Dziś przyjrzymy się wydarzeniom, jakie miały miejsce w jednej ze śląskich wsi na przełomie XIX i XX wieku. Dotyczyły one ewolucji szkodliwych dla lokalnej społeczności zakładów przemysłu ciężkiego, jakie od kilku stuleci budowano na terenie Szopienic.
Eksploatacja zasobów Górnego Śląska przez polskich i niemieckich fabrykantów doprowadziła do szerzenia epidemii i schorzeń, na które szczególnie zapadały młode osoby. Czy znajdujące się na szopienickiej ziemi surowce górnictwa i hutnictwa były warte więcej niż ludzkie życie?
Szopienice – śląska kolebka polskiego hutnictwa
Aby móc trafnie określić położenie historyczne Szopienic na przestrzeni ostatnich dwóch stuleci, trzeba przede wszystkim odwołać się do tradycji, związanych z lokalnym przemysłem. Nie każdy wie, że już w XVI wieku powstawały tu pierwsze kameralne zakłady hutnicze, którymi były kuźnie. Z biegiem lat następował rozwój górnictwa i hutnictwa, który z niemieckiej inicjatywy w XIX wieku zyskał na znaczeniu. Było to spowodowane podjęciem roboczych interesów przez koncern Giesche, który przyczynił się do powstania kilku zakładów przemysłu ciężkiego. Jednym z przełomowych momentów historii wioski było poprowadzenie linii kolejowej w 1859 roku, dzięki której Szopienice stały się ważnym ośrodkiem transportu osób i towarów.
Powstanie podstawowego węzła komunikacji przyczyniło się do prężnej rozbudowy Szopienic, które coraz szybciej zaczęły podążać ku wielkomiejskiemu stylowi. Ewolucję regionalnej gałęzi przemysłu wspierało rosnące w siłę życie kulturalne, które można było dostrzec na wielu płaszczyznach. Organizowano spektakle teatralne, fundowano sportowe organizacje, a z inicjatywy mieszkańców powstał zabytkowy kościół św. Jadwigi. Rosnący poziom życia mieszkańców i bogactwo architektoniczne osady nie umknęły uwadze wpływowym inwestorom z branży browarnictwa. Za sprawą rodziny tajemniczego fundatora Petera Mokrskiego, w Szopienicach założono browar i restaurację.
W 1900 roku nastąpiła rozbudowa miejscowych hut, które dzięki nakładom pracy 2124 robotników były w stanie osiągnąć produkcję cynku w wysokości 24 822 ton. Wszystko to osiągnięto z inicjatywy niemieckiego handlowca Georga von Giesche, który – patrząc na rozwój sytuacji – zdecydował się wzbogacić Szopienice o nowy hutniczy kompleks. Jego plany na zawsze zmieniły oblicze wioski, która (nieformalnie) stała się odtąd prawdziwym miastem robotniczym. Wprowadzono w życie architektoniczny projekt zakładu, którego autorami byli Emil i Georg Zillmanowie z Charlottenburga. Nie należy zapominać, że wspomniani niemieccy architekci byli również wykonawcami projektu dwóch katowickich osiedli – Giszowca oraz Nikiszowca.
Lata XX wieku przyniosły ze sobą szereg zmian w lokalnej administracji, a także odkryły nowe oblicze Szopienic na polu zawodowym. W 1912 roku otworzono pierwszą halę huty cynku, której nazwa pochodziła od nazwiska generalnego dyrektora firmy, Antona Uthemanna. Kompleks hutniczy Szopienic zyskał status największego ośrodka produkcji metali nieżelaznych na ziemiach Górnego Śląska i najpotężniejszego na świecie producenta kadmu.
W 1934 roku do wspomnianej osady dołączono Roździeń, a w 1939 roku Szopienice mogły cieszyć się z nadania praw miejskich. Niestety, wybuch II wojny światowej pokrzyżował realizację tych planów, które na mocy ustawy Sejmu RP miały wejść w życie dopiero w kolejnym roku. Faktyczna legitymizacja statusu miasta nastąpiła dopiero w 1951 roku, a po ośmiu latach Szopienice zyskały status dzielnicy Katowic. Od tej pory rozpoczęła się stagnacja robotniczej osady hutnictwa, w której miejskie władze stroniły od przeprowadzania remontów czy zakładania nowych inwestycji. Poza prężnie pracującą hutą brakowało miejsc do aktywnej samorealizacji, w wyniku czego poziom i warunki życia mieszkańców znacząco zubożały.
Przedsiębiorcze plany na przekór bezpieczeństwu
Do istotnych zmian w funkcjonowaniu huty doszło po 1945 roku, kiedy, do zgodnie z wprowadzonym systemem gospodarczym, nastąpiła jej nacjonalizacja. Władze PRL z ogromnym zaangażowaniem stawiały na rozwój przemysłu, którego głównym celem było uzyskanie jak największej produkcji. Sytuacja ta jednak nie dla wszystkich okazała się korzystna, o czym najmocniej mogli się przekonać mieszkańcy Szopienic. Praca w zakładach wiązała się z ogromnym wysiłkiem i była wykonywana w trudnych warunkach, co prowadziło do szerzenia się rozmaitych chorób zawodowych. Niekorzystne było także położenie hutniczej architektury – monumentalne kominy i estakady sąsiadowały z osiedlami familoków, w których hodowano zboże, uprawiano ziemniaki czy pielęgnowano ogródki.
Odpady metali ciężkich, których źródło kryło się za murami zakładów produkcyjnych, miały duży wpływ nie tylko na miejscowy krajobraz, lecz także na styl życia oraz stan zdrowia osób i zwierząt. Okoliczne tereny huty były praktycznie pozbawione wałęsających się psów i kotów, które jeśli się pojawiały, zapadały na rozmaite schorzenia. Najgorzej sytuacja wyglądała u dzieci, wśród których szerzyły się wady słuchu, postawy czy anemia. Wiele z nich już w pierwszych latach działania huty wykazywało oznaki opóźnienia w rozwoju, dlatego w 1913 roku otworzono szkołę specjalną. Nie wpłynęło to jednak znacząco na poprawę sytuacji młodych mieszkańców osiedli, którzy z obrazem komina i zapachem jego oparów musieli stykać się przez dziesiątki lat.
Mimo prężnie rozwijającej się produkcji cynku procesy hutnicze powodowały emisję do atmosfery szkodliwych substancji toksycznych, jakimi były ulatniające się metale ciężkie – np. arsen, ołów, żelazo. Warto wiedzieć, że produkcja ta odbywała się w bardzo wysokiej temperaturze (900-1100 ℃), gdzie następowało skraplanie pary przy jednoczesnej emisji ołowiu i wydzielaniu go w znacznie niższych temperaturach. Przebieg prac na terenie huty opierano na zasadach śląskiej metody produkcji cynku, opracowanej przez J. Ch. Ruberga w 1798 roku w Wesołej koło Mysłowic. Metoda ta cieszyła się dużą popularnością na Górnym Śląsku i z powodzeniem, aż do lat 80. XX wieku, stosowano ją m.in. w HMN Szopienice, hucie na Wełnowcu.
Za efektywnością realizacji metody nie szły jednak warunki pracy robotników, którzy na skutek słabej jakości zabezpieczeń, narażeni byli na wdychanie dużych ilości ołowiu. W zakładach brakowało bowiem odpowiednich filtrów oraz dobrze uszczelnionych instalacji odpylania. Prowadziło to do powstania rozległych stężeń skupisk z cząsteczkami metali, które kumulowały się w powietrzu wokół huty. Toksyczne związki arsenu i ołowiu odznaczają się dużą przenikalnością, przez co łatwo dostawały się do organizmów hutników pracujących w zakładach. Substancje te osadzały się w kościach, moczu czy krwioobiegu, w wyniku czego były źródłem wielu chorób wewnętrznych.
Doktor Jolanta Wadowska-Król – bohaterka szopienickich dzieci
To, jak wyglądało życie najmłodszych mieszkańców Szopienic, nie jest już żadną tajemnicą. Warto jednak pamiętać o osobach, które narażając własne zdrowie, próbowały pomóc dzieciom w poprawie trudnych warunków zamieszkania. Jedną z nich była doktor pediatrii Jolanta Wadowska-Król, która na co dzień pracowała w miejscowej przychodni. Kobieta ta zajmowała się dziecięcym lecznictwem, a dodatkowo, z własnej woli, prowadziła organizację pobytów sanatoryjnych (Istebna, Rabka) oraz dostaw mleka. Dbała także o materialne wsparcie dla rodzin chorujących pociech, które przy jej pomocy otrzymywały nowe mieszkania. Co istotne, jej społeczne działania odbywały się w tajemnicy przed służbami, pracującymi na rzecz rządzącej wówczas w Polsce, PZPR.
Sprawdź, jak zainstalować live chat na swojej stronie internetowej [tawk.to]
Swoje spostrzeżenie oraz wyniki badań przedstawiła w autorskiej rozprawie doktorskiej w 1974 roku, która wywołała spore poruszenie wśród szopienickiej społeczności. Praca miała niechlubne recenzje, a ponadto naraziła autorkę na reakcje ze strony komunistycznej władzy, która kierowała do niej rozmowy ostrzegawcze, naciski oraz groźby. Doprowadziło to do zamknięcia naukowej kariery pani doktor, a jej dokonania na pewien czas popadły w zapomnienie. Trzeba jednak pamiętać, że wykonana praca wpłynęła na zmianę oblicza huty, która złagodziła swoją trucicielską naturę. Za swój ponadprzeciętny wysiłek, Jolanta Wadowska-Król została odznaczona tytułem Honorowej Obywatelki Miasta Katowic. We wrześniu 2020 roku Uniwersytet Śląski w Katowicach rozpoczął procedurę nadania jej tytułu doktora honoris causa.
Źródła:
A. Bożek, M. Malina: Historia HMN w punktach. (szopienice.org/historia/);
A. Malinowska: Doktor Jolanta Wadowska-Król Honorową Obywatelką Katowic. Uratowała setki dzieci. (katowice.wyborcza.pl/katowice/7,35063,22354742,doktor-jolanta-wadowska-krol-honorowa-obywatelka-katowic.html);
Historia Szopienic. (katowice.eu/czas-wolny/o-mie%C5%9Bcie/historia/historia-szopienic);
Lek. med. Jolanta Wadowska-Król otrzyma tytuł doktora honoris causa UŚ. (us.edu.pl/lek-med-jolanta-wadowska-krol-otrzyma-tytul-doktora-honoris-causa-uniwersytetu-slaskiego).
Tekst: Adrian Kucharski