Do Katowic zagościła znana na całym świecie wystawa Body Worlds. Pomysłodawcą i twórcą ekspozycji jest Gunther von Hagens. Miałem okazję ją zwiedzić, by następnie podzielić się z Wami wrażeniami. Uspokoję, że nie będzie to artykuł medyczny. A czy było warto – określicie sami po przeczytaniu.
Jak Wasze postanowienia noworoczne? Jak zdrowie i samopoczucie? Oby dobrze, bo okazuje się, że wiele czynników na nie wpływa. Zapytacie pewnie, co dokładnie i jaki to ma związek z wystawą – już spieszę z wyjaśnieniami. Jej nazwa „Vital” odnosi się do zdrowego trybu życia i zagrożeń dla zdrowia. Ale od początku. Wrażliwi ludzie proszeni są o wytrwałość, a osoby o innych poglądach – o otwarcie umysłu. Ostrzeżenie padło, więc mogę już powiedzieć, czym jest Body Worlds.
Zakazana sztuka renesansu
Niesamowite, jak czasami ludzie nie pasują do swoich czasów. Albo idee w ich umyśle. Na szczęście pan von Hagens nie podzielił losu renesansowych artystów, którzy musieli wykradać okazy będące przedmiotami ich cielesnych zainteresowań. Dzisiaj ludzie sami oddają się w ręce nauki i nikt nie powinien przyczepić się do ich wolnej woli. Nawet jeśli temat śmierci nie jest dla nas najmilszy, to jednak szanujemy życzenie zmarłego. Jest lekki problem z użyciem tutaj słowa „ciało” czy „zwłoki”, bo cała wystawa traktuje swoich dobroczyńców z nabożnym szacunkiem. Dlatego wszystkie przedmioty wystawy nazywane są eksponatami, preparatami lub plastynatami – odnosi się to do metody ich pozyskiwania, czyli plastynacji. I na tym poprzestańmy, chociaż – jak już wcześniej zaznaczyłem w fotorelacji (dostępnej na stronie internetowej „Suplementu”) – dla mnie to bohaterowie. Jak każdy, kto oddaje część siebie w imię czegoś wyższego, co może przynieść innym korzyść.
Dygresja poszła za daleko, zatem wróćmy. Tak, wystawa zawiera prawdziwe, ludzkie preparaty. Osoby przed śmiercią zgłaszają się do programu, po zgonie dawcę transportuje się do ośrodka w Guben, tam przeprowadza się skomplikowaną operację (opatentowaną przez Pana Gunthera) mającą na celu przygotowanie eksponatu na wystawę. W skrócie: proces polega na usunięciu wody i tłuszczu z ciała i zastąpieniu ich polimerami.
Niesamowita lekcja anatomii
Preparaty są później ustawiane w gablotach. Można podzielić je na dwie kategorie: pełne (makro) i pojedyncze (mikro). Chodzi o to, że wystawione są jako humanoidalna „rzeźba” lub jako poszczególna część organizmu. Zdradzać dużo nie będę, jednak już sam początek był mocny. Pomijając tabliczki z informacjami – do których zachęcam zerknąć – od razu ukazuje nam się prawdziwy ludzki szkielet. I pierwsze moje pytanie: czemu mamy popękaną czaszkę? To nierównomierne spękanie nie jest przypadkowe. Odpowiedź przychodzi przy kolejnej gablocie, gdzie leży dziecięca czaszka. Okazuje się, że potrzebujemy tych pęknięć – wcześniej były one chrząstką przy porodzie. Chrząstki nachodzą na siebie, kiedy wychodzi główka. Może przespałem to na biologii, ale nie przypominam sobie tego z lekcji. Takich pytań i szybkich odpowiedzi było więcej. Kiedy biologicznie można określić, czy zarodek jest już płodem? Czy czarne plamy na płucach zostają do końca życia? Gdzie wytwarzana jest krew? Dlaczego mi słabo, kiedy długo ćwiczę? Czemu ten przekrój ciała (tak, były tam też eksponaty prezentujące przekrój przez środek ciała lub jego konkretnych części) jest większy?
Było sobie życie
Nazwa mojej fotorelacji nie wzięła się znikąd. Przebywałem na wystawie dobre trzy i pół godziny. I przez ten cały czas czułem się jak w serii bajek o powyższym tytule. Cała trasa była podzielona na etapy, które odpowiadały różnym „warstwom”. Zaczęło się od kości, przeszło przez mięśnie i ścięgna. Następny w kolejce był układ nerwowy, obok niego układy oddechowy i krwionośny. Na rozwidleniu można było wybrać układ pokarmowy lub na chwilę zboczyć i trafić do pomieszczenia z rozwojem zarodka. Kilka kroków dalej i mamy wspomniany układ pokarmowy. Na końcu oczywiście wydalniczy i rozrodczy. Każda gablota, każda tabliczka z tekstem, każdy cytat wprawiał w zdumienie. Mało tego, każda z obecnych osób pilnujących wystawy była studentem medycyny. Odpowiadali chętnie na pytania, czasami nawet zagadywali sami, widząc, że omawiamy jakąś kwestię między sobą.
Jak w animacji, tak i tutaj pokazano cud życia. Nie mówię tylko o cudzie poczęcia i narodzin. Mówię ogólnie o nas samych. Może za dużo tu superlatywów, ale niesamowite jest to, jak wszystko istnieje w harmonii ze sobą. Koegzystując i wspierając się wzajemnie, nasz organizm i jego podzespoły działają bez namysłu. Po prostu funkcjonują, umożliwiając nam rozwój, który – muszę Was trochę zmartwić – podobno jest efektem ubocznym samolubności genów.
Nie tylko życie jest cudem. Nie tylko to, że każdy element można podzielić na jeszcze mniejszy, który również ma swoją skomplikowaną budowę – ucho jest tego najlepszym przykładem, a raczej jego kostki, będące najmniejszymi kośćmi w naszym ciele. Cudem jest też – jak twierdzą organizatorzy – spacer z drugą osobą. Brzmi dziwnie?
Ludzki potencjał – pierwiastek Boga?
Trzeba zatem przybliżyć sytuację. Jesteście w zatłoczonym mieście, obraz zmienia się co chwilę, bo wszyscy pędzą w wyścigu szczurów. Rozmawiacie z drugą osobą. Kontrolujecie każdy szczegół. Dosłownie. Choć nie zawsze świadomie. Dodajcie sobie do tego jakieś (w przybliżeniu) 600 mięśni, 200 kości, 100 ścięgien połączonych ze sobą. Kontrolowanych przez zmysły, zalewanych przez miejskie otoczenie, w którym jest masa informacji, świecących banerów, odgłosów. A jednak – jak często wpadacie na kogoś? To właśnie podświadomość. Wiadomo, to nie chodzenie po wodzie, ale i tak dość imponujące z logicznego punktu widzenia.
Jednak tutaj nie kończy się nasza zdolność zaskakiwania.
Brak słów…
Więcej informacji możecie znaleźć na wystawie (potrwa ona do 14 maja). Nie będę psuć zabawy. Czy polecam? Bardzo. Otwiera oczy na różne rzeczy. Poczynając od tego, że warto zdrowo się odżywiać, dbać o formę, środowisko, nawyki i jakość życia, poprzez to, że ciało ludzkie jest fenomenem, który odbiera mowę gadule takiej jak ja, a kończąc na tym, że ludzie mogą uczyć się nawet po śmierci. Czy to wystawa dla każdego? Podczas mojej wizyty biegały tam dzieci, przychodzili ludzie różnych kultur. Każdy z nas jest podobny. Podobnie złożony z podobnych elementów – szach-mat rasiści! Jest to wystawa dla każdego, kto pyta, kto zastanawia się nie tyle nad sensem życia, co raczej nad tym, jak ono działa. Widoki są do przeżycia. Sam byłem zszokowany tylko trzema preparatami, a dwa mnie zahipnotyzowały – kto widział naczynia krwionośne ręki, ten wie, o czym mówię. Ostrzeżenie na koniec. Nie spieszcie się. Poświęćcie czas na zbadanie wszystkiego, co oferuje wystawa.
Autor tekstu: Miłosz Koenig
Autorka fotografii: Martyna Gwóźdź
Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement” (maj/czerwiec 2017).
Fotorelację z wystawy znajdziecie pod adresem: suplement.us.edu.pl /byla-wystawa-czyli-body-worlds.
Więcej informacji na temat Body Worlds szukajcie na: www.katowice.bodyworlds.pl.