Podobno o gustach się nie dyskutuje. Jednak bohaterowie spektaklu Sztuka Teatru Śląskiego nieco zapomnieli o tym jakże trafnym w dzisiejszych czasach powiedzeniu. W dzisiejszych, bo chyba każdy zgodzi się, że nic tak bardzo nas nie dzieli jak sztuka współczesna.
Wyobraźmy sobie więc troje przyjaciół, z których każdy reprezentuje odmienne idee, odmienny – uwaga – gust i odmienne podejście do sztuki. Pewnego dnia jeden z nich zakupuje obraz wart więcej niż inny zarabia przez cały rok. Wszystko byłoby w porządku, w końcu za luksus się płaci, ale zgoda kończy się tam, gdzie zaczyna płótno. No właśnie. Płótno. I to nie byle jakie!
Wyobraźcie sobie obraz, który jest całkowicie biały. Bielusieńki jak nowo pomalowany sufit w sypialni, jak pierwszy śnieg w listopadzie, który paradoksalnie zadziwia ludzi. Podobno biel to kolor wyzwalający kreatywność i pozytywne emocje. Jednak nie tym razem.
Kiedy dumny z zakupu Serge pokazuje swój nabytek przyjaciołom – najpierw Marcowi, a później Ivanowi – spotyka się ze śmiechem i dezaprobatą. Jednak zamiast śmiać się z nimi, czuje się urażony, przez co dochodzi do wyzwisk. Przyjaźń bohaterów staje pod znakiem zapytania, dojrzali mężczyźni już nie tylko przeżywają kryzys wzajemnych relacji, ale również wewnętrzy, związany z wszelkiego rodzaju przemianami w ich życiu.
Lubię tego typu teatr. Błyskotliwe, nieco przydługie dialogi trzymające się ciągle żartu sytuacyjnego to prawdziwy smaczek dla tych, którzy mają dosyć głupich dowcipów i przyśpiewów w spektaklach. Fantastyczna kreacja bohaterów odgrywa tu kluczową rolę – obnaża ludzkie słabości, a także to, jak łatwo człowiek poddaje się sile sugestii i manipulacji oraz naciskom środowiska, co świetnie reprezentuje postać Ivana. Marc natomiast to typowy buntownik sprzeciwiający się temu, co nowe, stawiający opór systemowi, przez co często odbierany jako konserwatysta. Każdy z bohaterów, uparty jak osioł, trzyma się swego i nie stara się zrozumieć drugiej strony. Serge woli być sam ze swoją sztuką, niż ponieść się fantazji i dojść do porozumienia z przyjaciółmi. Można więc powiedzieć: „samo życie”, ale czy na pewno? Tego musicie dowiedzieć się sami – jak zakończy się ta historia? Na pewno puenta Was nie zawiedzie, bo jest wystarczająco wesoła i sprytnie uporządkowana. Co ciekawe, całą sztukę stworzono na zasadzie klamry, gdyż zarówno początek spektaklu, jak i jego finał kończy się tą samą kwestią Marca. Warto zobaczyć to na własne oczy, serdecznie Was do tego zapraszam.
Tekst: Karolina Donosewicz