Jesteśmy świadkami szybkiego i wciąż przyspieszającego rozwoju nauki, a co za tym idzie – także technologii. Niemal każdego dnia słyszy się o nowych odkryciach, nowinkach technologicznych. Budzi to z jednej strony dumę, rysuje przed człowiekiem perspektywę świetlanej przyszłości – technologia ma przecież ułatwiać życie – lecz z drugiej wywołuje niepokój, bo – zgodnie z podstawami fizyki – kiedy mocno się rozpędzimy, trudno potem wyhamować i dlatego bardzo łatwo ręka ludzkości może wjechać prosto i nieodwracalnie w nocnik.
O rodzących się w mojej głowie pytaniach dotyczących nauki i jej rozwoju postanowiłem porozmawiać z doktorem Tomaszem Rożkiem – fizykiem z wykształcenia i dziennikarzem naukowym z zawodu, znanym Wam pewnie przede wszystkim z prowadzenia programu telewizyjnego Sonda 2 oraz popularnej strony internetowej i kanału w serwisie YouTube, mianowanych w dość wymowny sposób: Nauka – to lubię!.
JP: Technologia rozwija się od samego początku ludzkości. Czy nie wydaje się to panu niepokojące, że następuje to już w pewnym sensie poza naszą kontrolą?
TR: Przede wszystkim technologia jest dla nas – to my ją przecież rozwijamy, bo czujemy taką potrzebę. Napisałem kiedyś w jednej ze swoich książek, że kiedy zbudujemy sobie szybki pociąg, w którym nam się wygodnie siedzi, to łatwo przy tak dużej prędkości przeoczyć, co dzieje się za oknem. Generalnie sam pociąg nie jest zły, bo przecież tak go sobie zbudowaliśmy, żeby był szybki, ale oczywiście rodzi to pewne niebezpieczeństwa i ważne jest, żebyśmy zdawali sobie sprawę z ich istnienia.
Nauka, odnoszę takie wrażenie, ma chyba tendencję do otwierania drzwi bez zastanowienia się, co może kryć się za nimi. Zdaje się, że trafiamy przez to czasem na kwestie dla naszej etyki niejasne.
Tak, choć na tym polega przecież rozwój – na wchodzeniu do kolejnych pokojów i zastanawianiu się, czy szukać następnych drzwi. Czasem te drzwi mogą być pięknie zdobione, lecz gdy przez nie przejdziemy, trafiamy do ponurej i ciemnej dziupli pełnej pajęczyn. A innym razem, jeśli poszukamy, to natrafimy na jakieś ukryte za obrazem tajne przejście do pełnej przepychu sali balowej. Pełnej przepychu i, oczywiście, następnych drzwi. Czasem popełnimy jakiś błąd, w historii nauki jest ich wiele, ale jeśli chcemy się rozwijać, to te błędy będą się pojawiać. Ważne jednak, by wyciągać z nich odpowiednie wnioski.
Czy jednak ingerencja technologii w nasze życie nie jest zbyt duża? Tostery na bluetooth, ciągłe śledzenie naszych poczynań – wydaje się, że maszyny pozbawiają nas prywatności…
To my sami się jej pozbawiamy. To właśnie ten pociąg, o którym mówiłem – cieszymy się, że mamy najnowszy telefon. Jeśli komuś przeszkadza, że jego komórka wie o nim za dużo, może ją wyrzucić i zaopatrzyć się w starszy model, tak samo jak możesz sobie kupić płytę winylową, jeśli wkurzają cię CD. Tylko jednak więcej ludzi woli właśnie drugą opcję, bo ma ona swoje plusy i wychodzi na to, że jest ich więcej niż w przypadku winyli. Pamiętajmy, że technologia jest narzędziem i to, co człowiek z nią zrobi, zależy jedynie od niego samego. Świadomie udostępniamy w sieci tyle informacji o sobie i świadomie kupujemy najnowsze gadżety; tworzymy popyt, bez którego nie byłoby podaży.
No tak, mamy przecież internet – miejsce, które jest właściwie skarbnicą wiedzy, ale też i swego rodzaju „wysypiskiem” informacji. Odnoszę wrażenie, że część ludzi odbija się nieco od nauki, z jednej strony pragnie zdobyć jak największą wiedzę, ale z drugiej – kompletnie jej nie weryfikuje.
To może być wina przestarzałego systemu edukacji, który powstał jeszcze w czasach, kiedy to nauczyciel był jedynym źródłem wiedzy. Dziś zmienia się to w taki sposób, że dziecko, które w drodze do szkoły przegląda na komórce internet, pochłania większą ilość informacji niż później tego dnia w szkole. Nauczyciel stracił monopol na przekazywanie wiedzy. I problemem jest to, że szkoła się z tym faktem nie liczy, nie idzie z duchem czasu i nie próbuje nauczyć czegoś takiego jak krytyczne myślenie albo samodzielna weryfikacja informacji. I chyba stąd teraz na przykład to zamieszanie ze szczepionkami. Dzieje się tragedia, dziecko umiera, więc rodzic – to naturalne – racjonalizuje, szuka winnego. A wtedy winne stają się firmy farmaceutyczne i szczepionki. I kiedy przeczytasz gdzieś, że szczepionki zabijają ludzi, a jednocześnie słyszałeś, że dzieci sąsiadki „zachorowały” na autyzm właśnie przez szczepionki, to najczęściej nie czujesz potrzeby wniknięcia w problematykę, tylko masz już wyrobioną opinię. Nie tworzysz analogii, nie zadajesz sobie pytań, które mogłyby ujawnić absurd twoich przekonań. A na tym właśnie polega nauka, że nie opiera swoich założeń i wniosków na jednym przykładzie, nawet jeśli jest on prawdziwy, a na długotrwałym i sumiennym zbieraniu i weryfikowaniu wielu dowodów. A takie spojrzenie pomaga zauważyć, że nowoczesna medycyna (włącznie ze szczepionkami właśnie) ratuje niezliczoną ilość istnień ludzkich. Umiejętność krytycznego myślenia jest niezbędna do normalnego funkcjonowania w dzisiejszym świecie.
Podważamy przecież pewne informacje, choć wydaje mi się, że chyba nie o to chodzi. Mówię tu choćby o tak zwanym kulcie płaskiej Ziemi. Trochę to smutne, prawda?
Powiem tak: jeszcze dwa lata temu nie wierzyłem, że ktoś może dziś podważać coś tak fundamentalnego, popartego tak wieloma dowodami i robić to jednocześnie za pomocą argumentów przeczących nauce.
A skąd, pana zdaniem, ten niepokój, lęk przed technologią? Mówię tu na przykład o elektrowniach atomowych. Wynika to z niewiedzy?
Technologia wkracza po prostu w miejsca, w których wcześniej jej nie było, i to z tego powodu czujemy pewien dyskomfort. Z jednej strony pracujemy nad sztuczną inteligencją, która ma symulować działanie naszego mózgu, ale z drugiej – nie wiemy przecież do końca, jak działa nasz mózg, prawda? Nie wiemy, gdzie nas to zaprowadzi. Wszystko, co robimy, pozwala nam dowiedzieć się czegoś o nas samych. Sztuczna inteligencja, zaprogramowana, aby przetrwać w warunkach jakiejś rywalizacyjnej gry, staje się bardziej agresywna niż człowiek. Dlaczego? Tego nie wiemy. Gdybyśmy mieli całkowitą wiedzę na temat naszych mózgów, tego w jaki sposób są skonstruowane, zastępowanie go odpowiednią technologią nie budziłoby raczej takiego niepokoju, tak jak nie martwi nas zakładanie coraz bardziej zaawansowanych technologicznie protez.
Nie boi się pan, że pewnego dnia ludzkość zrobi o jeden krok za daleko? Obudzi się z symboliczną ręką w nocniku?
Ależ już wielokrotnie budziliśmy się z ręką w nocniku, tylko zawsze można było jeszcze ją wyjąć! Jestem optymistą, jeśli chodzi o sam rozwój. Owszem, sądzę, że należy uważać na wiele rzeczy, w pewnych momentach dobrze jest się wstrzymać, ale to normalne – tak jak w sytuacji, kiedy rodzic idzie za dzieckiem i woła: Nie biegnij tak, bo się przewrócisz. Oczywiście, że to dziecko się przewróci, ale to nieodłączny element nauki. Jeśli ono by tych rodziców posłuchało, to nigdy nie stanie samodzielnie na nogi, nigdy nie wyjdzie w świat, aby go poznawać i odkrywać.
Autor tekstu: Jakub Paluszek
Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement” (maj/czerwiec 2017).