej egzotycznego.
Przyznam się bez bicia, że tytuł tego wpisu inspirowany jest Ustawą o ochronie zwierząt z 1997 roku, która w artykule pierwszym, w paragrafie pierwszym twierdzi: „Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę”. Nie wątpię, że dla wielu osób jest to oczywiste aż do bólu i przypominanie, o tym nie jest im potrzebne, jednak Święta to taki specyficzny okres, w którym chcemy sprawić naszym bliskim radość, a z powodu tego, że zawsze pragnęli jakiegoś zwierzaka, wydaje nam się, że podarowanie im kota, psa lub innego pupila jest najlepszy pomysłem pod słońcem. Niestety, bywa tak, że kilka miesięcy po Świętach są one oddawane do schronisk, porzucane przy drogach lub zostawiane w lesie, byle tylko nie wróciły do domu.
Zwierzę jest obowiązkiem
Jako szczęśliwa właścicielka (chociaż o wiele bardziej adekwatnym określeniem byłoby „matka”) siedmioletniego psa rasy beagle mogę to potwierdzić z całą stanowczością: posiadanie pokrytego sierścią pupila to zobowiązanie, które często trwa przez długie lata. To przede wszystkim spacery, na które trzeba się zebrać niezależnie od pogody – nieważne, czy pada deszcz czy śnieg, jest upał czy taki mróz, że zamarzają gałki oczne – oraz pory dnia: czasem wymaga to spełznięcia z łóżka o nieludzko wczesnej porze lub ubrania się i wyjścia w środku nocy. Oczywiście, koty wydają się pod tym względem o wiele mniej wymagającymi zwierzętami, o ile nie są wypuszczane na dwór, wciąż jednak trzeba pamiętać o tym, że ktoś musi regularnie wymieniać im żwirek w kuwecie, co też jest przecież nieszczególnie miłym obowiązkiem.
Niezależnie jednak od tego, jakiego pupila wzięliśmy pod swoją opiekę, łączy je jedno: nie można ich zostawić bez opieki. Przyznam szczerze, że wielu z moich znajomych uważa (zwłaszcza tych, którzy z różnych powodów nie mieli i nie mają swojego zwierzęcia), że ograniczają one życie właścicieli, wymagają wiele uwagi i niesamowitych nakładów energii. Jest w tym sporo prawdy. Od kiedy mam psa, nie pojechałam z rodziną na wspólne wakacje, a każdy mój wyjazd jest starannie planowany pod kątem tego, czy podczas mojej nieobecności będzie miał kto zająć się przez te kilka dni psem. Niejednokrotnie okazywało się, że musiałam zrezygnować z weekendowych wojaży, bo nie udało się ich pogodzić z opieką nad pupilem.
Nie zrozumcie mnie źle, nie narzekam. Decyzję o posiadaniu kudłatego członka rodziny podjęłam z pełną świadomością na co się piszę i przeanalizowaniu wszystkiego, co bezpośrednio wiąże się z takim zobowiązaniem: poczynając od tego tak przyziemnych kwestii jak to, czy będzie się miał kto nim zająć pod moją nieobecność; przez pogodzenie się z potencjalnymi zniszczeniami przeróżnych przedmiotów (pogryzione kapcie, klamki od szuflad i podobne atrakcje), po zastanowienie się, czy w ogóle stać mnie na posiadanie pupila (regularne szczepionki, wizyty u weterynarza i leki, karma, zabawki – to potrafi kosztować).
Kluczem jest świadoma decyzja
To zdanie, które stanowi też podtytuł dla tych kilkunastu kolejnych, może się wydawać oczywiste, praktyka jednak pokazuje, że wcale tak nie jest. Zatrważająca liczba zwierząt zostaje porzucona przed okresem wakacyjnym, ponieważ nagle okazuje się, że nie ma kto z nimi zostać, a właściciele chcieliby się wybrać na wakacje w miejsce, gdzie kudłaci towarzysze wcale nie są mile widziani. Bywa i tak, że podarowane najmłodszym zwierzaki nudzą im się lub okazuje się, że związane z nimi obowiązki szybko brzydną i wykonywane są bez entuzjazmu, co często przeradza się w okazywanie zwierzęciu niechęci lub nawet przejawów agresji (ciągnięcie za uszy, szturchanie, krzyki, ciągnięcie na smyczy). Spowodowane jest to tym, że dziecko w ten właśnie sposób wyraża narastającą w nim frustrację.
Jak temu zaradzić? Wystarczy nie podejmować pochopnych i nieprzemyślanych decyzji, nieufnie podejść do entuzjazmu najmłodszych i, co najważniejsze, porozmawiać z nimi, uświadamiając, że zwierzak to nie tylko sama słodycz w postaci słodkich łapek, uszu, noska i merdającego ogonka, ale też obowiązki, którymi trzeba podołać i z którymi należy się liczyć, bo nikt ich za nas nie wykona. Trzeba być odpowiedzialnym za istoty znajdujące się pod naszą opieką, przecież one nie tylko czują ból, ale potrafią też tęsknić. Pamiętajmy o tym, że raz naruszone zaufanie niezwykle trudno jest całkowicie odbudować, a nasza nieprzemyślaną decyzją możemy sprawić żywej istocie cierpienie, którego nie powinna nigdy zaznać.
Odpowiedzialność jest tym, czego życzę nam wszystkim z okazji Bożego Narodzenia. Znajdźcie pod choinką to, czego pragniecie najmocniej. Pamiętajcie jednak o tym, że zwierzę nie jest rzeczą, zasługuje na naszą miłość i przywiązanie.
Autorka tekstu: Martyna Halbiniak