Podróże kształcą i uwrażliwiają nas na problemy innych ludzi. Dlaczego coraz mniej osób decyduje się na wyjazdy? Z czego wynika małe zainteresowanie etnologią? Między innymi o tym porozmawiałam z przedstawicielami Koła Naukowego Etnologów: Julią Cierlaczyk, przewodniczącą, oraz dr. Grzegorzem Błahutem, opiekunem Koła.
AŻ: Czym zajmujecie się w Kole?
GB: Zajmujemy się głównie nauką, ale w sposób bardziej przystępny i otwarty, niż ma to miejsce w ramach zajęć dydaktycznych. Próbujemy integrować ludzi z pasjami, lubiących się spotykać, ciekawych świata, chcących robić coś więcej, niż tylko pisać prace zaliczeniowe. Wiele naszych działań zmierza do popularyzacji etnologii. Organizujemy wydarzenia dla odbiorców w różnym wieku i zapraszamy na spotkania osoby, które mają coś interesującego do powiedzenia. Przykładowo podczas ostatniej edycji CiAFO (Cieszyńskiego Akademickiego Festiwalu Obieżyświatów, organizowanego przez nas od dwóch lat) koncert dał marokański artysta, Mustapha El Boudani, a w czerwcu byliśmy na wycieczce w Mysłowicach, by poznać zawiłości historyczne związane z Trójkątem Trzech Cesarzy. Na przyszłość też nie brakuje nam pomysłów.
JC: Często dołączamy do rozmaitych imprez, rozstawiając stoisko i pokazując, czym się zajmujemy. W tym roku wzięliśmy udział w Śląskim Festiwalu Nauki, na którym opowiadaliśmy o maskach z różnych stron świata, a także w Dniu Godności Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną, tworząc zakątek z przyprawami i ciekawostkami na ich temat.
Jak można do was dołączyć?
JC: Wystarczy tylko (lub aż, bo to czasem nie lada wyzwanie) odnaleźć salę, w której się spotykamy i zgłosić chęć dołączenia do nas. Czekamy z otwartymi ramionami!
GB: Jesteśmy również otwarci na studentów z innych kierunków. Jedyna składka członkowska to szczere chęci.
Co roku bierzecie udział w Maratonie Pisania Listów Amnesty International. Na czym to polega i z jaką reakcją się spotyka?
JC: Za każdym razem bohaterami Maratonu Pisania Listów zostają inne osoby. To ludzie z całego świata, aktywiści, więźniowie sumienia, jednostki, których prawa są łamane. Piszemy w ich sprawach listy do władz, a także listy wsparcia do nich samych. Wierzymy, że ta akcja rzeczywiście przynosi efekty, nawet jeśli z pozoru sytuacja wydaje się nie ulegać poprawie.
GB: Reakcja studentów jest pozytywna, chętnie się przyłączają i rozumieją tego typu problemy. My, jako etnolodzy i antropolodzy, uświadamiamy sobie odmienność stylów życia, systemów wartości i kultur, więc chcielibyśmy, aby świat taki pozostał, by pozwalano żyć ludziom zgodnie z ich przekonaniami. Niestety nie wiemy, jakie są ostateczne skutki naszych działań, jednak kierujemy się biblijną myślą, którą można sparafrazować, mówiąc, że nawet jeśli jedna owieczka zostanie ocalona, to całe niebo się raduje.
Podróże zmieniają nasze podejście do wielu kwestii, a i tak coraz mniej osób decyduje się na wycieczki. Z czego to wynika? Jak można temu zaradzić?
JC: Nie wiem, czy faktycznie jest tak, że coraz mniej osób podróżuje. W swoim gronie mam wielu znajomych, którzy całe wakacje spędzają z plecakiem. Jednak warto pamiętać o tym, co podsuwają nam media na co dzień. Mam na myśli obrazki, zdjęcia, filmy z odległych miejsc, relacje na żywo, opowieści z wakacji. Zaczynamy się w ten sposób przyzwyczajać do pewnych widoków, na nikim już nie robi wrażenia wieża Eiffla odwiedzona przez kolegę, bo każdy ją zna. Trzeba zrozumieć, że wycieczka nie daje nam jedynie wzrokowych doznań, poza nimi są też zapachy i hałasy, których nic nie odda. Mamy niepowtarzalną okazję wziąć udział w życiu innych ludzi, minąć ich na ulicy, obserwować. Zobaczyć cudzą codzienność. Doświadczanie jest fajne – czy to obcej kultury, języka, czy koloru wody w rzece i zapachu przypraw na straganie.
GB: Wydaje mi się, że dużo osób rezygnuje z wyjazdów ze strachu przed terroryzmem, jednak dzięki organizowanym przez nas festiwalom można spojrzeć na te sprawy inaczej. Już pierwsze CiAFO w 2017 roku pokazało, że świat zwykłych ludzi, który poznaje się przy okazji takich podróży, jest o wiele bardziej przyjazny niż ten kreowany przez politykę, przemysł i media.
Podróże mogą być przyjemne i relaksujące, ale czy można też połączyć przyjemne z pożytecznym – pracę ze zwiedzaniem?
GB: Moim zdaniem kiedyś to było bardziej powszechne. Osobiście zobaczyłem w ten sposób północną część Szkocji, pożyczając od farmera, u którego pracowałem, rower albo samochód. Brałem nawet udział w połowie krabów na Morzu Północnym. Obecnie nie łączy się jednego z drugim, jednak nie wiem, z czego wynika ta zmiana. Może ze specjalizowania się w określonych dziedzinach?
JC: Według mnie nie jest to trudne, jeśli umie się to zrobić. Z pewnością istnieje wiele zawodów, w których przydaje się zacięcie etnologiczne. Etnologia uczy otwartości na otoczenie, co wchodzi w krew. Wtedy zaciera się granica między pracą a przyjemnością.
W maju miał miejsce Ogólnopolski Protest Etnologii „Murem za Etnologią”, do którego przyłączyło się sporo uczelni, w tym także nasz Uniwersytet. Co sprawia, że Wasza dyscyplina naukowa nie cieszy się taką samą popularnością jak inne? Jak można temu sprostać?
JC: Trudno odpowiedzieć na to pytanie, bo gdyby odpowiedź była jasna i pewna, łatwiej moglibyśmy przeciwdziałać bagatelizowaniu tej dziedziny. Może ludzie za bardzo upraszczają sobie jej definicję i zakładają, że zajmuje się czymś błahym, powszechnym – no bo przecież kultura to coś, co towarzyszy nam codziennie, coś, co sami tworzymy. Sądzę, że wszystko leży w naszych rękach! To my, jako obecni i przyszli etnolodzy, powinniśmy uświadamiać innym, czym tak naprawdę interesuje się etnologia, jak istotny ma wpływ na pozostałe dyscypliny naukowe.
GB: Istnieje kilka czynników takiego stanu rzeczy, w tym polityczne, ekonomiczne, a nawet historyczne. Przypuszczalnie etnologia nie cieszy się wielką popularnością dlatego, że jest nauką obejmującą całokształt ludzkiego życia i społecznego świata, a współczesność preferuje specjalistów w wąskich dziedzinach. Korzyści z posiadania wiedzy oraz kompetencji etnologicznych nie są też zawsze tak wprost wymierne jak w chemii czy fizyce. Wbrew pozorom etnologia wiąże się z pragmatyzmem, czerpie wiadomości z otoczenia i dzięki znajomości różnych mechanizmów pozwala zastosować określone rozwiązania. Dlatego ważne jest, aby o niej mówić oraz by stała się nauką bardziej zaangażowaną. Istotne wydaje się także dopuszczenie etnologów do głosu, bowiem kilka lat temu widziałem, że tradycje świąteczne w popularnych programach telewizyjnych objaśniali celebryci.
Jak wygląda życie na pograniczu? Z jakimi wiąże się trudnościami?
JC: To przede wszystkim wspaniałe doświadczenie – móc obcować, a często też mieszkać w jednym budynku z ludźmi o odmiennej tożsamości narodowej, wyznaniu czy operujących różnymi językami. Szczególnie, będąc studentem etnologii – i do tego z zupełnie innej części Polski, tak jak ja! Jednocześnie obszar pogranicza zdaje się wymykać z ram, które mamy wtłoczone do głów od małego. Nie jest w nim czarno-biało; tu Polska, tam Czechy, tu mieszkają Polacy, tam Czesi, tam Zaolziacy, ci mówią tylko po polsku, tamci tylko po czesku. Nie, tutaj wszystko zdaje się przeplatać, przenikać i tworzyć pewną specyficzną prawidłowość.
GB: Moim zdaniem, w dobie internetu, nieograniczonych połączeń teleinformatycznych i otwartych w tej części Europy granic życie na pograniczu polsko-czeskim nie wydaje się różnić od życia w innych miastach o podobnej wielkości. Wiadomo, że istnieją takie oczywiste elementy jak język, waluta czy komunikacja i częściej spotykamy się z odmiennością w tym zakresie, ale jest to wielokulturowość bilateralna. Nie sądzę, by wynikały z tego jakieś większe trudności.
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej na temat Koła Naukowego Etnologów, koniecznie skontaktuj się z jego członkami, odwiedzając ich fanpage.
Tekst: Agnieszka Żeliszewska
Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement”(październik/listopad2019)