Każdy z nas ma swoje marzenia i chce, by się spełniły. Pragniemy wielkich rzeczy, takich jak fantastyczne przygody rodem z książki czy filmu, lub tych mniejszych, jak zdanie egzaminu w pierwszym terminie. Wiemy, co to znaczy marzyć przez tygodnie, miesiące, lata z nadzieją, że któregoś dnia nasze pragnienie się urzeczywistni.
Lazlo Strange. Imię po zmarłym wuju mnicha, który opiekował się chłopcem, a nazwisko takie samo jak każdej znajdy w Królestwie Zosmy. Nie jest nikim szczególnym. Zwykły chłopiec z marzeniami, które może kiedyś się spełnią. Sierota wychowywana przez mnichów. Spędza u nich lata. Nie wie nic o swojej przeszłości – kim jest, kim byli jego rodzice, skąd pochodzi. Razem z innymi dziećmi znalazł się u zakonników, którzy się nimi zajęli. Od brata Cyrusa nasłuchał się wielu cudownych historii o zapomnianym przez wszystkich miejscu, Szlochu czy – jak je nazywa sam Lazlo – Niewidzialnym Mieście. W tej chwili w chłopcu zaczyna rosnąć marzenie zobaczenia na własne oczy nieznanej krainy.
Przygody bibliotekarza
Co ciekawego może być w historii o bibliotekarzu? Okazuje się, że całkiem sporo. To właśnie przez to, że Lazlo spędził większość swojego życia wśród książek, mógł przeżyć tę przygodę (warto być molem książkowym). Poświęcił sporo czasu na zdobywanie informacji o mieście zapomnianym przez wszystkich wokół. Studiował księgi – nawet rachunki – wyłapując najmniejszą wzmiankę o Szlochu. Sami pewnie nie raz chcielibyśmy mieć jego wytrwałość. To nie lada wyczyn trwać przy swoim marzeniu, gdy wszyscy uważają, że lepiej byłoby zająć się czymś o wiele bardziej produktywnym.
W końcu jego wysiłek zaowocuje, gdy przybędą mistyczni wojownicy. Przekroczą bramy Wielkiej Biblioteki, w której pracuje Lazlo, ale to nie jemu zaproponują wyprawę przez pustynię Elmuthaleth. Jednak co to byłaby za historia, gdyby na tym się zakończyła? Wszak to dopiero początek niezwykłej opowieści.
Shrestha i thakrar
Jedną z rzeczy, które fascynują – poza powtarzającym się motywem ćmy i tajemniczym prologiem – są słowa rozpoczynające każdą z czterech części książki. Autorka postarała się nie tylko o oryginalne brzmienie wyrazów, ale zadbała o wszystko – od wyjaśnienia ich znaczenia po przytoczenie historii do nich nawiązujących. I tak na przykład shrestha oznacza „marzenie, które spełnia się, lecz nie marzącemu”. Sądzę, że idealnie odwzorowuje to początkową sytuację Lazla. Po tylu latach spędzonych na studiowaniu książek i pielęgnowaniu w sobie marzenia na pewno nie spodziewał się takiego – wcześniej wspomnianego – obrotu sprawy.
Między jawą a snem
Historie bywają przeróżne, ale rzadko bywa tak, że do ostatniej strony nie wiemy, co się wydarzy. Laini Taylor zadbała o to. Im bliżej jesteśmy ostatnich słów, tym bardziej książka nas zaskakuje. Wiele spraw w końcu się wyjaśnia, przy niektórych żywimy nadzieję na dobre rozwiązanie. Z niecierpliwością oczekujemy zakończenia, manewrując między jawą a snem. Wydaje się, że dana sytuacja musiała być tylko majakiem sennym, a okazuje się realna lub na odwrót. Tak jak i w swojej poprzedniej serii książek, tak i tutaj autorka chętnie wykorzystuje ciągłą niepewność co do losów poszczególnych bohaterów, utrzymuje nas w niewiedzy i zaskakuje na każdym kroku. Do tego dochodzą prawdziwe sny, w których Szloch wygląda jak z opowieści brata Cyrusa, centaury spacerują ulicami, z domów wydobywają się smakowite zapachy, a tajemnicza niebieskoskóra dziewczyna okazuje się tak samo realna jak mistyczni wojownicy i ich świat.
Podsumowanie
Laini Taylor, autorka Marzyciela, stworzyła świat niczym ze snu, pełen nieszablonowych postaci i niespodziewanych zwrotów akcji. Świat, w którym można zatracić się na parę godzin, by oderwać się od niego z poczuciem nienasycenia. Przy niektórych fragmentach będziemy chcieli zatrzymać się na dłużej, inne jednak chętnie ominiemy, żeby przejść do ciekawszego momentu. Może wytrwałość i upór Lazla obudzi w nas podobną siłę do osiągania szczytów, gdzie znajdują się nasze marzenia?
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy Wydawnictwu SQN.
Tekst: Aleksandra Stupera