Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak wiele możesz przeżyć, kiedy odłożysz aparat. Jak duże znaczenie ma dla nas w codziennym życiu robienie zdjęć? Czy naprawdę wszystkie są nam potrzebne?
Galeria sztuki to miejsce przeznaczone do prezentacji dzieł artystycznych. Można powiedzieć, że to zbór pomieszczeń, do którego ludzie przychodzą zachwycać się czyimś talentem. Twórcy z poprzednich epok; niektórzy tak znani, że przed owocami pracy ich rąk ustawiają się kolejki. Kolejki, żeby zrobić sobie zdjęcie z obrazem?
Mam swój własny
Jakiś czas temu, kiedy w największym paryskim muzeum Luwrze trwał remont, a jedno z najsłynniejszych dzieł Leonarda da Vinci Mona Lisa zostało przeniesione do innego skrzydła, pojawił się pewien problem. Żeby zobaczyć damę z tajemniczym uśmiechem, zwiedzający musieli czekać aż 2 godziny w kolejce. Jednak większość turystów nawet nie oglądała słynnego działa. Ludzie przychodzili, robili zdjęcie i znikali, nie skupiali się na brązowowłosej kobiecie, nie odszukiwali szczegółów w jej twarzy i subtelnych pociągnięć pędzla. Wiele osób odwracało się tyłem i z radosnym uśmiechem ustawiało do selfie. Innym fotogenicznym dziełem jest obraz Vincenta van Gogha Autoportret – ten bardzo znany, na falującym niebieskim tle, który znajduje się w Musée d’Orsay w Paryżu. Tutaj sytuacja wygląda odrobinę inaczej, ponieważ nie ma tak wielu chętnych, więc spokojnie można podejść, zrobić zdjęcie i iść dalej. Po co skupiać się na oryginale, przecież mamy teraz swój własny obraz uwieczniony na fotografii.
Zatrzymujemy chwilę, ale po co?
Większość z nas pewnie złapała się na tym, że zamiast obserwować i zapamiętywać, robi zdjęcia. Jest prościej, można do nich wrócić i powspominać, można wysłać, wstawić na social media i się pochwalić. Warto jednak zastanowić się, czy na pewno jest nam to zawsze potrzebne. Przeglądając galerię w telefonie czy pamięć mojego aparatu, nie na długo zatrzymujemy się na zdjęciach z muzeów. Tak naprawdę najbardziej imponujące w nich są fotografie samego wnętrza, a nie dzieł sztuki. Zdjęcie obrazu zazwyczaj nie oddaje piękna oryginału. Nie ta ostrość, trochę inne nasycenie kolorów, w ogóle wyszło poruszone i nie takie, jakie powinno być, a ostatecznie okazuje się, że temu prawdziwemu, namalowanemu właściwie się nie przyjrzeliśmy. Drugą kwestią, nad którą warto się zastanowić, jest to, ile razy wywoływaliśmy zdjęcia obrazu. Czy nie zalega nam na dysku, ale nie potrafimy go usunąć, sami nie wiedząc nawet dlaczego? Jednak największym problemem jest to, że kiedy skupiamy się uwiecznieniu dzieła, odbieramy sobie możliwość zachwycenia się oryginałem. Tylko przyglądając się obrazom czy rzeźbom fizycznie, możemy dostrzec szczegóły, a sama galeria sztuki i atmosfera panująca w jej wnętrzu sprzyja głębszej analizie konkretnego obiektu.
Nie tylko sztuka
Problem obsesyjnego robienia zdjęć to nie problem samych muzeów. Koncerty, imprezy, a nawet spotkania ze znajomymi przy kawie nieraz nie mogą się obejść bez standardowej foty albo całej serii zdjęć. Czasem wydaje mi się, że staliśmy się niewolnikami naszych własnych aparatów. Boimy się, że zapomnimy tego momentu i nie będziemy mogli do niego wrócić. Ale co z tu i teraz? Dlaczego nie potrafimy korzystać z niego w stu procentach? Spróbuj teraz sięgnąć pamięcią do jakiejś wyjątkowej chwili, ważnej dla Ciebie. Jeżeli zamkniesz oczy, to przypomnisz sobie wszystko, lepiej niż myślisz i wcale nie potrzebujesz do tego kolejnej serii fotografii na telefonie. Ważne momenty zostaną z Tobą na zawsze, więc zastanów się następnym razem, czy nie lepiej pozachwycać się chwilą i zostawić aparat lub telefon w torbie.
Źródło:
natszo, Dwie godziny w kolejce, żeby zobaczyć Monę Lisę. I mniej niż minuta na selfie z obrazem (wyborcza.pl/7,112588,25087178,dwie-godziny-w-kolejce-zeby-zobaczyc-mone-lise-wszystko-przez.html).
Tekst: Patrycja Grzebyk