Każdego dnia chodzimy tymi samymi ścieżkami, mijamy te same miejsca. Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, co mają nam one do powiedzenia? Jaką historię kryje Śląsk, który, jak nam się wydaje, znamy już wystarczająco dobrze?
Śląsk można poznać na wiele sposobów. Przekonałam się o tym, rozmawiając z autorką, w której powieściach nasz region odgrywa niezwykle istotną rolę. To między innymi miejsce, gdzie miłość wygrywa z wojną, zabobonami i przeciwnościami losu. Chorzów, Pszczyna, a może wieś Dobra pod Częstochową? Na spacer śladami książkowych bohaterów zapraszam wraz ze śląską pisarką, Sabiną Waszut.
IS: Jak zrodziła się Pani pasja i dlaczego „otula” ją Śląsk?
SW: Pisałam od zawsze, natomiast moja pierwsza powieść to przelane na papier wspomnienia dziadków. Mój dziadek, tak jak książkowy Władek, był drukarzem. Zawsze przepięknie opowiadał, dlatego zarówno historie wojenne, jak i te dotyczące śląskiej codzienności były moimi, można tak powiedzieć, bajeczkami na dobranoc, oczywiście dostosowanymi do wieku. Jego opowieści bardzo długo mieszkały w mojej głowie, aż pewnego dnia stwierdziłam, że powinnam je przenieść na papier. Tak powstały Rozdroża, a w kolejnych latach W obcym domu i Zielony byfyj. Tym sposobem opowieści dziadków zostały zamknięte w trylogii książkowej, w pewnym stopniu dzięki czytelnikom, którzy prosili o kontynuację losów Zosi i Władka.
Czy udało się wychwycić z pamięci wszystkie wspomnienia dziadków?
Pamięć ludzka jest zawodna, poza tym historia mojego dziadka jest jego historią, niekoniecznie w całości prawdziwą. Co najmniej pół roku spędziłam w bibliotekach i archiwach, czytając książki dotyczące Śląska, by zadbać również o chronologię wydarzeń. Tak przygotowuję się do pisania każdej książki.
Gdyby podążać śladami bohaterów, od jakich miejsc należy zacząć?
Tak naprawdę dopiero w trzecim tomie ujawniam, gdzie toczy się akcja. Jest to Chorzów, moje rodzinne miasto, a zwłaszcza okolice ulicy Strzelców Bytomskich. Tam mieszkali moi dziadkowie. Przebieg wydarzeń często przenosi się również na ulicę Wolności, gdzie znajdowała się garmażeria, w której pracowała książkowa Zosia. Jest to punkt, który naprawdę mieścił się przy ulicy Wolności. Przenosimy się również do Katowic i do Pszczyny. Można przespacerować się tamtejszym parkiem, który często odwiedzała Zosia.
A Wesołe Miasteczko, którego jednymi z pierwszych gości byli Zosia i Władek?
Oczywiście, że tak. Wszystkie daty się zgadzają i faktycznie, tak jak w książce, mieszkańcy Chorzowa i Katowic musieli jeździć do parku i brać udział w akcjach społecznych, które były wtedy popularne. Można zatem stwierdzić, że Wesołe Miasteczko i Park Śląski zostały wybudowane poniekąd ich rękami.
Czy Bar na starym osiedlu istnieje naprawdę?
Bar na starym osiedlu jest książką pokazującą Chorzów współczesny, sam lokal zaś istnieje naprawdę. Bar o nazwie Smerf mieści się w Chorzowie Batorym; mnóstwo mieszkańców przychodzi tam do dziś, by zjeść przepyszny obiad. Ktoś, kto dobrze zna to miasto, z łatwością przeniesie się również w inne miejsca razem z bohaterami powieści.
Czy przed napisaniem książki odwiedza pani przyszłe miejsca akcji?
Tak, odwiedzam. Przez pół roku sporządzam notatki, zbieram informacje. Przed rozpoczęciem pracy nad Narzeczoną z getta wiele razy byłam w Sławkowie. Współpracowałam również z Muzeum Sławkowskim, które przesyłało mi wiele dokumentów i informacji. Prace te są bardzo dogłębne. Pracując nad tą książką, zwiedzałam miasteczka żydowskie, stare synagogi i cmentarze. Odwiedziłam również kawiarnię w Będzinie, Jerozolimę, gdzie kosztowałam żydowskich potraw. Staram się wszystkimi zmysłami poznać historię i umożliwić to również czytelnikom.
Do końca roku 2019 zajmowała się pani edukacją regionalną w Muzeum „Górnośląskim Parku Etnograficznym w Chorzowie”. Czy praca w skansenie miała wpływ na pasję?
Miała bardzo duży wpływ. Pomagała mi, a nie odrywała od pisania, jak mogłoby się wydawać. To nie były dwa światy. Szczególnie jest to widoczne w mojej powieści Dobra-noc, zawierającej opisy wielu starych obyczajów i obrzędów, nie tylko śląskich. Wszystkie zwyczaje i legendy bardzo się mieszają. Rzadko jest tak, że coś dotyczy tylko jednego regionu. To, o czym opowiadałam zwiedzającym Muzeum, także znajduje się we wspomnianej książce. Jej akcja osadzona jest we wsi Dobra, nieopodal Częstochowy.
Były książki z historią, zabobonami w tle. A co z legendami?
Trudno powiedzieć. Legendy są oddzielnym tematem i myślę, że niełatwym zadaniem byłoby je wpleść w akcję. Być może na bazie którejś z nich dałoby się stworzyć jakąś historię. Nie myślałam o tym, ale jest to pewien pomysł.
A czy zna pani jakieś legendy śląskie?
Takich typowo śląskich legend jest niewiele. Jedyną, która dotyczy szczególnie Górnego Śląska, jest legenda o Skarbniku – władcy podziemia, który pilnuje porządku i nagradza przestrzegających obowiązujących tam zasad i norm. Karał on natomiast tych, którzy postępowali wbrew regułom. W kopalni nie można było na przykład gwizdać.
A przyjezdni, którzy mieszkają na Śląsku, by studiować – które miejsca powinien odwiedzić każdy z nich?
Żeby poznać stary Śląsk, oczywiście należy wybrać się na Nikiszowiec – miejsce kultowe. Co prawda kiedyś z większą dozą intensywności można było poczuć tam ducha starego Śląska, jednak w dalszym ciągu jest to piękna dzielnica. Zresztą starych dzielnic, starych familoków jest więcej – na przykład w Rudzie Śląskiej, Kochłowicach. Warto zobaczyć te miejsca, bo taki był kiedyś Śląsk. Oczywiście trzeba też obowiązkowo zwiedzić którąś z kopalń. Jednak nasz region ma różne oblicza – to nie tylko szyby górnicze, ale przede wszystkim miejsce kulturalnych wydarzeń. Siedzimy teraz naprzeciwko Teatru Śląskiego. Jest to obiekt, który naprawdę warto odwiedzić, bo sztuki, które są w nim wystawiane, prezentują naprawdę imponująco wysoki poziom.
Co wyróżnia Śląsk?
Myślę, że charaktery Ślązaków. Jeżdżąc po różnych miejscowościach, znajdziemy wiele wspólnych elementów. Oczywiście region ten jest nadal bardzo przemysłowy, dlatego związanych z tym obiektów pewnie będzie najwięcej. Myślę, że wyróżnia nas potrzeba porządku, którą w zasadzie wyssaliśmy z mlekiem matki. Mimo że narzekamy czasem na śmieci, panuje tutaj ład. Podróżując po kraju, da się zauważyć, że pod względem dbałości o porządek i dobrej organizacji bardzo się wyróżniamy.
A gościnność?
Oczywiście, gościnność również nas wyróżnia. Odwiedziny u nas niemal zawsze kończą się obiadem, ciastem i jakoś trudno wyjść – a nie wszędzie tak to wygląda. Dlatego uważam, że Śląsk jest przede wszystkim w nas i my, mieszkańcy tego regionu, go tworzymy.
Gdyby jedna z powieści miała zostać zekranizowana, którą by Pani typowała?
Teraz modne są historie wojenne, więc cały cykl Rozdroży, który jest przepiękną sagą rodzinną, posiada wszelkie atuty, aby na jego podstawie powstał film czy nawet krótki serial. Narzeczona z getta również wpasowuje się w tematy, które aktualnie się porusza, sprawy, o których warto pamiętać. Niestety odchodzi już ostatnie pokolenie mogące nam bezpośrednio o drugiej wojnie światowej opowiedzieć.
Czy brakuje nam książek, które zachowują przeszłość?
Wydaje mi się, że jest ich nawet przesyt, zwłaszcza jeśli chodzi o tematykę Auschwitz. Nie pokusiłabym się już o napisanie takiej książki. Z pewnością czytelnik, który interesuje się losami ludzi podczas drugiej wojny światowej, ma po co sięgać.
Tekst: Iwona Smyrak
Zdjęcie: Katsiaryna Kalyska
Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement” (styczeń/luty 2021)