Wymuszone aborcje, gwałty, tortury, prześladowania – w procedurach uchodźczych to niestety realia krzywd, którym poddawani są ludzie. Jak wygląda obraz uchodźcy oczami praktyka? Czy Afgańczycy są faktycznie największą grupą starającą się o przyznanie statusu uchodźcy w Polsce? Z jakimi trudami muszą się mierzyć kobiety z Północnego Kaukazu? Jak działa polski system prawny w kontekście nadawania cudzoziemcom statusu uchodźcy na terytorium RP? O tym i o wielu innych istotnych kwestiach rozmawiałam z adw. Justyną Wróbel, która zajmuje się na co dzień prawem imigracyjnym i humanitarnym, pomagając obcokrajowcom w Polsce.
MG: Jest Pani prawnikiem imigracyjnym – czym się Pani dokładnie zajmuje na co dzień?
JW: Zajmuję się de facto dwiema gałęziami prawa. Pierwsza to właśnie prawo imigracyjne, które w skrócie jest rozumiane jako legalizacja pobytu i pracy cudzoziemców, a także wszystkie kwestie, które są związane z bytem cudzoziemca jako podmiotu praw i obowiązków w systemie prawnym w Polsce. Są to zezwolenia na nabycie nieruchomości, uzyskanie numeru PESEL, przepisy podatkowe mające zastosowanie dla cudzoziemców w zależności od tego, czy mają rezydencję podatkową w Polsce czy też nie. Specjalizuję się również w prawie humanitarnym – między innymi legalizacją pobytu cudzoziemców, ale już tzw. migrantów przymusowych, czyli tych, którzy zmuszeni byli uciec ze swojego kraju pochodzenia ze względu na prześladowanie doznawane ze strony władz państwowych, ale też tych nieuznawanych, to jest jednostek lub grup, które mają realną władzę w państwie, oraz ze strony społeczeństwa czy rodziny. Trzeba o tym pamiętać, że uchodźcami są nie tylko ci, którzy uciekają przed wojną bądź konfliktami zbrojnymi, lecz także osoby, które są prześladowane ze strony swoich rodziców, małżonków lub innych członków rodziny, a władza i podejmowane przez nią działania czy też zaniechania nie są w stanie zapewnić im realnej ochrony przed prześladowaniem.
Dlaczego akurat taki kierunek w prawie Panią zaciekawił? Czy zainteresowanie nim zrodziło się już na etapie studiów?
Nie przypominam sobie, żeby na jakimkolwiek przedmiocie, wykładzie monograficznym czy też seminarium w ogóle było wspominane, że jest coś takiego jak ustawa o cudzoziemcach albo ustawa o udzielaniu cudzoziemcom ochrony międzynarodowej na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej. Niczego takiego nigdy nie było, więc to była totalna tabula rasa dla człowieka, który wychodzi ze swojej alma mater i chciałby w tej gałęzi prawa działać. Teraz już wiem, że jest inaczej. Jeszcze na studiach próbowałam uciec od szarej rzeczywistości. Często podróżowałam i przez to zdarzało mi się opuszczać wiele zajęć. Studiowałam też historię sztuki, więc po powrocie musiałam odpokutować swoją absencję. Zatem np. kiedy wróciłam z Iranu, napisałam referat na temat braku prawa własności intelektualnej w Republice Islamskiej Iranu. Nie ma tam żadnej konwencji w tym zakresie i to jest akurat bardzo ciekawe, bo w samym Iranie praw artystów i twórców, w tym zagranicznych (polecam zapoznać się z historią Witolda Szabłowskiego i wydania jego książki Jak nakarmić dyktatora w języku perskim), tak naprawdę nic nie chroni. Często widzę na różnych forach internetowych, że jakiś artysta pisze: „Zobaczyłem, że w Iranie można kupić moją przetłumaczoną książkę, a nie dostałem za to nawet grosza – co mogę w tej sprawie zrobić?”. Nic nie można zrobić. Pisałam też o małżeństwie tymczasowym w interpretacji szyickiej, na historii sztuki o perskich dywanach i kilimach, więc były to interesujące referaty, z których myślę, że wszyscy się czegoś ciekawego dowiedzieliśmy. Tak więc podróżowałam dużo na studiach i wiedziałam, że chcę z materią szeroko rozumianą jako międzynarodową gdzieś w przyszłości mieć styczność. Jako że studiowałam równolegle historię sztuki, to pomyślałam, że mogłabym połączyć obie, na pierwszy rzut oka sprzeczne materie i specjalizować się w prawie sztuki. Tylko że nasz rodzimy rynek sztuki, gdy kończyłam prawo 8 lat temu, był jeszcze na etapie raczkowania. Niewiele się od tego czasu zmieniło. Miałam też okazję współpracować z instytucją państwową, która zajmowała się restytucją dzieł sztuki zagrabionych podczas II wojny światowej, ale to wciąż była praca urzędnicza, która nie do końca odpowiadała mojej naturze, dlatego też pożegnałam się z nią. Pojechałam na Bliski Wschód na kilka miesięcy, wróciłam do Polski i zupełnie nie wiedziałam, co będę, a przede wszystkim co chcę robić. Wysłałam wtedy swoje CV do różnej maści podmiotów i tym sposobem trafiłam do fundacji, która świadczy między innymi pomoc prawną dla cudzoziemców w Polsce, zarówno dla tych, którzy tutaj przyjechali i chcą pracować, studiować, prowadzić biznes czy łączyć się z rodziną, jak i dla uchodźców. W tej fundacji zostałam rzucona na głęboką wodę, bo prawnik, który właśnie rezygnował, nie zdążył mnie nawet solidnie przeszkolić. Była też druga koleżanka prawniczka, z którą zaczynałam pracę, jednak ona bardzo szybko z tej fundacji odeszła. Uczyłam się wszystkiego od podstaw, ale zaczęłam doświadczać ogromnej satysfakcji, kiedy kolejni klienci przychodzili podziękować za pomoc. Myślę, że mam to szczęście, że w swojej pracy prawniczki doświadczam poczucia misji, jaką niesie ten zawód, zwłaszcza jeśli mówimy o sprawach, w których reprezentuję klientki i klientów – uchodźczynie i uchodźców. W międzyczasie zdobyłam uprawnienia adwokackie i postanowiłam, że spróbuję i założę swoją własną kancelarię.
No właśnie – sprawy uchodźcze, bo tymi się też Pani zajmuje. Hasło „uchodźca” pojawia się obecnie w wyszukiwarce internetowej około 5 050 000 razy. W książce napisanej pod redakcją Tomasza Nowickiego: Zemsta Emancypacji. Nacjonalizm, uchodźcy, muzułmanie, a dokładnie w artykule pani Martyny Weilandt pod tytułem: Wyobrażenie uchodźców w przekazach polskich i niemieckich serwisów informacyjnych telewizji publicznej przeprowadzono badanie, na podstawie którego na przestrzeni 6 miesięcy codziennie analizowano treści przekazywane w programie wiadomości TVP 1 oraz Tagesschau (niemiecki „dziennik”) w niemieckiej stacji ARD. Celem było poznanie sposobu konstruowania wyobrażeń o uchodźcach przybywających do Europy. Zanim podam Pani wyniki badań, chciałabym poznać Pani wyobrażenie – kiedy słyszę słowo „uchodźca”, to mam przed oczami obraz:
Kobiety z Czeczeni, matki kilkorga dzieci, która ciężko pracuje nie tylko zarobkowo, ale też nad tym, aby ona, jej dzieci i rodzina otrzymali status uchodźcy albo inną formę ochrony międzynarodowej bądź krajowej w Polsce. Kobiety, która musi się mierzyć z wieloma stereotypami tyczącymi się muzułmanek/muzułmanów czy też pozycji kobiet w islamie. Widzę kobietę, która musi znosić toczące się przez wiele lat postępowania uchodźcze i niepewność, co przyniesie jutro. Czy w środku nocy przyjdzie straż i będą chcieli ją deportować do kraju.
Badania wykazały, że podczas emitowania treści na temat uchodźców zazwyczaj w wiadomościach pokazywany był agresywny mężczyzna lub grupa agresywnych mężczyzn przekraczających granicę. Bardzo często łączono ich z zamachami terrorystycznymi. Pokazywane były różne fragmenty nagrań lub też ich zdjęcia. Nie bez znaczenia był także dźwięk, który miał podsycać uczucie zagrożenia oraz nagłówki wiadomości, które wskazywały na swoistego rodzaju podział na „my” kontra „oni” – obcy. Praktyka pokazuje, że ma Pani zupełnie inne doświadczenie. Jakiej narodowości najczęściej są Pani klienci?
To są przede wszystkim Czeczeni. Niedawno sprawdzałam statystki za 2020 r., publikowane przez Urząd do Spraw Cudzoziemców, odnoszące się do tego, ile osób i jakiego obywatelstwa złożyło wnioski o udzielenie ochrony międzynarodowej w Polsce, ile takich decyzji zakończyło się pozytywnym rezultatem, ile odmową, ile umorzeniem postępowania, bo to też się bardzo często zdarza i tutaj wymienię sześć państw. Ta 6. pozycja może być dla wielu zaskoczeniem, bo nie wydaje mi się, by wielu z nas osoby tej narodowości kojarzyło z uchodźcami, a jestem zdania, iż tendencja ich exodusu i aplikowania o azyl w Europie może wzrastać na przestrzeni najbliższych lat. Na pierwszym miejscu są obywatele Federacji Rosyjskiej, głównie osoby przybyłe z Czeczeni i pozostałych republik Kaukazu Północnego. Na drugim, z tego co pamiętam, Białorusini, na trzecim Ukraińcy, czwartym – Afgańczycy, piątym – Tadżycy, a na szóstym obywatele Turcji. W mojej kancelarii, jak i wcześniej w fundacji, najwięcej klientów pochodzi z Czczeni, ale są też osoby z Palestyny czy Egiptu – przede wszystkim Koptowie, Kurdowie, Syryjczycy. Są też i Turcy – liczba obywateli tego kraju aplikujących o status uchodźcy sukcesywnie wzrasta od puczu wojskowego w 2016 roku i zapewne ta tendencja będzie rosnąć.
Czego zazwyczaj dotyczą sprawy uchodźcze, które Pani prowadzi, i czy są jakieś konkretne kategorie spraw, które wiodą szczególny prym?
Jeżeli chodzi o uchodźców z Czeczeni, a myślę, że mogą oni stanowić ponad 70% wszystkich wniosków ogółem, jak i tych, z którymi miałam do czynienia, to najczęstszą przesłanką, na którą powołuje się przyjeżdżająca do Polski rodzina, czyli mężczyzna, kobieta i ich dzieci, to fakt, że mężczyzna był bojownikiem walczącym z obecną władzą, reżimem Ramzana Kadyrowa, bądź też pomagał bojownikom czeczeńskim. Natomiast jeśli kobieta przyjeżdża sama lub z dzieckiem, matką czy siostrą – to zazwyczaj na początku jako powód ucieczki podają okoliczność pomagania bojownikom, np. udzielania im schronienia, leczenia, dostarczania jedzenia. Okoliczności te są przyczyną prześladowania przez reżim kraju pochodzenia. Później, nierzadko po wielu miesiącach rozmów i terapii z psychologami i psychoterapeutami, wyjawiają one prawdziwą przyczynę ucieczki – prześladowanie ze strony członków swojej rodziny czy społeczeństwa. Często pojawiają się historie kobiet, które wyszły za mężczyznę z innego tejpu, czyli rodu, czy też wyszły za mężczyznę bez uzyskania uprzedniej zgody męskiego członka swojej rodziny, który był w tej sprawie decyzyjny. Są też kobiety, które chciały po prostu same o sobie decydować – pójść na uniwersytet i studiować wybrany przez siebie kierunek, zamiast bez swojej woli wychodzić za mąż. Zatem sam sprzeciw wobec zastanym normom kulturowym i religijnym może ściągnąć na członka danej społeczności, a zwłaszcza jeśli jest nim kobieta, falę przemocy zarówno fizycznej, jak i psychicznej ze strony najbliższej rodziny.
Jak sobie Pani radzi, prowadząc tak brutalne sprawy, jak wymuszone aborcje, gwałty czy tortury, które jednak są smutną codziennością w tego typu postępowaniach? Czy są jakieś szczególne kategorie spraw, w które bardzo mocno się Pani angażuje?
Najwięcej moich klientów to kobiety i ich dzieci. I nie wojna, czystki etniczne są powodem ich ucieczki, tylko przemoc ze strony najbliższych i aparat państwowy niechcący im pomóc, a wręcz często wspierający oprawców i dyskryminujący ofiary, kiedy starają się zgłosić przemoc. Na pewno wpływa to też na mnie, bo sama jestem kobietą i kwestie praw kobiet są mi szczególnie bliskie. Takie sprawy zdają się mnie najbardziej interesować. Najgorsze są sytuacje, gdy cudzoziemka przyjeżdża do Polski ze swoim oprawcą – mężem, ojcem, wujem, synem. Nigdy nie zapomnę historii, gdy przyjechała klientka, która uciekła od swojego męża, z którym miała dzieci, w tym jedno niepełnosprawne. Otrzymała w Polsce ochronę. Dostała tutaj pracę i była tak bardzo wdzięczna Polsce za to, że dała jej szansę, bezpieczeństwo, że otrzymała pomoc przy niepełnosprawnym dziecku. Chciała się tutaj przeprowadzić na stałe i pewien Czeczen obiecał jej w tym pomóc. Był bardzo miły dla jej dzieci i dla niej, więc się zgodziła. Pomagał jej przy przeprowadzce przez kilka dni i w pewnym momencie powiedział, że zamieszka wraz z nią w tym mieszkaniu. W kulturze czeczeńskiej, jeśli mieszkasz z mężczyzną, który nie jest członkiem twojej rodziny, stajesz się dla społeczeństwa banitką. Dlatego też moja klientka zdecydowała się poślubić tego mężczyznę. Po ślubie zaczął się on znęcać psychicznie i fizycznie – zarówno nad cudzoziemką, jak i jej dziećmi, przejawiając poważne zaburzenia psychiczne. Groził, że zabije ją i dzieci, a potem siebie. Tego dnia ta klientka przyszła na sesję terapeutyczną i powiedziała o tym wszystkim psychoterapeutce. Zdecydowałyśmy się wtedy wezwać do niego karetkę, bo stanowił realne zagrożenie dla życia swojego, cudzoziemki i jej dzieci. Trafił na obserwację psychiatryczną. W społeczności czeczeńskiej to właśnie kobieta zajmuje się organizacją życia codziennego – m.in. takimi kwestiami jak pójście do prawnika. Nieraz zdarzyło mi się przyjmować rodzinę uchodźczą jako klientów i we wniosku o ochronę podawana została jedna historia: mąż był bojownikiem i przez to musieli całą rodziną uciekać z kraju pochodzenia. Dopiero jak cudzoziemka nabierze zaufania do ciebie jako prawnika, to jest w stanie przedstawić swoją historię. Nigdy nie zapomnę też innej sytuacji, a było to jeszcze w czasach, kiedy pracowałam w fundacji. Spotkałam się wtedy z klientką i początkowo rozmawiałyśmy o sprawach ogólnych, jej dzieciach itd. W międzyczasie położyła na biurku pogniecioną i popisaną decyzję. Zapytałam wtedy, co się stało, ale ona dalej do mnie mówiła, nie gubiąc wcześniejszego wątku. Wzięła wtedy jednocześnie do ręki swój telefon i zaczęła pisać kopię roboczą SMS-a. Napisała w nim, że: „TO ON”. Odpisałam jej: „KTO ON”? Odpisała, że „MÓJ MĄŻ”. Zapytałam wtedy, co się stało i zaczęła pisać, że jeszcze w czasie, kiedy mieszkali w Czeczeni, był uzależniony od alkoholu i bardzo ciężkich narkotyków. Uaktywnił się w nim też zespół stresu pourazowego, który bardzo często dotyka straumatyzowanych wojną uchodźców. Wielu z nich nadal nie przepracowało swoich wojennych przeżyć, przez co dopadły ich poważne zaburzenia psychiczne. Ja nie chcę ich oczywiście usprawiedliwiać – nigdy nie będę usprawiedliwiać przemocy, ale te problemy później nasilają się wskutek takiej niemożności uzyskania statusu pobytowego.
Koniec części pierwszej
Tekst: Martyna Grysla