Teatry odwiedzam, niestety, dość rzadko. Nie mam w związku z tym, jako widz, specjalnie wysublimowanego gustu. Lubię natomiast, gdy aktorzy przełamują barierę pomiędzy nimi samymi a widzami. Teatr staje się wtedy bardziej otwarty.
Scenariusz dla trzech aktorów, wystawiany na deskach katowickiego Teatru Korez, jest cały z tego łamania barier złożony. Na dobry początek – bilety, przy wejściu na salę, sprawdza sympatyczny mężczyzna, życząc wszystkim gościom miłej zabawy. Chwilę później, gdy publiczność jest już na swoich miejscach, zamyka drzwi pomieszczenia i z marszu zaczyna grać. Tak po prostu porzuca w ciągu kilku chwil jedną ze swoich form i płynnie przechodzi w drugą.
Spektakl, który rozpoczyna się w dość nietuzinkowy, ale miło zaskakujący sposób, jest grany w Korezie już od ponad dwóch dekad. Jak zaznaczył Mirosław Neinert, jeden z występujących aktorów, granie w kółko tego samego mogłoby się stać trochę nudne. Dlatego też Scenariusz dla trzech aktorów jest zawsze w części improwizowany. Każda z publiczności może czuć się wyjątkowo, ponieważ jest świadkiem niepowtarzalnej odsłony widowiska.
Powstawanie fragmentów improwizowanych jest wynikiem kontaktu z publicznością. Często całkiem bezpośredniego – na przykład w czasie mojej wizyty pierwsze rzędy mogły liczyć na bliskie spotkanie z wodą. To właśnie magia tego spektaklu. Aktorzy zapraszają do udziału w swojej sztuce, a interakcja z publiką wpływa na przebieg wydarzenia. Dzięki temu widz może poczuć się częścią występu. Staje się ważny, nie jest tylko obserwatorem. To naprawdę miłe uczucie.
Co jeszcze urzeka w Scenariuszu dla trzech aktorów? Prostota i minimalizm. Grający mają za tło stół i kilka krzeseł. Jedna z postaci dysponuje dodatkowo sfatygowaną reklamówką z kilkoma drobiazgami. I tyle. Zero dekoracji, zero wymyślnych strojów, oprawy muzycznej brak – z wyjątkiem jednego krótkiego fragmentu. Wzrok automatycznie skupia się zatem na aktorach. A ci dają prawdziwy popis umiejętności – tańczą, śpiewają, krzyczą, udają małpy. Pełen wachlarz możliwości aktorskich.
Na scenie dzieje się naprawdę dużo. Każda z postaci jest istnym wulkanem energii, każda jest w jakiś sposób ciekawa. Obserwujemy zmagania trzech artystów (reżysera i aktorów), którzy mają problem ze zdefiniowaniem, czego tak naprawdę chcą od siebie nawzajem i jaką sztukę chcą tworzyć. Każdy z mężczyzn jest totalnie różny i inaczej widzi rzeczywistość. Oczywistym jest w takim razie, że pomiędzy całą trójką zachodzą nieustanne konflikty i zabawne przekomarzania.
Czy udaje im się w końcu dojść do porozumienia? Zakończenie spektaklu jest otwarte i nie do końca jasne. Możemy swobodnie zastanawiać się nad ostatecznym wydźwiękiem. I interpretować koniec tak, jak chcemy. Naprawdę warto odwiedzić Korez i pójść na spotkanie z trzema aktorami – najlepiej nie raz, ale kilka razy – w końcu każde z tych spotkań będzie niepowtarzalne.
Tekst: Natalia Sukiennik
Post dodany: 27 lutego 2020