18 lat – to już pełnoletniość sztuki Kolega Mela Gibsona, wystawianej w Teatrze Korez, a napisanej przez Tomasza Jachimka. W grudniu 2007 roku odbyła się prapremiera tego monologu artystycznego, który po dziś dzień bawi publiczność, wypełniającą salę teatralną po brzegi. Kolega Mela Gibsona to pełna szyderstw, kpiny, drwin i ironii opowieść, w której wybitny aktor bezlitośnie punktuje środowisko aktorskie.
Mirosław Neinert zaprezentował pełnię swoich scenicznych umiejętności, wcielając się w postać Feliksa Rzepki, aktora, który niegdyś osiągnął wybitną sławę. Wdrapał się on na wyżyny aktorskich Himalajów i z dnia na dzień druzgocąco z nich spadł, chcąc, w przypływie swych emocji i twórczej niemocy (a przede wszystkim chęci zarobku), dopuścić się rzeczy wręcz skandalicznej.
Cała historia zaczyna się pozytywnie – opowieścią o rosnącej popularności Feliksa Rzepki, którą zapewniła mu rola Cyrano de Bergerac w jednym ze spektakli. Aktor gra głównie dla sławy i pieniędzy, których przysparzają mu zwłaszcza wyjazdy do Ameryki, gdzie występuje dla znajdującej się tam Polonii. To właśnie w trakcie lotu w klasie biznes ze Stanów Zjednoczonych do Polski Feliks Rzepka spotyka Mela Gibsona, którego nazywa swoim kolegą, choć, kiedy po powrocie do kraju próbuje się z nim skontaktować, ten nawet go nie kojarzy… (ah! ci aktorzy)
Historia opowiadana przez Feliksa Rzepkę ma swoje drugie dno – obnaża doszczętnie charakter Polaków, jak i samych aktorów. Wskazuje na ich skąpstwo (przykładowo, w biznes klasie leciał tylko Feliks Rzepka, ponieważ jego towarzysze podróży woleli wymienić otrzymane w prezencie bilety na tańsze turystyczne, zachowując w kieszeni 500 dolarów), zazdrość jednego aktora wobec drugiego, ciągłą rywalizację o bycie najlepszym, rodzinne sprzeczki oraz trudny charakter samego bohatera (Feliks Rzepka mówi wprost, że jego żona nie ma z nim łatwego życia). Niebezpośrednio naśmiewając się z aktorów, obnaża ich zawiść, nieustanną chęć bycia sławnym, bogatym oraz sztucznym – aktor bowiem całe życie gra, nawet bycie normalnym jest dla niego wyzwaniem. Dlatego właśnie nigdy nie wiadomo, czy można mu ufać – czy jest on szczery, czy cały czas jedynie odgrywa pewną rolę.
W trakcie opowieści postać grana przez Mirosława Neinerta wchodzi w liczne interakcje z publicznością. Wśród nich można wymienić chociażby opowieść z Ameryki, która kończy się wspólnym śpiewaniem O mój rozmarynie lub rytm wybijany nogami przez całą publiczność do beatu popisu raperskiego. Spektaklowi nadaje wspaniały charakter również inteligentny dowcip, który co chwilę rozbawia przybyłych do Korezu oraz przemyślany najdrobniejszy gest sceniczny. Oprócz tego, osobiście ujęła mnie scena początkowa, kiedy na sali zapanowała zupełna ciemność i nagle, jednym promieniem światła, padającym z góry, została oświetlona twarz Feliksa Rzepki, mającego jeszcze przypięty sztuczny nos ze sztuki, w której grał Cyrano de Bergeraca.
Cały spektakl grany jest tylko przez jednego aktora, a jego akcja rozgrywa się na komisariacie. Zielona ławka, krzesło, długopis, pusta kartka papieru i kubek wody – to tyle z elementów scenografii, która jest adekwatna do miejsca akcji. Surowa scenografia genialnie odpowiada warunkom w trakcie przesłuchania. Więcej na scenie nie potrzeba, ponieważ to nie rekwizyty są tu najważniejsze, lecz opowiadana przez aktora historia.
Strój Neinerta również dobrze wpisuje się w sytuację – zwykłe czarne spodnie i t-shirt tego samego koloru, na który zarzucona jest jasna koszula. Czarne buty i wybijające się zza nogawki czerwone skarpetki. Ubiór zwyczajny, ponieważ przesłuchiwany został zatrzymany i przewieziony na komisariat w całkowicie nieoczekiwanym dla niego momencie, podczas przeliczania dużej sumy pieniędzy. Pozostaje pytanie: skąd Feliks Rzepka zdobył tak dużą kwotę i dlaczego cała akcja rozgrywa się właśnie na komisariacie? Odpowiedź znajdziecie tylko w Korezie. Udajcie się na Kolegę Mela Gibsona, ponieważ tak genialne spektakle nie tylko warto, ale trzeba zobaczyć na własne oczy.
Na zakończenie muszę wspomnieć o jeszcze jednej sytuacji, która wydarzyła się po tym, jak na sali ustały owacje na stojąco. Feliks Rzepka przybrał już rolę – jak to tylko aktor potrafi – normalnego człowieka, wchodząc ponownie w skórę Mirosława Neinerta i jak zwykle pokazał, że Teatr Korez jest miejscem, w którym naprawdę można poczuć się jak w domu. Nie mówił w tonie gwiazdora, podobnym do granego przed chwilą aktora, a ukazał się jako normalny człowiek ze swoimi opowieściami. Sedno jego historii i ogłoszeń dotyczyło Kamili – młodej kobiety, która niegdyś pomagała, a obecnie sama potrzebuje pomocy. Dyrektor Teatru zwrócił się do publiczności, aby wesprzeć chorą Kamilę i organizowaną dla niej zbiórkę pieniędzy na zakup wózka inwalidzkiego. Jaki był rezultat? Nie wiedziałam nikogo, kto nie wpłacił na jej rzecz. Mirosław Neinert złapał przybyłych za serca i pokazał tym samym, że teatr zespala ludzi.
Tekst: Michalina Skwara