Sztuka. Ale nie byle jaka sztuka – wysublimowana sztuka współczesna, tajemnicza żądza artyzmu, która opanowała muzea, nurt wykrzykujący: „Dość barier! Dość ograniczeń! Dość zahamowań!”. To ta sztuka. Ta wielka sztuka.
Wyobraź sobie następującą sytuację: opalasz się nad polskim morzem, leżąc na ciepłym piasku. Masz zamknięte oczy i delektujesz się zimnymi powiewami wiatru. Dookoła panuje całkowita cisza. Myślisz sobie o tym, co zaraz zjesz na obiad… i nagle na twoją twarz spada solidna porcja zimnego piachu. Otwierasz oczy i widzisz mężczyznę, który posłał Ci ten „prezent”, przechodząc obok. Już masz za nim biec, gdy spostrzegasz, że jest ubrany w elegancki frak, kapelusz i niesie ze sobą taboret. Patrzysz na niego ze zdziwieniem, a on wchodzi do morza, stawia taboret przy brzegu i zaczyna dziwnie machać rękami. Po chwili orientujesz się, że ten mężczyzna trzyma w rękach jakieś pałeczki. Podchodzisz bliżej – podobnie jak dziesiątki innych osób, które również łakną wyjaśnienia tej dziwnej sytuacji. Elegancki pan z taboretu odwraca się w stronę publiczności i wymownym gestem zachęca ludzi do zajęcia miejsca na wyobrażonej widowni. Następnie zaczyna swój koncert: dyryguje falami, a szum morza i rozbijające się bałwany tworzą niezwykłą melodię. Do tych dźwięków dołączają odgłosy pobliskich samochodów oraz donośna syrena straży pożarnej.
Czy tego typu scenariusz wydaje Ci się twórczy? Właśnie taką formę happeningu stworzył i zademonstrował Tadeusz Kantor 23 sierpnia 1967 r. w Łazach. Nazwał ją Panoramicznym happeningiem morskim. To jeden z tysięcy przejawów sztuki współczesnej, którą jesteśmy otoczeni z każdej możliwej strony.
Jestem zagorzałym pasjonatem sztuki współczesnej. Chodzę od muzeum do muzeum, podziwiam, zastanawiam się, dumam… i próbuję cokolwiek zrozumieć, a to wcale nie jest takie proste. Studiuję dziedziny estetyki, filozofii, twórczości, sztuki oraz inne nauki humanistyczne w poszukiwaniu wyjaśnień na dręczące mnie interpretacje dzieł. Jaka była motywacja twórcy? Co chciał przez to powiedzieć? Co to dzieło znaczy dla mnie, dla ludzi? Te pytania mnie nurtują, bulwersują i prześladują zarazem. Skąd się wzięła ta cała „dziwność”?
Geneza dziwności
W moim artykule Sztuka niejedno ma imię, dostępnym na blogu „Suplementu”, piszę o tym, że główną przyczyną pojawienia się tak szerokiego wachlarza dziwności w twórczości współczesnej jest powstanie fotografii. Sztuka – która niegdyś służyła dokładnemu odwzorowaniu rzeczywistości – została zmechanizowana. Zapewne niejednego ulicznego malarza taki obrót spraw pozbawił pieniędzy i jedynej formy dochodu. Początku sztuki współczesnej upatruje się u dadaistów na początku XX w. Jednak wtedy jeszcze nikt nie przypuszczał, do jakiego stopnia się to wszystko rozwinie…
Sztuka egalitarna czy elitarna?
Żeby dyskutować na temat sztuki współczesnej, trzeba ustalić jedną rzecz: czy jest to działalność egalitarna – dostępna dla wszystkich w czynnej i biernej formie – czy elitarna – zrozumiała tylko dla nielicznych, a tworzona przez jeszcze mniejszą grupę, obdarzoną „tym czymś”? Oczywiście na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Ciekawego rozróżnienia dokonuje profesor psychologii twórczości Maciej Karwowski w książce Zgłębianie kreatywności. Twierdzi on, że kreatywność to co innego niż twórczość. Ta pierwsza jest egalitarna, dotyczy wszystkich ludzi w mniejszym lub większym stopniu, a przy tym utożsamia się ją z cechującym jednostkę potencjałem do stworzenia czegoś w przyszłości. Natomiast twórczość, zdaniem Karwowskiego, dotyczy elitarnej grupy „wybrańców”, którzy są nie tylko twórczy (jak w przypadku kreatywności), lecz również tę twórczość objawiają, np. w dziełach. Dzieła te powinny mieć jednak znaczenie nie tylko dla samych artystów, lecz także dla ludzi zdolnych, którzy potrafią je docenić. Możemy więc uznać, że każdy twór w muzeum sztuki współczesnej jest czymś twórczym i wybitnym. Powoduje to jednak kontrowersje, a nawet złość – bo nie każdy godzi się na nazywanie mistrzowskim dziełem sztuki kartki, na której znajduje się plama z rozlanego atramentu. Niektórzy zauważają podobnie, że obecnie nawet tworzone strony internetowe potrafią być swoistymi dziełami sztuki. I polemika na temat tego, co jest kunsztowne, a co nie, będzie trwała w zaparte. Mnie jednak bardziej ciekawi inna dyskusja, przedstawiona w następnym punkcie.
Granice artyzmu
Wielu artystów może czuć niechęć, gdy się im mówi, że sztuka nie powinna cechować się niepohamowaną wolnością. Gdy mówimy o artyzmie, to chcielibyśmy pozbyć się wszelkich barier i ograniczeń. Ale czy na pewno?
W latach 60. i 70. XX w. ze sprzeciwu wobec katolicko-mieszczańskiego stylu życia w powojennej Austrii wyrósł ruch artystyczny nazwany akcjonizmem wiedeńskim. Celem jego sztuki było przełamanie mentalnych przyzwyczajeń społeczeństwa austriackiego oraz samopoznanie. Cała kontrowersja polegała na środkach, za pomocą których artyści komunikowali się ze światem. Wykorzystywali takie elementy rytuałów jak: orgie seksualne, zabawy, misteria, torturowanie i zabijanie zwierząt. Mocno piętnowali symbole, m.in. krew, krzyż, baranka czy narządy płciowe. Polecam wpisać w wyszukiwarkę Google hasło „akcjonizm wiedeński” i przejrzeć efekty tej działalności. Czy happening oparty na zabijaniu zwierząt to dzieło sztuki? Zdaję sobie sprawę, że wybitne dzieło sztuki musi wzbudzać emocje i kontrowersję, bo przecież te dwa komponenty wpływają na to, iż twór zyskuje rozgłos i sławę, a tym samym niesiony przez niego komunikat trafia do większej liczby osób. Czy w tym przypadku cel uświęca środki? Czy nie została przekroczona dopuszczalna granica?
Gunther von Hagens, zwany przez niektórych Doktorem Śmierci, to niemiecki lekarz, patomorfolog i anatom, który wynalazł plastynację. Najkrócej rzecz opisując, można powiedzieć, że jest to skomplikowany proces preparacji zwłok, który hamuje rozkład ciała. Pozbawione wody oraz tłuszczów, przy pomocy odpowiednich polimerów zachowuje ono swój kolor i kształt. Powstałych w ten sposób eksponatów Hagens używa jako medycznych modeli anatomicznych. Postanowił jednak uczynić z nich również dzieła sztuki – dzięki czemu możemy pójść na dość popularną wystawę Body Worlds, na której zobaczymy całujące się zwłoki dwojga ludzi, skoczka przekrojonego na wpół czy koszykarza i jego przekrój głowy. Jak twierdzi Hagens, celem jego sztuki jest takie obcowanie ze śmiercią, aby ludzie przestali się jej bać. Nie uważa swoich dzieł za ludzkie zwłoki, tylko za rzeźby. Pytanie, czy spacerowanie wśród takich obnażonych z chorób i ze skóry ciał, robienie sobie przy nich pamiątkowych zdjęć mieści się w przedziale normalności. I znowu kolejna kwestia – czy została przekroczona granica pomiędzy sztuką a… no właśnie, czym? Smakiem? Szacunkiem? Etyką? Humanizmem? A może ludzkim życiem?
A Ty? Uważasz Hagensa za lekarza czy artystę?
Źródło:
M. Karwowski: Zgłębianie kreatywności.
Tekst i zdjęcie: Robert Jakubczak
Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement” (luty/marzec 2019).